![]() |
|
Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu |
|
|
Publikacje |
Grzegorz W. Kołodko: Znam lepszą odpowiedź na pytanie z tego dowcipu: Otóż różnica polega na tym, że Pan Bóg jest wszędzie, a Kołodko już tam był! Wiele osób uważa pana za showmana sceny politycznej. Co Pan chciał osiągnąć poprzez stosowanie różnych rekwizytów i obcesowego języka? Grzegorz W. Kołodko: Tak mogą uważać tylko nieudacznicy tej sceny politycznej i ich zaplecze propagandowe w osobach równie nieudanych dziennikarzy. Ja w ogóle nie zajmuję się polityką, zrobiwszy bowiem swoje po raz drugi w polskim rządzie, pół roku temu zakończyłem swoją misję i wróciłem do pracy akademickiej. Uprawiając politykę posłużyłem się na konferencji prasowej rekwizytem - nożycami, żeby osiągnąć jakiś efekt. Jest on nawet silniejszy niż zamierzałem. Zwrócono uwagę na te nożyce, które się odzywały wtedy, kiedy były blokowane pewne rozwiązania w systemie podatkowym, a także na to, iż znakomita część budżetu państwa, który symbolizował ten bochenek chleba, nie znajduje pokrycia w dochodach i właśnie "przejadamy" swoją przyszłość. Uważa pan, że takie symbole trafiają lepiej do opinii publicznej niż słowa? Grzegorz W. Kołodko: Gdyby tak nie było, to panowie nie zadawaliby mi tego pytania, a to właśnie ono jest tego najlepszym dowodem. W latach 1967-68 pracował pan jako robotnik budowlany... Grzegorz W. Kołodko: Tak, bo nie poznali się na mnie od razu i musiałem dwukrotnie zdawać na uczelnię, obecną Szkołę Główną Handlową. W przerwie byłem niewykwalifikowanym robotnikiem budowlano-montażowym i pracowałem przy tunelu pod Dworcem Głównym w Gdańsku. To był okres szczególny, gdyż wtedy w dużym stopniu kształtowały się poglądy i charaktery. Słynny Marzec 1968 r. przeżyłem wówczas właśnie w Gdańsku i to nie jako student, ale jako robotnik. Potem słynny Grudzień 1970 r. na Wybrzeżu, tak burzliwy i tragiczny, przeżyłem jako student i właśnie skrzyżowanie tych dwóch doświadczeń i punktów widzenia dało mi bardzo wiele materiału do młodzieńczych przemyśleń. Będąc robotnikiem zdrowo się wieczorami uczyłem, żeby zdobyć indeks, a nie wylądować w wojsku. Prowadził pan wykłady w USA. Jakie różnice zauważył pan pomiędzy studentami polskimi i amerykańskimi? Grzegorz W. Kołodko: Różnice są przede wszystkim między studentami dobrymi i mniej dobrymi, bo jednak studenci na najlepszych uczelniach są lepsi niż studenci na średnich czy na słabych. Wykładając na amerykańskich uczelniach i znając polskie realia, nie mam żadnych kompleksów ani jako profesor z Polski, ani żadnych kompleksów z punktu widzenia polskich studentów. Znam jednak uczelnie w Polsce, gdzie są lepsi studenci niż na niektórych amerykańskich uniwersytetach i odwrotnie, choć myślę, że te różnice są coraz mniejsze. Czy widzi pan różnice miedzy studentami szkół prywatnych i państwowych? Grzegorz W. Kołodko: W Polsce jest akurat tak, że uczelnie państwowe jeszcze są lepsze ze względów zupełnie zrozumiałych. Po pierwsze, mają dużo lepsze wyposażenie w aparaturę, urządzenia, bibliotekę. Po drugie, są nasycone kadrą, która jest dobrze w tych uczelniach zakorzeniona. Jednakże pojawiły się na polskiej mapie dydaktycznej i naukowej prywatne uczelnie, z których najlepsze są lepsze od najgorszych spośród państwowych i ten proces jest nieodwracalny. Ja sam od jakiegoś czasu pracuję wyłącznie na jednym etacie w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego, dlatego że tam stworzono mi odpowiednie warunki pracy i mogłem umiejscowić tam swoje Centrum Badawcze Transformacji Integracji i Globalizacji "Tiger". Ta uczelnia może być przykładem takiej, która nie musi mieć żadnych kompleksów z punktu widzenia porównywania się z uczelniami państwowymi. A jak pan ocenia naszą uczelnię? Jakie są szansę absolwentów? Grzegorz W. Kołodko: Mało ją znam, ale rzuca mi się w oczy kilka pozytywnych elementów i nie jest to tylko piękny, nowy budynek. Po swoim wykładzie zauważyłem, że pytania, jakie były formowane głównie przez studentów pokazują, że ci ludzie wiedzą o co pytać, a to jest bardzo ważny miernik. Znając niektórych profesorów, ich umiejętności naukowe, organizacyjne i dydaktyczne uważam, że ta uczelnia będzie rozwijała się ponad przeciętną i będzie należała do czołówki najpierw uczelni niepublicznych, a z czasem w ogóle uczelni, bo być może potrwa to jeszcze kilka lat, ale podział na uczelnie państwowe i prywatne będzie odgrywał coraz mniejszą rolę. Kiedy na scenę polityczną "powróci słodko Grzegorz Kołodko", jak mówi tekst piosenki jednego z polskich artystów? Grzegorz W. Kołodko: Kiedy pierwszy raz odchodziłem z rządu po latach 1994-97 miałem świadomość, że zrobiłem więcej niż zamierzałem, rozpoczynając realizację Strategii dla Polski. Wzrost produkcji o 28 procent, zmniejszenie się bezrobocia o milion osób, a inflacji o dwie trzecie - sądzę, że te wyniki są pozytywnie oceniane z perspektywy historycznej. Pamiętam, że wtedy odchodziłem w poczuciu dobrze spełnionej misji, ale także z głębokim przekonaniem, że do polityki nie wrócę, gdyż ma ona szereg takich uwarunkowań i cech, które mi nie odpowiadają. Mówiąc wtedy, że do polityki nie wrócę, szczerze tak myślałem i na podobne pytanie odpowiadałem, że nie jest to moim marzeniem. To samo mogę powiedzieć teraz z jeszcze większym przekonaniem, bo już dwa razy na tej wojnie byłem i nie widzę sensu, żebym miał pojechać trzeci raz jako weteran i kombatant. Świetnie się czuję w nauce i nie mam najmniejszego zamiaru wracać do polityki. Nic w tym kierunku nie robię i nie zamierzam. W polityce już swoje zrobiłem. Dziękujemy za rozmowę. Rozmawiali: Sławek Krzysztoń i Tomek Ćwiąkała Rozmowę przeprowadziliśmy 12 grudnia 2003 r. podczas wizyty Grzegorza Kołodki w Zamiejscowym Wydziale Administracyjno-Prawnym WSAiZ, gdzie profesor wygłosił wykład "Globalizacja, a perspektywy rozwoju polityki gospodaczej".
|