Profesor Grzegorz W. Kołodko - Wypowiedź dla WIRTUALNEGO WYDAWCY



Publikacje
Książki
Eseje
Working Papers
Artykuły
Wywiady
CV
Kontakt

     



http://www.wirtualnywydawca.pl/linki-05.11.03.1.htm

W serii zwyczaje czytelnicze: Prof. Grzegorz W. Kołodko, Dyrektor TIGER, Centrum Badawcze Transformacji, Integracji i Globalizacji przy Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego

W tej serii znane osoby odpowiadają na pytania dotyczące swoich przyzwyczajeń czytelniczych.


Ostatnio przeczytana książka z list bestsellerów?

Grzegorz W. Kołodko: Nie śledzę aż tak dokładnie list bestsellerów, zwłaszcza krajowych, gdyż nie mam do nich zaufania; nie koniecznie to co jest "na wierzchu", jest najlepsze. Być może przeto coś stamtąd przeczytałem, nie mając świadomości, że to "bestseller". Książki wybieram według innych kryteriów, w tym w ostatnich latach szczególną uwagę zwracam na prace laureatów Nagrody Nobla, m. in. prozę Toni Morrison, V.S. Naipaula, Guntera Grassa, Gao Xingjiana. Poezja mniej mnie ciągnie, ale sięgam czasami do Szymborskiej, Różewicza, a także Fernando Pessoa. Niestety, chyba nie trafiają oni na listy bestsellerów. Choć i z tamtej "półki" lubię też niekiedy sięgnąć po dobre książki Johna le Carre czy Fredericka Forsytha. Ale wyłącznie w języku oryginału!

Czy ma pan swojego ulubionego wydawcę? Za co ceni go pan najbardziej?

Grzegorz W. Kołodko: Tak, w Polsce MUZA, która znakomicie dobiera autorów i tytuły w serii "Biblioteka Bestsellerów". Wiele z tych książek czytam, gdyż wyżej cenię sobie ten wybór niż ulegające różnym modom i manipulacjom "listy bestsellerów". Natomiast na świecie PENGUIN BOOKS - za nieustający ciąg znakomitych pozycji literatury, nie tylko anglosaskiej zresztą, ukazujących się w wersji "paper back". Znakomitym wydawcą - najlepszym w swoim rodzaju - jest ponadto LONELY PLANET, z przewodnikami którego zjeżdżam świat.

Największe wydarzenie literackie XX wieku?

Grzegorz W. Kołodko: Koegzystencja wielkiej amerykańskiej czwórki prozaików - Caldwella, Steinbecka, Faulknera i Hemingwaya - i ich wiekopomne literackie DZIEŁO.

Czy posiada pan swoją ulubioną książkę i autora?

Grzegorz W. Kołodko: Oczywiście, nawet dwie - i to skrajnie odmienne w swojej ostatecznej wymowie: "Colas Breugnon" Romain Rollanda oraz "Martin Eden" Jacka Londona.

Często odwiedza Pan księgarnie? Posiada pan ulubione miejsce zakupu książek?

Grzegorz W. Kołodko: Chyba zbyt często, bo książek przybywa mi w domowej bibliotece w postępie geometrycznym, a czas na czytanie biegnie według postępu arytmetycznego. Książek kupuję wiele; ostatnia wizyta w księgarni to kolejne osiem tomów: cztery beletrystyczne, dwie naukowe, dwa przewodniki. A ulubione miejsce zakupu to bezwzględnie "Barnes and Noble", które wyróżnia się najbogatszą i najbardziej wszechstronną ekspozycją. Jest tam także miła atmosfera i z pożytkiem spędzić można wiele godzin (i wydać wiele pieniędzy!). Co ważne, żadne pytanie nie pozostaje bez odpowiedzi kompetentnego personelu. W Polsce zaś zaglądam do warszawskich księgarń na ciągu Krakowskiego Przedmieścia i Nowego Świata, ale - niestety - nie są one najlepiej zaopatrzone. BRAK NAM TAKIEJ NARODOWEJ INSTYTUCJI JAK AMERYKAŃSKI "BARNES & NOBLE"!

Czy książki są w Polsce za drogie?

Grzegorz W. Kołodko: Bynajmniej. Byłyby tańsze, gdyby lepiej funkcjonowała ich dystrybucja. To ona szwankuje i podnosi ceny detaliczne książek. Tu zatem trzeba skupić działania, aby książki mogły być tańsze. To nie ceny książek decydują o niezadowalającym poziomie czytelnictwa, ale liczne uwarunkowania kulturowe i instytucjonalne.

Skąd czerpie pan informacje o nowych tytułach i wartościowych pozycjach?

Grzegorz W. Kołodko: Co się tyczy literatury światowej - zwłaszcza angielskojęzycznej, a w tym języku czytam najczęściej i najwięcej - to głównie z pism, które prenumeruję: "The New Yorker" oraz "The Economist". Ten drugi tygodnik (choć na pozór tylko "ekonomiczny") każdego miesiąca przedstawia znakomitą syntezę tego, co się dzieje na rynku literatury pięknej - nie tylko angielskojęzycznej. Podróżując po świecie korzystam z informacji o literaturze konkretnego kraju w przewodnikach "Lonely Planet". Tak np. można trafić na świetne - dostępne w języku angielskim - książki kenijskiego pisarza Ngugi wa Thiong'o czy Ugandyjczyka Okot p'Bitek, albo też piszących po hiszpańsku autorów z Ameryki Łacińskiej - jak chociażby Jose Donoso z Chile czy Augusto Monterosso z Gwatemali. Podróżując zawsze też pytam wielu osób "co nowego i znaczącego" w ich rodzimej literaturze i z konfrontacji uzyskiwanych odpowiedzi wynikają ciekawe sugestie, co warto przeczytać. Ostatnio w ten sposób trafiłem na kilka fascynujących pozycji w rosyjskiej literaturze, które czytałem podróżując po Syberii i Dalekim Wschodzie. W odniesieniu zaś do polskiej literatury polegam na opinii osób, których opinie szczególnie sobie cenię, w tym także z samego szczyty polskiej piramidy literackiej - Tadeusza Różewicza i Józefa Hena. Nade wszystko zaś z dobrych rad znajomej - Magdy - która profesjonalnie zajmuje się właśnie polską książką i literaturą. Niekiedy nawet robi dla mnie zakupy. Tylko kiedy ja to wszystko przeczytam?! I tak czytam co najmniej trzy książki naraz. Obecnie "Elizabeth Costello" - ostatnią książkę J. M. Coetzee, ponownie "The Green Hills of Africa" Hemingwaya i "Mój przyjaciel Król" Józefa Hena. Nie licząc - oczywiście - kilku książek ekonomicznych, w tym ostatniej pracy zaprzyjaźnionego noblisty z dziedziny ekonomii - Josepha E. Stiglitza - pt. "The Roaring Nineties". Tę książkę - podobnie jak ostatnie znakomite dzieło Józefa Hena - otrzymałem bezpośrednio od autorów. Tak więc i tą drogą domowa biblioteka wciąż się rozrasta, a czasu wciąż ubywa. Zwłaszcza, że trzeba nie tylko czytać, ale i samemu pisać...

AK