Publikacje
Książki
Eseje
Working Papers
Artykuły
Wywiady
CV
Kontakt

|
|
|
|
Będzie 3,5% wzrostu
Rozmawiali: Henryk Szrubarz i Roman Czejarek
Teraz czas na rozmowę o gospodarce. Wczoraj prognoza Międzynarodowego
Funduszu Walutowego, burzliwa dyskusja w Sejmie na temat abolicji i
dzisiejsza publikacja w „Rzeczpospolitej”: „Nie będzie
leków za złotówkę dla emerytów”.
W studiu minister finansów, wicepremier prof. Grzegorz Kołodko. Dzień
dobry, Panie Premierze.
Zaczniemy może od informacji z „Rzeczpospolitej”: „Wbrew
obietnicom ministra zdrowia emeryci nie będą mogli kupować leków za
złotówkę. Z projektu ustawy o Narodowym Funduszu Zdrowia ministrowie
wykreślili przepis, który dawał osobom po 65. roku życia specjalne uprawnienia”.
Podobno Pan był najgorętszym przeciwnikiem zmian, które proponował minister
zdrowia.
Grzegorz Kołodko – A kto tak pisze? Kto tak mówi?
„Rzeczpospolita” dzisiejsza.
G.K. – A ktoś się pod tym podpisuje?
Pani Małgorzata Solecka.
G.K. – Aha, no to będzie Państwa przepraszała za to, że wprowadza
czytelników w błąd. Państwo tylko czytujecie, więc cytować wolno, ale
trzeba cytować tych, co mówią prawdę. Otóż po pierwsze – czy będą
leki za złotego (bo polski pieniądz nazywa się złoty, a nie złotówka,
ale tego pocztować nie będziemy), czy nie, to się jeszcze okaże. Natomiast
to, co Rada Ministrów zrobiła w ostatni wtorek, to przyjęła reformatorską
ustawę wg pomysłów pana ministra Łapińskiego, która – miejmy nadzieję
– znakomicie poprawi efektywność naszego sektora zdrowia, aby
zapobiegać temu, żebyśmy chorowali, a jak się nam już to – odpukać
– przytrafi, to lepiej nas leczyć, a zarazem żeby nas to wszystkich
taniej kosztowało. Natomiast co do samej idei tzw. leku za złotego (albo
jak to inni powiadają „leku dla seniora”), co dotyczyłoby
pewnych bardzo konkretnych specyfików, wytwarzanych także w oparciu
o polskie technologie, przez polski przemysł farmaceutyczny, gdyż są
to leki znakomite – tak twierdzą fachowcy, tak uważają lekarze,
tak sądzą przede wszystkim pacjenci, bo o nich się troszczymy –
to decyzje Rady Ministrów sprowadzają się do tego, że ta materia nie
ma związku z reformą systemową, którą realizuje pan minister Łapiński
w rządzie pana premiera Millera, i będzie przedmiotem osobnych decyzji,
poza tą ustawą o Narodowym Funduszu Zdrowia.
Czyli nic jeszcze nie zostało przesądzone w tej sprawie?
G.K. – Nic nie zostało przesądzone, tak jak dezinformuje „Rzeczpospolita”.
Natomiast to, co zostało w zasadzie przesądzone – to, że w tym
kierunku będziemy szukali dobrego rozwiązania, ale nie jest to materią,
nie jest to przedmiotem tego projektu ustawy, który już niedługo będzie
przedstawiany w Sejmie. Natomiast w rzeczy samej intencją polityki zdrowotnej,
koordynowanej przez rząd SLD–UP–PSL, jest to, aby pomóc
tym, którzy są w trudniejszej sytuacji materialnej. Choć skądinąd dyskusje
nadal się toczą, bo przecież wiadomo, że wśród osób, które mają lat
65 i więcej jest także znaczna część ludzi zamożnych, których stać na
to, żeby płacić za leki, których potrzebują za tyle, ile one w rzeczywistości
nas kosztują. A ponadto przecież wśród naszych Słuchaczy są i tacy,
którym daleko do tego godziwego, godnego wieku 65 lat (i obyśmy długo
młodzi byli, a zawsze zdrowi), ale są częstokroć w trudniejszej sytuacji
materialnej. Wobec tego ta sprawa wkrótce będzie rozstrzygnięta i na
pewno tym, którym trzeba pomóc i będzie nas na to stać w naszej wspólnej
kasie, będziemy pomagać.
A stać nas na coś takiego, Panie Profesorze? To jednak są dość spore
wydatki, żeby zastosować taką rzecz.
G.K. – To są spore wydatki, oczywiście. Macie Państwo prawo oczekiwać
od swojego ministra finansów, żeby przy okazji każdych pomysłów, które
polegają na tym, żeby wydawać nasze wspólne pieniądze, przyjrzeć się
wiele razy, czy to jest najlepszy sposób na ich wydawanie. I nie ulega
wątpliwości, że np. dopłaty do leków są jakąś formą pomocy społecznej.
Pomoc społeczną koordynuje w naszym rządzie pan prof. Hausner, minister
pracy i polityki społecznej, i tutaj są też pewne konfliktowe cele,
gdyż te same pieniądze można wydać tylko raz i być może w pewnym stopniu
trzeba je wydawać także na zwiększony zakres dopłaty do leków dla tych,
którzy są w największej potrzebie, więc my to optymalizujemy. A na co
nas stać, to widać w przyszłorocznym budżecie, gdzie wydatki realnie
się zwiększają. Niektórzy uważają, że za bardzo, wobec tego zwróćcie
Państwo uwagę może na tych, którzy krytykują ten budżet, że ponoć wydatki
rosną za bardzo, to może by nam powiedzieli, na co. Na dopłaty do leków
czy na podwyżki rent i emerytur?
Panie Profesorze, ale przy okazji tego budżetu pojawiło się wiele
innych informacji, o których czasami nawet nie myślimy. Ot, chociażby
wydatki na instytucje, które same sobie ustalają budżet, i te wydatki
są całkiem spore. Niektórzy już nazwali to „świętymi krowami”.
Co to są te „święte krowy”? Co to są za instytucje i dlaczego
to jest tak, że one mogą sobie dowolnie zwiększać ilość pieniędzy, jakie
potrzebują, no i potem po prostu trzeba, jak rozumiemy, na to zapłacić?
G.K. – Trochę tak. Oczywiście, to bardzo jest nieeleganckie określenie
„święte krowy”, zwłaszcza że dotyczy tak szanownych, szacownych
instytucji, jak Kancelaria Prezydenta czy Trybunał Konstytucyjny.
Najwyższa Izba Kontroli, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.
G.K. – No właśnie, te, które mają kontrolować, czy dobrze gospodarujemy
naszymi pieniędzmi, a także ci, którzy tutaj Państwem w jakimś stopniu
rządzą, mianowicie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a ponadto Rzecznik
Praw Obywatelskich, Instytut Pamięci Narodowej. Przy tej okazji, co
ciekawe, pojawiają się głosy i duże znaki zapytania, czy wszystkie te
instytucje są Rzeczypospolitej potrzebne. I to jest ważkie pytanie.
My do tego pytania będziemy jako społeczeństwo musieli wrócić. Tych
instytucji jest 14. Wymieniliśmy tutaj tylko niektóre z nich, pomijając
na przykład jeszcze takie, jak...
Naczelny Sąd Administracyjny.
G.K. – Tak.
Rzecznik Praw Obywatelskich, można wyliczać, Instytut Pamięci Narodowej.
G.K. – Długa jest lista. I teraz chodzi o to, że według Konstytucji
i Ustawy o finansach publicznych te instytucje oraz sądy powszechne
(to jest zresztą największa instytucja, jeśli tak można powiedzieć,
z tych wszystkich, w sumie wobec tego jest ich 15) ustalają sobie same
wstępnie propozycje do budżetu i Minister Finansów ma obowiązek wpisać
to do projektu, który przedstawia rządowi, a rząd ma obowiązek to zaakceptować.
Czyli przyjąć propozycje tych instytucji.
G.K. – Tak jak mówią nasi podatnicy, Panie Redaktorze, „klepnąć
w ciemno”, tzn. bez możliwości w zasadzie korekty.
Panu się to podoba?
G.K. – Mnie się to nie podoba, dlatego zwróciłem się do wszystkich
dysponentów tychże części z bardzo uprzejmą prośbą, aby miarkowali swoje
zamiary na nasze wspólne siły finansowe i raczej starali się zachowywać
tak, jak to proponuje rząd, który bardzo ostro idzie jeśli chodzi o
własne wydatki. Poszedł, powiedziałbym, skrajnie, dlatego że jest decyzja
polityczna z inspiracji posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej, poparta
także przez Unię Pracy i Polskie Stronnictwo Ludowe, a przede wszystkim
przez pana premiera Millera, że drugi rok z rzędu jest zamrożenie płac.
Ale teraz nie dla całej budżetówki, tylko dla tej prominenckiej, dla
tej, która sprawuje władzę na rzecz naszych obywateli.
Która i tak ma dużo.
G.K. – No, wie Pan, niektórzy się śmieją z tych ludzi, którzy
na przykład harują po kilkanaście godzin dziennie sześć dni w tygodniu
jako podsekretarze stanu. Jeśli mają kolegów w skomercjalizowanym sektorze,
nie mnie to oceniać, natomiast świadomie ograniczyliśmy przyrost wydatków
do zera, co pomimo tego, że inflacji praktycznie nie ma, oznacza spadek
o jakieś 2% realnie, ale tak ma być i tak będzie. I wczoraj podjąłem
decyzję w porozumieniu z panem premierem Millerem i panem prezydentem
Kwaśniewski, którą, oczywiście, musi zaakceptować jeszcze w sobotę na
rannym posiedzeniu rząd, a ostatecznie Sejm, że te oszczędności w skali
makro – jest to parę milionów złotych – przeznaczymy na
dofinansowanie biblioteki dla niewidomych. Taka jest decyzja i preferencja
pana premiera Millera.
Panie Premierze, à propos budżetu – jedni mówią, że
to budżet optymistyczny, inni mówią, że nierealistyczny. Wczoraj ukazał
się raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wcześniej Międzynarodowy
Fundusz Walutowy prognozował, że produkt krajowy brutto w Polsce w przyszłym
roku będzie w granicach 2,7%, wczoraj mówił nawet o 3%, Pan tymczasem
ciągle potwierdza i uważa, że ten wzrost wyniesie 3,5%, w każdym razie
takie są założenia.
G.K. – Ja w Międzynarodowym Funduszu Walutowym trochę pracowałem
i znam tę instytucję bardzo dobrze. I mogę Państwu powiedzieć, że Międzynarodowy
Fundusz Walutowy, jego analitycy i eksperci to nie papież, oni nie są
nieomylni. I akurat w tych dniach na przykład Międzynarodowy Fundusz
Walutowy ogłosił kolejną prognozę odnoszącą się do gospodarki światowej
i cóż tam czytamy? Otóż czytamy tam, że produkt na świecie całym (wytwarzamy
tylko jego maleńką część, raptem 0,6% tego, co wytwarza świat; ponad
połowę wytwarza USA i Unia Europejska, a razem z Japonią 60%, a więc
te trzy wielkie bloki to jest 60% światowej produkcji), ta prognoza
jeszcze pół roku temu zakładała 4% wzrost w roku przyszłym, a obecnie
3,7. W przypadku tego, co nas może trochę bardziej interesuje –
Unii Europejskiej – ta prognoza została zweryfikowana w dół z
2,9 do 2,3. Ale dodam, proszę Państwa, że rok wcześniej Fundusz Walutowy
zmieniał te prognozy w drugą stronę. Otóż zaręczam Państwu, że znowu
te prognozy będzie zmieniał, wobec tego Fundusz się częstokroć myli
z różnych powodów, przede wszystkim dlatego, że trudno jest w warunkach
niepewności trafne prognozować. Po drugie – w raporcie, który
Pan Redaktor słusznie zacytował o polskiej gospodarce, jest także inne
stwierdzenie, które jakoś dziwnym trafem... Może nie dziwnym, może znowu
Państwo zastanówcie się, dlaczego...
Uznanie za dyscyplinę budżetową.
G.K. – Tak, bo dyscyplinę mamy kolosalną, takiej to jeszcze nie
było w ciągu minionych 10 lat, jaką w tej chwili uda nam się wprowadzić,
mam nadzieję, w roku przyszłym. Ale w tymże samym raporcie jest mowa
o potencjalnej stopie wzrostu, czyli tej, która jest możliwa w Polsce
do osiągnięcia. I mówi się, że ona jest w granicach 4-4,5%, a więc z
tego punktu widzenia zobaczycie Państwo, że nadejdzie taki dzień (obłuda
i hipokryzja krytyków tego, co my robimy, jest bezgraniczna) i w momencie,
kiedy 3,5% stanie się już faktem, będziemy atakowani zewsząd, a zwłaszcza
z prawa, rzadziej z lewa, prawie nigdy z pozycji zdrowego rozsądku („Jak
to! Przecież Fundusz Walutowy w swoim raporcie napisał, że potencjalna
stopa może być 4%, a w Polsce jest tylko 3,5!”). Otóż ja dzisiaj
bym chętnie wysłuchiwał tych krytycznych uwag, które powiedziałyby nam,
jak szybciej i łatwiej, i taniej dojść do stopy wzrostu 3,5%. I sądzę,
że temu ten właśnie budżet stabilizacji i rozwoju będzie służył, i on
jest tak oceniany, choć może nie każdy to przyznaje. Bezsprzecznie wczorajsza
decyzja Rady Polityki Pieniężnej – niezależnie od retoryki tych
czy innych komentatorów – wzięła pod uwagę to, że to jest dobry
budżet, gdyż przypomnijmy sobie albo może uzmysłowmy sobie, bo nie każdy
z nas zdaje sobie z tego sprawę, że to, co zastałem na biurku niespełna
trzy miesiące temu, obejmując stanowisko ministra finansów i wicepremiera
ds. gospodarczych, wyglądało bardzo źle. Po stronie dochodów mieliśmy
149,5, ale po stronie wydatków tak naprawdę minimalne oczekiwania opiewały
na kwotę aż 209 miliardów. Różnica między tymi dwoma strumieniami sięgała
60 miliardów. I to było rzeczywiste ryzyko deficytu. I z tego punktu
widzenia też proszę się nad tym zastanowić, dlaczego teraz, kiedy deficyt
jest planowany na poziomie 38,7, jakoś się w ogóle nie mówi o deficycie.
Analitycy i inni eksperci, doradcy, którzy nie zawsze życzą dobrze polskim
podatnikom, gdyż oczywiście im więcej zostaje w kieszeni polskich podatników,
tym np. jest nieco mniej zysków w kieszeni właścicieli zagranicznych
banków, wobec tego, jeśli ktoś krzyczy albo krytykuje – wolę to
drugie niż to pierwsze – to zawsze trzeba się zastanowić, dlaczego.
A my robimy swoje, żeby polska gospodarka się rozwijała i żeby każdy
z nich był lepszy niż poprzedni. Życzę Państwu, żeby jutro było jeszcze
lepiej niż dzisiaj, i cieszę się z Wami, że dzisiaj jest lepiej niż
wczoraj.
Jeśli chodzi o pogodę, to na to nie ma szans, Panie Premierze.
G.K. – A jeśli chodzi o gospodarkę, to na to jest prawie pewność.
Wicepremier i minister finansów prof. Grzegorz Kołodko Gościem Sygnałów
Dnia.
|