Publikacje
Książki
Eseje
Working Papers
Artykuły
Wywiady
CV
Kontakt

|
|
|
|
Kiedy będziemy bezpieczni
Rozmawiali: Roman Czejarek i Wiesław Molak
W naszym studiu wicepremier i minister finansów, p. Grzegorz Kołodko.
Witamy, Panie Profesorze.
Grzegorz Kołodko: I ja witam, dzień dobry Państwu.
Przeczytaliśmy taką informację: „W tym roku istnieje realne
niebezpieczeństwo, że dług publiczny przekroczy 50% produktu krajowego
brutto” – tak informował Polską Agencję Prasową Piotr Marczak,
Departament Długu Publicznego w resorcie finansów. O co chodzi? Co to
oznacza w praktyce?
G.K. Niebezpieczeństwo jak niebezpieczeństwo, proszę Państwa. Sądzę,
że tak się nie stanie dlatego, że realizacja dochodów budżetu –
dzięki poprawie konkurencyjności, opłacalności firm, dużej dyscyplinie,
wysiłku naszych służb co do poprawy ściągalności podatków zakłada, że
zrealizujemy ten budżet. Mamy dobrą dynamikę po minionych 8 miesiącach.
A co to oznacza?
Otóż trzeba byłoby zacząć od tego, żeby wyjaśnić sobie, co to jest dług
publiczny, bo my tak częstokroć przechodzimy nad tym pojęciem do porządku
dziennego. Czasami, ja wiem, komuś z nas przyjdzie pożyczyć komuś 100
albo 200 złotych od sąsiada, bo czasami nie starcza od pierwszego do
pierwszego. A potem pożyczamy od drugiego sąsiada, żeby oddać pierwszemu,
no to mamy dług indywidualny. Natomiast jeśli państwo nasze ma taką
sytuację, że wydaje przez lata więcej niż zarabia, a więc mamy większe
wydatki w budżecie niż dochody, to też pożyczamy. Finansujemy deficyt.
I narastanie tej sumy przez lata, wobec tego, że zadłużamy się i w kraju,
i za granicą, to jest właśnie dług publiczny. Czyli krótko mówiąc, to
są te pieniądze, które jako społeczeństwo jesteśmy winni, ponieważ je
pożyczyliśmy, ponieważ w poprzednich wielu latach wydawaliśmy więcej
niż zarabialiśmy do naszej wspólnej kasy – do budżetu państwa,
czyli społeczeństwa polskiego. I ten dług ma swoją część zagraniczną,
bo czasami pożyczamy u sąsiada z innego bloku, albo wewnętrzną, bo czasami
pożyczamy na naszej klatce schodowej. I teraz ten dług porównujemy najczęściej
(on ma swoją, oczywiście, kwotę, ona zbliża się do 350 miliardów złotych;
w przyszłym roku będzie znowu większa dlatego, że mamy wciąż deficyt
budżetu) z tym wszystkim, co w ciągu roku wytwarzamy albo jako społeczeństwo
zarabiamy, mówiąc wprost, czyli z produktem krajowym brutto. I to jest
właśnie to 50%. Przy czym my do tego długu publicznego, o którym tu
jest mowa, liczymy nie tylko zadłużenie tak jak to robi Unia Europejska,
ale również potencjalnie wymagalne wypłaty z tytułu poręczeń i gwarancji.
Wobec tego, jeśli np. jakiś zakład pracy, jakaś grupa interesu życzy
sobie, żeby rząd gwarantował kredyt, czyli spłatę kredytu w przypadku,
gdyby oni byli niespłacalni, to my musimy to liczyć także w tym przyroście
długu publicznego.
I w naszym systemie finansów są pewne bezpieczniki, żeby się nie zadłużyć
ponad miarę. Pierwszym z takim bezpieczników jest 50% w stosunku do
produktu krajowego brutto. I gdybyśmy osiągnęli czy przekroczyli ten
pułap, to wtedy mamy obowiązek ustawowy – nie mamy co dyskutować,
to jest po prostu rozkaz wydany przez demokrację polską – że w
roku następnym deficyt, a więc nadwyżka wydatków nad dochodami, czyli
życie niejako ponad stan, nie może przekraczać poziomu deficytu, czyli
różnicy pomiędzy tymi wydatkami a dochodami, z roku, w którym to przekroczenie
nastąpiło. Ale uważam, że w tym roku nie osiągniemy tegoż pułapu 50%,
natomiast w roku przyszłym tak. Przekroczymy 50%, i to w sposób zupełnie
świadomy, nie tylko dlatego, że dalej mamy deficyt, ale dlatego, że
będziemy pożyczali w międzynarodowych instytucjach finansowych, w konsorcjach
banków pewne środki, aby w ramach montażu finansowego trochę z jednej
kieszeni, trochę z drugiej, trochę oczywiście z naszej kieszeni budżetowej
móc finansować z rozmachem wreszcie program budowy autostrad, tak, aby
począwszy od roku 2004/2005 w rzeczywistości przybywało nam każdego
jednego roboczego dnia jeden kilometr tychże autostrad.
Damy radę później spłacić te wszystkie pożyczone pieniądze?
G.K. – A no właśnie od tego Państwo macie swojego stróża, który
pilnuje interesów podatników i obywateli, czyli Ministra Finansów Rzeczypospolitej,
żeby się nie zadłużać ponad miarę, bo w projekcie przyszłorocznego budżetu,
który rząd będzie rozpatrywał jutro, koszty obsługi tego długu publicznego
przekraczają (i są one już naprawdę zracjonalizowane, długo pracowaliśmy
nad tym, zmieniając strukturę tego zadłużenia, sprzyjając także i oczekując
na dalsze redukcje stóp procentowych przez bank centralny, przez rynek)
27 miliardów złotych, konkretnie 27 miliardów 310 milionów. Gdyby to
porównać, to np. dotacja z tegoż budżetu państwa dla Funduszu Pracy
wynosi niespełna 4 miliardy, a na wspomniane drogi dopłacamy 4 miliardy
430 milionów, a więc ponad 6,5-krotnie więcej w przyszłym roku musimy
zapłacić. To tak, jakby właśnie ten sąsiad pożyczył nam tę stówę, ale
powiedział: „Wiecie, kochani, ale na 10%”, czyli mamy niby
100 złotych więcej, ale mamy również 110 złotych długu więcej i w następnym
miesiącu trzeba spłacić. I nie można doprowadzić do takiej sytuacji,
że będziemy biegali do innego bloku, żeby pożyczyć, skoro jest to 25,
aby spłacić tamte 110, bo jak wielu z Państwa wiecie z własnego doświadczenia,
to jest możliwe do czasu.
Ale jesteśmy w sferze bezpieczeństwa pod warunkiem, że będzie rozkręcała
się koniunktura polskiej gospodarki, że będziemy utrzymywali dyscyplinę
finansową. I to się dzieje, i to robimy, choć GUS, ogłaszając wczoraj
dane o koniunkturze w sierpniu poinformował nas, że nie było aż tak
dobrze jak w lipcu, ale jednak w warunkach porównywalnych jest pewien
wzrost, jeśli chodzi o produkcję przemysłową. Przy czym proszę pamiętać,
że dzisiaj w Polsce, w naszej ojczyźnie, produkcja przemysłowa to tylko
ok. 1/4 tegoż właśnie produktu krajowego, tego naszego wspólnego dobra,
a ponad 55% to już jest sfera usług. Wobec tego przyszłość polskiej
gospodarki nie rozgrywa się – tak jak kiedyś – w przemyśle,
ale w działach poza przemysłem. I – jak wiemy – na rok przyszły
zapowiadamy wzrost aż o 3,5%. Innymi słowy – będziemy bezpieczni
wtedy, kiedy produkcja będzie rosła szybciej, niż wynoszą koszty obsługi
długu publicznego. Dlatego walka o przyspieszenie tempa wzrostu z jednej
strony i o spadek kosztów obsługi długu, w tym także stóp procentowych
z drugiej strony – to są potyczki na tej samej wojnie, którą prowadzimy
w interesie polskich podatników. I wygrywamy ją.
Panie Premierze, jest komentarz do tego, co Pan powiedział –
chodzi o komunikat GUS-u o dynamice produkcji przemysłowej: „Były
głosy o odbiciu gospodarczym, tymczasem wczorajsze dane świadczą raczej
o stagnacji w gospodarce”. Tak uważa jeden z analityków banku
PKO BP.
G.K. – No, wiecie Państwo, analityków mamy od tego, żeby cokolwiek
się nie zdarzy analizowali to i komentowali. Jedni mówią tak, inni tak.
Pan zacytował analityka tegoż banku, a analityk innego banku –
Social General, p. Rus mówi, że pozostanie umiarkowanym optymistą. Ja
i, sądzę, przytłaczająca większość Państwa, bo jest to w naszym interesie
wraz z nim, bo są podstawy realistyczne, żeby być optymistycznym, i
tak jak przestrzegałem, proszę pamiętać, w życiu Państwa powinny być
kasety z naszego nagrania, żeby nie popadać w euforię, kiedy ogłoszono,
że w lipcu produkcja przemysłowa w porównaniu z lipcem zeszłego roku
skoczyła o 6%, teraz te dane zostały zweryfikowane, że było to 5,7,
ale i tak był to wielki skok, gdyż było to coś, co się stało w jednym
miesiącu, tak i to, co się stało teraz, w sierpniu, a jednak mamy w
warunkach porównywalnych, jak powiedziałem, wzrost, choć o niecały procent,
też nie może być podstawą do wniosków uogólniających. No, trochę krócej
pracowaliśmy, mieliśmy wizytę papieża, długi weekend, ale produkcja
generalnie rośnie. I jeśli chodzi o prognozy na ten rok, po bardzo kiepskim
I kwartale, kiedy wzrost wynosił tylko pół procent – w zasadzie
można mówić, że wtedy była stagnacja – w III kwartale jest to
już z pewnością więcej, a w IV kwartale sądzę, że jest szansa, by ten
wskaźnik uplasował się w przedziale między 1,5 a 2, najprawdopodobniej
będzie 1,8. I na rok przyszły dalej podtrzymujemy swoją prognozę. Ale
jest to nie tylko prognoza. Są to nasze ambitne zamiary, bo my jesteśmy
ambitnymi ludźmi, żeby przyspieszyć tempo wzrostu do 3,5%. Wobec tego
to, co się zdarzyło w sierpniu, nie zmienia tendencji do ożywiania polskiej
gospodarki, choć krytyczne uwagi ekonomistów, analityków zawsze skrzętnie
rozpatrujemy. Sami zresztą jesteśmy analitykami, ekonomistami, ale w
każdym towarzystwie się dyskutuje, zwłaszcza w towarzystwie porządnym.
To jeszcze o jednej liczbie niech Pan powie. Nadal nie wiadomo, jaki
poziom deficytu zostanie przyjęty w projekcie ustawy budżetowej.
G.K. – No, kto nie wie, ten nie wie [...].
No właśnie chciałem zapytać, czy Pan już wie, jaką by Pan chciał,
żeby ta kwota była? Te magiczne 40, czy może mniej?
G.K. – No, wiecie Państwo, co ja bym chciał, a to nie jest znowu
takie ważne, bo kto jak kto, ale minister finansów...
Sam Pan mówił, że jest pan strażnikiem, więc...
G.K. – Tak, ale właśnie ja jestem takim strażnikiem, który nie
tyle chce, co może. Otóż chcemy, żeby deficyt był mniejszy, niż był
w tym roku i niż wcześniej to wydawało się, że jest nieuniknione. No
i nie tylko chcemy, ale i możemy, bo po wielu trudach rząd jutro będzie
rozpatrywał projekt budżetu, w którym poziom deficytu obecnie wynosi
38 miliardów 700 milionów, co stanowi zaledwie 4,9% produktu krajowego
brutto w sytuacji, kiedy jeszcze...
To dobry wynik, gdyby się udało to wszystko zrealizować. 38,7, tak?
G.K. – Tak, to będzie bardzo dobry wynik. Dobrze, że Pan Redaktor
to powiedział, bo gdybym ja to powiedział, to znowu analitycy by powiedzieli,
że ja to mówię, a miało być inaczej. Otóż tak, miało być inaczej. Miało
być (i to zapamiętajmy, jeśli można mówić tzw. wytłuszczonym drukiem,
to ja teraz mówię, czyli troszkę głośniej) 5,5%. My proponujemy, rząd
premiera Millera, aby było 4,9% jeśli chodzi o deficyt produktu krajowego
brutto.
Ale wracając do Pańskiego pierwszego pytania, czy to jest mało. No,
jest to dużo mniej, niż się spodziewali także analitycy, zwłaszcza niektórzy,
rynek, ale z pewnością jest to cały czas wysoki poziom deficytu i miejmy
świadomość tego, że on będzie musiał być w latach następnych istotnie
stopniowo zmniejszany, żeby cały czas zadłużenie utrzymywało się w granicach
bezpieczeństwa.
Skąd ten deficyt? Otóż on się bierze z tego, że przy prognozie wzrostu
produktu narodowego brutto o 3,5% realnie dochody nam się zwiększają
o nieco więcej, tzn. nawet sporo więcej, bo o cały punkt – o 4,5%,
a wydatki realnie wzrastają – co odczujemy w większości, jeśli
nie wszyscy członkowie społeczeństwa – o 2,4%.
Skąd wobec tego taka poprawa po stronie wydatków? Bo wiem, że to już
jest tak, że przez niektórych złośliwców krytykowany, choć jeszcze nie
znają nawet faktów, ale to tak na wszelki przypadek, bo to zawsze lepiej
skrytykować dla niektórych, a potem przeczytać, a Państwo już teraz
wiedzą. Otóż bierze się to z tego, że ok. 1,5 miliarda więcej chcemy
zebrać w wyniku poprawy dyscypliny podatkowej i absorpcji, czyli wchłaniania
części tzw. szarej strefy, która wchodzi do oficjalnego obiegu gospodarczego
m.in. wskutek reformatorskich działań rządu pana premiera Millera pod
hasłem „Przede wszystkim przedsiębiorczość”. Ale to nie
jest hasło. To jest tylko nazwa, za którą kryją się treści programowe
działania. Po drugie – ustawa abolicyjna, którą popiera większość
społeczeństwa, dlatego że ludzie doskonale rozumieją, że to jest pewne
dobrodziejstwo, „marchewka”. A oprócz tego mamy instrumenty
właśnie dyscyplinowania i – jak powiedziałem – uczciwi nie
mają się czego bać, a jak się uderzy w stół, to nożyce się odezwą, tu
i ówdzie się odzywają, nie przejmujemy się tym, tylko robimy swoje,
bo jest dobre, służące podatnikowi rozwiązanie. Da to nam do budżetu
dodatkowo – jak szacujemy – ok. 600 milionów złotych. I
wreszcie z tytułu opłat restrukturyzacyjnych w związku z tym pakietem
tzw. antykryzysowym zamierzamy ściągnąć ekstra przynajmniej miliard
300 milionów złotych. [...] To wszystko nam daje trochę więcej dochodów.
Panie Premierze, my teraz musimy być strażnikami czasu.
G.K. – A wiecie Państwo, ja się z Państwem zgadzam. Czas to pieniądz,
musimy pracować, niektórzy z nas wkoło zegarka, wczoraj skończyliśmy
po północy, dzisiaj trzeba było wstać o piątej. Ale powiem Państwu szczerze,
że jak się biegnie i wraca się po kilkunastu kilometrach o 6.21, to
słońce tak pięknie wschodzi, przynajmniej nad podwarszawskimi polami...
Że o budżecie myśli się inaczej, tak?
G.K. – I o życiu, i o naszej Polsce, która ma przed sobą dobrą
przyszłość, bo będziemy mieli dobry budżet, budżet stabilizacji i rozwoju.
Miłego dnia!
Dziękujemy bardzo. Wicepremier i minister finansów prof. Grzegorz
Kołodko – specjalnie dla Sygnałów Dnia.
|