Publikacje
Książki
Eseje
Working Papers
Artykuły
Wywiady
CV
Kontakt

|
|
|
|
Zasada "coś za coś": krytyka ustawy o NFZ
Rozmawiali: Wiesław Molak i Henryk Szrubarz
W studiu wicepremier i minister finansów prof. Grzegorz Kołodko.
Dzień dobry, Panie Premierze.
Grzegorz Kołodko – Dzień dobry Panom, dzień dobry Państwu.
Powiedział Pan, że rząd będzie interweniował na rynku walutowym.
W jaki sposób?
G.K. – Nie, nie, ja tak nie powiedziałem, to tak interpretują
niektórzy z dziennikarzy. Natomiast rząd realizuje swoją politykę ożywiania
koniunktury, przyspieszania tempa produkcji, przede wszystkim po to,
żeby spadało to bardzo wysokie bezrobocie, które tak skoczyło ostatnimi
laty wskutek fatalnego pomysłu ze schładzaniem koniunktury, więc teraz
musimy niejako ją podgrzewać. I gospodarce potrzebna jest większa ilość
pieniądza. Najlepiej byłoby to osiągnąć, gdyby tańszy był kredyt, gdyby
niższe były stopy procentowe, no ale skoro ci, którzy o tym decydują
z sobie tylko znanych i zrozumiałych względów, bo tego już nie rozumieją
ani przedsiębiorcy, ani banki, ani gospodarstwa domowe, ludzie po prostu
tego nie rozumieją, dlaczego te stopy się utrzymują na takim wysokim
poziomie, ale to właśnie śrubuje kurs. I teraz nie opłaca się za bardzo
produkcja eksportowa. A rząd nie tyle interweniuje, tylko my obsługujemy
także dług publiczny, o który Pan Redaktor pytał przed tygodniem. Część
tego długu to jest dług zagraniczny, a więc w pieniądzach zagranicznych,
który jesteśmy jako społeczeństwo winni zagranicznym rządom, bankom,
instytucjom finansowym. Wobec tego spłacamy go – a to w euro,
a to w dolarach, a to w jenach czy w funtach brytyjskich, czy w innych
pieniądzach zagranicznych. I musimy je mieć. I możemy je albo kupić
z banku centralnego, który ma bardzo, bardzo duże rezerwy sięgające
miliardów dolarów, albo możemy kupić te pieniądze na rynku, żeby właśnie
spłacać te raty długu spokojnie, po kolei, które na dany czas przypadają.
Jeśli ktoś nazywa wykonywanie takiego obowiązku rządu, ministra finansów,
interwencją, to oczywiście może sobie tak nazywać, ale to jest normalna
obsługa długu publicznego w interesie właśnie publiczności, czyli społeczeństwa.
I spokojnie tę politykę realizujemy, aby właśnie ożywiać koniunkturę,
co zresztą już widać, bo produkcja rośnie powolutku, ale coraz szybciej.
Panie Premierze, jak się kupuje takie pieniądze, które mają później
obsługiwać dług publiczny?
G.K. – Kupuje się je na rynku, kupuje się je za pośrednictwem
banków komercyjnych, ale również można je kupić od banku centralnego,
sięgając do jego rezerw i dając mu za to papiery emitowane w polskim
pieniądzu, w naszym narodowym złotym. I potem regulujemy nasze zobowiązania,
transferując do instytucji międzynarodowych czy do banków, którym jesteśmy
winni określone kwoty. A zarazem pożyczamy, dlatego że cały czas zarządzamy,
jak to się mówi, tym długiem publicznym, zresztą zgodnie ze strategią,
która jest załączona do tego budżetu, a więc znana jest także wszystkim
naszym posłom i senatorom. I ten dług obsługujemy, jak już powiedziałem,
spokojnie i płynnie, co zresztą wzmacnia w kręgach międzynarodowych
polską wiarygodność, wiarygodność polskiej gospodarki.
Powiedział Pan, że Ministerstwo Finansów zamierza wykorzystać rezerwy
walutowe Narodowego Banku Polskiego, ale zdaniem niektórych analityków
spełnienie tego postulatu wiązałoby się z koniecznością dodrukowania
nowych pieniędzy, poluzowaniem polityki pieniężnej. Czy tak rzeczywiście
by było?
G.K. – Nie tyle zamierza wykorzystać, gdyż to zależy od chęci
współdziałania i wspierania polityki rozwojowej przez niezależny bank
centralny.
Widzi Pan taką chęć w tej chwili?
G.K. – Z pewnością byłoby lepiej, gdyby było jej więcej, ja bym
wolał, żeby tę chęć widzieli polscy przedsiębiorcy, polskie rodziny,
które narzekają na to, że kredyt jest zbyt drogi, na rozruszanie interesów
czy zakup samochodu albo domu, czy poprawę warunków mieszkaniowych.
Natomiast co do dodrukowywania pieniądza – polska gospodarka,
jak niektórzy inni analitycy powiadają, i to oni bardziej mają rację,
jest obecnie jak wyschnięta gąbka, którą trzeba byłoby nasycić może
nie tyle wodą, ile pieniądzem, żeby ożywić ten krwioobieg, jakim są
finanse i w przedsiębiorstwach, i w całej gospodarce narodowej. Dlatego
polskiej gospodarce jest więcej potrzeba pieniądza. Natomiast co do
dodrukowywania, to tutaj nie ma mowy o żadnym dodrukowywaniu, dlatego
że my coraz zresztą mniejszy deficyt budżetowy, a więc różnicę pomiędzy
dochodami a wydatkami budżetu państwa, nie finansujemy z druku pieniądza
(to już w ogóle jest w Polsce niemożliwe), tylko w przyrostu właśnie
długu publicznego, z emisji papierów na rynku. Ale jeśli taki deficyt
występuje i rząd emituje papiery, no to ktoś je musi kupować. I jeśli
na przykład banki kupują wtedy te papiery, to odpowiednio one z kolei
mają mniej pieniędzy, które mogłyby pożyczyć na przykład gospodarstwom
domowym albo naszym przedsiębiorcom. Dlatego gdyby stopy procentowe
w bankach były niższe, to z pewnością bardziej by jeszcze ożywiło i
wsparło to ożywienie, które już w naszej gospodarce – co zresztą
widzimy – trwa.
Panie Premierze, czy prezydent powinien podpisać Ustawę o Narodowym
Funduszu Zdrowia? Zdaniem Ministerstwa Finansów, to będzie kosztowało
miliard złotych. Są na to pieniądze w budżecie?
G.K. – To jest służba. Ministerstwo Finansów nie jest od tego,
żeby mieć zdanie. Minister finansów ma mieć zdanie i rząd.
Ale Pan jako strażnik kasy państwowej?
G.K. – Jako strażnik kasy państwowej cały czas informowałem o
tym i Radę Ministrów, i zwłaszcza posłów i senatorów, którzy istotnie
zmienili treść przedłożenia rządowego jeśli chodzi o [...] projekt Ustawy
o Narodowym Funduszu Zdrowia. I to, co wyszło z Parlamentu, jest zdecydowanie
gorsze w stosunku do projektu, który został tam przez Radę Ministrów
skierowany, i zwiększa to nacisk na finanse publiczne. Natomiast jeśliby
to rozwiązanie miało wejść w życie, to z pewnością będziemy wszyscy
– i jako przede wszystkim pacjenci, i jako podatnicy – żądali,
oczekiwali od tej instytucji lepszej obsługi, gdyż jeśli ma to kosztować
więcej (bo będzie nas wszystkich kosztowało więcej, nas – podatników,
konsumentów, obywateli), to musi obowiązywać zasada „coś za coś”
i za to musi być lepszy standard świadczonych usług. A prezydent ma
dostatecznie wiele informacji o plusach i minusach tego rozwiązania,
aby podjąć samodzielnie odpowiedzialną decyzję, i sam najlepiej wie,
co ma zrobić.
Panie Ministrze, a czy będą pieniądze w budżecie na dopłaty bezpośrednie
dla rolników?
G.K. – Będą, przy czym w jakim stopniu, to się jeszcze okaże,
dlatego że musimy przygotować budżet na rok 2004 i potem na następny,
bo rozumiem, że Pan Redaktor w trosce takiej, jaka i nam przyświeca,
co zresztą bardzo skutecznie i nieustannie dowodzi pan premier Kalinowski,
ma na myśli pewnie i następne lata – lata 2005/6. I te rozwiązania,
które są w tej chwili przyjęte, system, one powiadają, że możemy uzupełniać
dopłaty bezpośrednie, które będą płynęły do Polski z budżetu Unii Europejskiej,
tylko nie byłbym Ministrem Finansów Rzeczypospolitej Polskiej, gdybym
nie dodał, że to wpierw my będziemy wpłacać składkę do budżetu Unii
Europejskiej, a potem stamtąd pieniądze będą płynęły do nas. Więc w
pewnym sensie te dopłaty bezpośrednie – i to także muszą rozumieć
nasi rolnicy, zresztą oni to rozumieją...
Ale dodatkowo jeszcze w budżecie jeszcze muszą być zagwarantowane
te pieniądze. Ale czy będą?
G.K. – Tak, ale ja chcę podkreślić, żeby nie było czasami takiego
przekonania, że oto Unia Europejska będzie dopłacać bezpośrednio do
rolników, dlatego że my będziemy wnosić jako pełnoprawny członek składkę
do Unii, więc te pieniądze będą szły od nas, one będą zwielokrotnione,
bo już będzie więcej płynęło środków do Polski z Unii (na tym polega
m.in. wielka korzyść z naszego nadchodzącego członkostwa w Unii), niż
my będziemy wkładać do budżetu. I teraz jest pytanie, które Panowie
Redaktorzy stawiacie – czy będzie nas stać na to, żeby dopłacać
do dopłat w pewnym sensie? Otóż w jakim stopniu, to te decyzje będą
podejmowane przez demokratycznie wybrany Parlament, także z bardzo silną
reprezentacją interesów chłopskich, w konfrontacji z innymi potrzebami.
Czyli na razie jeszcze tej stuprocentowej gwarancji Pan nie może
dać?
G.K. – Stuprocentowej gwarancji nie mogę dać, gdyż taką stuprocentową
gwarancję daje dopiero budżet, który będzie na każdy kolejny rok uchwalany.
To, co możemy dać jako stuprocentową gwarancję, pan premier Kalinowski
jako minister rolnictwa, nasz rząd, ja jako minister finansów, to to,
że będziemy się starali ten instrument wykorzystać w jak największej
formie, zakresie, na tyle, na ile będą pozwalały finanse publiczne w
poszczególnych latach. Czy to będzie całkowite dopełnienie, czy też
w mniejszej tylko, czy w większej części? O tym będziemy dyskutowali
przy okazji prezentacji założeń do budżetu państwa na rok 2004. Ale
zanim te założenia będą mogły być przedstawione, to jednak rząd, liderzy
polityczni, będę także chciał rozmawiać na ten temat z przywódcami opozycyjnych
partii, gdyż jest to sprawa ogólnonarodowa, będą musieli podjąć zasadnicze
decyzje co do kierunków naprawy finansów publicznych, gdyż jest w nich
wiele problemów, które się piętrzą, a chodzi o to, żeby te pozytywne
tendencje, które pojawiają się w polskiej gospodarce, przyspieszyć,
aby – mówiąc krótko – wrócić na tę linię strategii dla Polski
szybkiego wzrostu, sprawiedliwego podziału, korzystnej integracji i
skutecznego państwa. I o to nam chodzi.
Szef amerykańskiego banku centralnego powiedział wczoraj: „Fakt,
że na rynkach jest trochę niepokoju, według mnie jest raczej ewidentny”.
Co wynika z takiego zdania?
G.K. – No, to jest takie zdanie, które wypowiadają sprytni politycy.
I Alan Greenspan do takich należy, dlatego że jeżeli się mówi „raczej
ewidentnie”, to już na ten temat można napisać elaborat, co to
jest „raczej ewidentny”. Więc ja się zgadzam z Greenspanem,
że sytuacja „raczej ewidentnie” jest skomplikowana odnośnie
do rynków światowych. Słaba jest po prostu koniunktura w gospodarce
światowej. To tym bardziej wskazuje na to, że my powinniśmy ożywiać
w sposób bezinflacyjny wewnętrzny popyt, dlatego że produkcja rośnie,
co coraz bardziej rozumieją już chyba wszyscy, albo nawet nie „chyba”,
tylko wszyscy polscy...
Raczej wszyscy.
G.K. – No, powiem tak: to już rozumieją wszyscy polscy przedsiębiorcy,
że żeby sprzedawać to, co potrafimy wytwarzać coraz częściej i coraz
bardziej konkurencyjnie, to musi być popyt. A właśnie to, czy będzie
rósł popyt, to zależy od tego, czy w gospodarce będzie dostatecznie
wiele pieniędzy. I minister finansów swoją powinność czyni. Dobrze by
było, gdyby jeszcze inne instytucje, także te, od których zależą stopy
procentowe, sprzyjały polskim przedsiębiorcom, bo to będzie służyło
polskim rodzinom i polskiej gospodarce. I wtedy będzie raczej lepiej.
Wicepremier i minister finansów prof. Grzegorz Kołodko Gościem Sygnałów
Dnia.
G.K. – Miłego dnia.
|