Profesor Grzegorz W. Kołodko był gościem "Sygnałów Dnia"
PR1, 5 września 2002



Publikacje
Książki
Eseje
Working Papers
Artykuły
Wywiady
CV
Kontakt

     


Niewykorzystane moce wytwórcze

Rozmawiali: Henryk Szrubarz i Roman Czejarek

W studiu wicepremier i minister finansów prof. Grzegorz Kołodko. Dzień dobry, Panie Profesorze.

Grzegorz Kołodko – Dzień dobry Państwu.

Rząd przyjął na początku roku zasadę realnego wzrostu wydatków budżetowych o 1% w kolejnych budżetach. Zasada ta była utrzymana w projekcie budżetu na 2003 rok, który przygotował jeszcze autor tej reguły, były minister finansów Marek Belka. A tymczasem rząd obniżył we wtorek prognozy inflacji na 2003 rok do 2,3% z 3%, utrzymał jednak wynegocjowane w lipcu plany nominalnego wzrostu płac w sferze budżetowej o 4%, a rent i emerytur o 3,7%. Czyli ta zasada, inaczej mówiąc „kotwica Belki”, została jednak złamana, Panie Premierze.

G.K. – To jest prawda, że obniżyliśmy prognozy inflacji, ale to się bierze z faktów takich samych jak pogoda, jeśli chodzi o ten rok, o którym Państwo mówiliście przed chwilą, jeśli chodzi o rok bieżący. I to jest w ogóle bardzo dobra wiadomość, i z tego powinniśmy się wszyscy cieszyć, choć może w krótkim okresie niektórzy z przedsiębiorców czy producentów, np. część naszych rolników, którzy sprzedają przy mniejszym przyroście cen niż byłby, gdyby była wyższa inflacja, z tego powodu mogą się nieco martwić, ale w dłuższym okresie wszyscy korzystamy na tym, że inflacja jest niższa. Ona w sierpniu wyniosła, jak sądzę, w porównaniu z sierpniem roku ubiegłego, nie więcej jak zaledwie 1,2% [...].

Ale nam chodzi o tę zasadę – 1% powyżej.

G.K. – I teraz chcę podkreślić to, że wszystkie przyrosty dochodów, jakie mają miejsce w tym roku, wobec tego są realnie wyższe, dlatego że praktycznie w minimalnym tylko stopniu zmniejsza się siła nabywcza polskiego pieniądza. I konsekwentnie na rok przyszły przyjęliśmy wg wszelkich wyliczeń, że inflacja będzie niższa niż wcześniej rząd to przewidywał. Mój poprzednik i Rada Ministrów nieco ponad dwa miesiące temu, przyjmując założenia do przyszłorocznej ustawy budżetowej, prognozowali jeszcze, że inflacja wyniesie w przyszłym roku 3%. Natomiast dzisiaj Ministerstwo Finansów, ja osobiście, wielu niezależnych ekspertów na ten temat także uzgadniamy pewne prognozy z bankiem centralnym – z Narodowym Bankiem Polskim. Uważamy, że ona będzie niższa, i to jest dobra wiadomość.

Natomiast drugi aspekt tegoż problemu polega na tym, że bardzo poważnie traktujemy partnerów społecznych – zarówno przedstawicieli świata pracy, pracobiorców, a więc związki zawodowe: OPZZ, Solidarność, rozmawiamy z panem przewodniczącym Manickim, z panem przewodniczącym Krzaklewskim, z innymi, oraz związki pracodawców. I w komisji trójstronnej, już wcześniej, w oparciu o te wcześniejsze ustalenia, że inflacja przewidywana w roku przyszłym wynieść powinna, czy może – 3%. I stosując właśnie zasadę lekkiego realnego podwyższenia dochodów o 1%, przyjęto, że płace pracowników państwowej sfery budżetowej wzrosną o 4%, i przyjęto również, że będzie jednorazowa podwyżka rent i emerytur począwszy od marca – a więc jest pewne przyspieszenie w trosce o naszych rencistów i emerytów w stosunku do planowanego czerwca w roku przyszłym – o 3,7%. I Ustawa – nie Minister Finansów, nie rząd – ustawa przyjęta przez demokratycznie wybrany parlament o komisji trójstronnej, stanowi, że to, co w tej sprawie ustali i wynegocjuje komisja trójstronna, obowiązuje rząd Rzeczypospolitej. Wobec tego powtórnie zmieniając prognozę inflacyjną, zapytaliśmy komisji trójstronnej, czy podtrzymuje swoje wcześniejsze stanowisko, czy też stosujemy rygorystycznie zasadę „inflacja plus jeden” przy niższej prognozie tejże inflacji. Komisja trójstronna, której oczywiście jedną ze stron jest także rząd, postanowiła utrzymać wcześniejsze założenia co do skali wzrostu płac, z czego, sądzę, wszyscy pracownicy sfery budżetowej powinni się cieszyć przy tak niskiej inflacji w przyszłym roku. Ma być wzrost płac o 4%, ma być waloryzacja rent i emerytur... Podwyżka rent i emerytur, gdyż w zasadzie nie jest to już żadna waloryzacja – realna podwyżka rent i emerytur w marcu. I nad takim budżetem obecnie pracuje. Stąd biorą się te ostateczne ustalenia przy honorowaniu umów społecznych, partnerów społecznych, związkowców i opinii pracobiorców.

To znaczy, że wydamy więcej po prostu na te płace.

G.K. – Tak, to znaczy, że wydamy więcej z naszego wspólnego budżetu...

Ponad miliard złotych.

G.K. – Ponad miliard złotych w sumie, tzn. to jest dokładnie tak, że jeżeli chodzi o podwyżki rent i emerytur na nieco większą skalę, to kosztuje to naszą wspólną kasę polskich podatników, polskiego społeczeństwo, około miliarda złotych. Natomiast jeśli chodzi o nieco wyższą skalę podwyżek realnych dla pracowników naszej, państwowej sfery budżetowej, którzy na to przecież też oczekują, też chcą partycypować w owocach powolutko, ale – mam nadzieję – coraz szybciej rozpędzającej się gospodarki w wyniku tych działań reformatorskich, które ostatnio intensyfikujemy. To wszystko będzie kosztowało około miliard 250 milionów złotych.

I w sposób oczywisty – tak samo jak ponoć nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki – nie można dwa razy wydać pieniędzy z tej samej kasy, dlatego że jeżeli ludzie dostaną do swoich portfeli albo na swoje konta nieco więcej złotych, i to jest już realnie brzęcząca moneta, gdyż inflacja w zasadzie została pokonana, będą te pieniądze wydawać. I sądzę, że akurat obecnie jest taka sytuacja w polskiej gospodarce, że istnieje duży stopień niewykorzystanych mocy wytwórczych, mamy – niestety – zbyt wysoką wciąż armię ludzi bezrobotnych. I jeśli będzie nieco wyższy popyt ze strony właśnie gospodarstw domowych, które uzupełniają swoje budżety płacami uzyskiwanymi z państwowej sfery budżetowej czy też gospodarstw domowych emerytów i rencistów, to sądzę, że w dużym stopniu będzie ten popyt skierowany na produkty, które wytwarza polska gospodarka, w tym także przemysł rolno-spożywczy. I sądzę, że będzie nam to trochę nakręcało koniunkturę. A pamiętajmy, proszę Państwa, o tym, że jest już tak silnie konkurencyjny rynek w wyniku polityki rozwoju konkurencji, którą konsekwentnie w ramach programu „Przede wszystkim przedsiębiorczość” realizuje rząd pana premiera Millera, że dzisiaj jeśli trochę więcej pieniądza trafi na rynek, to nie jest już tak łatwo podnieść ceny i przejąć te pieniądze do swojej kieszeni. To będzie podnosiło poziom konsumpcji.

Ale Panie Profesorze, deficyt budżetowy jest ogromny, będzie ogromny. Czy stać na to budżet, żeby wydatkować dodatkowo jeszcze te ponad miliard złotych?

G.K. – W zasadzie nie stać w tym sensie, że – jak powiedziałem – nie stać nas na to, żeby wydawać te same pieniądze, bo to jest fizycznie niemożliwe i logicznie niemożliwe, co rozumie każdy z nas. Przecież w końcu każdy jest swoim własnym ministrem finansów i ma jakiś budżet. Są przychody, są wydatki, można wkładać przychody do jednej kieszeni marynarki, a w drugiej trzymać kwitek z tym, jakie są wydatki, a potem jeszcze okazuje się, że gdzieś jest dziura, czyli deficyt. I z tego też punktu widzenia budżet, który jest dopracowywany w tych tygodniach, będzie jeszcze raz konsultowany, gdyż też tam mamy takie ustawowe zobowiązania z partnerami z komisji trójstronnej, jest trudno złożyć w taki sposób, aby wyjść naprzeciw wszystkim oczekiwaniom, gdyż z jednej strony chcielibyśmy, aby obciążenia podatkowe czy też ta danina społeczna, którą się dzielimy z innymi członkami społeczeństwa, była jak najmniejsza, a z drugiej – kolejka po pieniądze budżetowe jest jedną z dłuższych kolejek i czynię co należy, żeby ją skracać. I te wybory są w tej chwili przed nami, przed rządem, przed parlamentem, przed partnerami społecznymi, przed społeczeństwem. Natomiast pamiętamy Państwo o tym, że to wszystko ma służyć temu, żeby jak najszybciej rozwijała się polska gospodarka i żeby w sumie było środków na finansowanie naszych potrzeb rozwojowych, konsumpcyjnych jak najwięcej. I będzie więcej, gdyż w przyszłym roku będziemy odczuwali coraz wyraźniejsze przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego.

A jaki będzie deficyt w przyszłym roku, bo tu pojawiają się różne głosy? Pojawiły się nawet takie dość optymistyczne, że może spaść do 38 miliardów. Czy rzeczywiście składał Pan gdzieś takie deklaracje, że jest to możliwe?

G.K. – Wiecie Państwo, czasami są takie sytuacje, że to, co jest konieczne, jest niemożliwe. I wtedy trzeba dokonywać niezwykle trudnych wyborów i rozwiązywać tzw. kwadratury koła. Czasami mam takie wrażenie, że składanie budżetu Rzeczypospolitej – a składam już piąty budżet w swoim życiu – jest rozwiązywaniem różnych kwadratur koła, ale radziliśmy sobie z tym w innych latach nienajgorzej. Mam nadzieję, że poradzimy sobie i tym razem. Co do deficytu zaś – z pewnością będzie mniejszy niż deficyt tegoroczny, z pewnością będzie mniejszy niż ten deficyt, który zakładano jeszcze na początku prac nad projektem budżetu...

43 miliardy, tak?

G.K. – Tak, będzie niższy od tej kwoty. Natomiast ile ostatecznie będzie tegoż deficytu, to zależy. Natomiast nam chodzi o to, aby był on na takim poziomie, że z jednej strony da się bezpiecznie i bez naruszanie pewnych optymalnych makroproporcji gospodarczych sfinansować, ale również żeby nie był on zbyt duży z punktu widzenia obciążania kosztami finansowania tego deficytu następnych roczników i następnych pokoleń. Proszę pamiętać, że budżet na rok 2003 dotyczy tylko roku przyszłego, natomiast pewne konsekwencje tego, co tam będzie zapisane, będą nas dotyczyły przez wiele następnych lat.

I tu tylko jedną informację tylko dodam. Otóż Pan wymienił jedną kwotę – 43 miliardy złotych – że taki planowany deficyt przewidywano we wstępnych pracach nieco ponad dwa miesiące temu. Otóż w przyszłorocznym budżecie państwa koszty obsługi długu publicznego, który bierze się stąd, że były deficyty w latach poprzednich i rządy musiały pożyczać, żeby finansować te deficyty, bo z czegoś przecież tę dziurę trzeba pokryć. I jeśli w przyszłym roku będzie czy 43, czy 42, czy 40, a może jeszcze trochę mniej – mam nadzieję, że będzie to poniżej 40 – to te pieniądze, około 40 miliardów złotych, minister finansów w imieniu polskich podatników i społeczeństwa musi pożyczyć na rynku wewnętrznym i na rynku zagranicznym, a potem trzeba to oddawać wraz z odsetkami, które od tego długu się naliczają. Otóż te skumulowane koszty obsługi długu publicznego w roku przyszłym w budżecie przekraczają 29 miliardów złotych. Innymi słowy, gdyby nie było w przeszłości przez wszystkie te lata, które są za nami, deficytów, to w przyszłorocznym budżecie mielibyśmy deficyt aż o 29 miliardów niższy. A tylko podwyżka dla naszych nauczycieli w skali roku – zresztą bardzo znacząca – kosztuje nas prawie 2 miliardy złotych. Wobec tego każda oszczędność na deficycie roku przyszłego nie odbywa się kosztem społeczeństwa, tylko odbywa się na korzyść tego społeczeństwa, jeśli społeczeństwo nasze potrafi – a z pewnością potrafi – patrzeć dłużej niż do końca własnego nosa, jeśli chodzi o poszczególne grupy społeczno-zawodowe i grupy interesu, i dłużej niż na jeden rok do przodu. Tak patrzy minister finansów, bo jest to Wasz, czyli społeczeństwa, minister finansów.

Panie Ministrze, na zakończenie: Komisja Europejska – jak pisze dzisiejsza „Rzeczpospolita” – wysłała do wiceministra finansów, czyli Pana podwładnego, Ryszarda Michalskiego, odpowiedzialnego za nadzór nad unijną pomocą, prośbę o wytłumaczenie zmian kadrowych w oddziałach Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Chodzi o zatrudnianie...

G.K. – Jak Państwo widzicie, minister finansów odpowiada za wszystko, łącznie z tym, za co w sposób oczywisty odpowiadać nie może. Ale tak jest, że Minister Finansów jako organ konstytucyjny jest od tego, żeby koordynować i odpowiadać za politykę finansową państwa, w tym także za nasze zewnętrzne stosunki finansowe. I integrując się z Unią Europejską, tutaj jest ogromny postęp, jesteśmy już prawie członkiem Unii Europejskiej w warunkach tego, kiedy nam się globalizuje gospodarka, to jest w ogóle bardzo korzystny dla Polski proces i na pewno więcej na tym skorzystamy, niż z tego tytułu musimy ponieść skądinąd niezbędnych kosztów.

A wracając do tego konkretnego punktu problemu, o którym Pan Redaktor mówi – w rzeczy samej wpłynęło takie pismo, zwracające uwagę na to, że dzieją się pewne niepokojące rzeczy jeśli chodzi o politykę kadrową, co także może zmniejszyć skuteczność wykorzystania pewnych środków pomocowych, które uzyskujemy z Unii Europejskiej, a które służą właśnie unowocześnianiu naszego rolnictwa. Chodzi o Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa. Przy czym pamiętajcie Państwo – tak jak z deficytem budżetowym, jak ze wzrostem gospodarczym czy z bezrobociem, tu jest pewna ciągłość procesów. Ten list i te zastrzeżenia dotyczą nadmiernego upartyjnienia polityki kadrowej, która miała miejsce w poprzednich latach. Zwraca się uwagę na to, że cała masa stanowisk związanych właśnie z funkcjonowaniem tej części Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa i wykorzystywania środków pomocowych została w poprzednich latach upartyjniona nadmiernie, obsadzona fachowcami – a niekiedy po prostu niefachowcami – z jednej tylko partii, z SKL-u, mówiąc dokładniej. I tu mogę tylko Państwu zaręczyć jako Wasz minister finansów, że z naszej strony – a mamy tutaj pewne możliwości oddziaływania, gdyż możemy kwestionować formalną przydatność pewnych pracowników, którzy zostali tam powołani – będziemy wnioskowali do pana prezesa tejże Agencji, p. Bentkowskiego, o odwoływanie ludzi niekompetentnych, dlatego że ani bezpośrednio w aparacie finansowym państwa, który mi podlega, ani też w jakichkolwiek innych instytucjach, na które mam wpływ pośredni, niekompetencje, jeśli mają miejsce, nie będą honorowane.

Ale rząd musi zająć w tej sprawie stanowisko. Dziękuję bardzo. W Sygnałach Dnia wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko.

G.K. – Miłego dnia!