Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Wywiady

 

Publikacje

Książki

Eseje

Working Papers

Artykuły

Wywiady

CV

Kontakt

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kołodko woda na młyn

 

BIEŁORUSSKAJA GAZIETA: Z pewnością stan białoruskiej gospodarki nie budzi kontrowersji wśród ekspertów. Zwrócił Pan uwagę na istnienie konsensusu, że Białoruś jest przykładem tego, jak nie należy robić reform.

Grzegorz W. Kołodko: Ludzie, z którymi się spotykałem, mają własny punkt widzenia na to, co się dzieje na Białorusi. Staram się łączyć różne punkty widzenia, bo nikt nie ma stuprocentowej racji. Ja również. Ogólne wrażenie jest takie, że wasi eksperci wiedzą, co robić, ale inni im przeszkadzają. W rozmowach zawsze przebija sprawa wyborów prezydenckich i ich wynik, od czego wiele zależy.

 

B.G.: Dzięki polskim doświadczeniom można by uniknąć wielu błędów i obniżyć koszty reform, czy tak?

G.W.K. Polska transformacja także miała swoje negatywne strony. Niewątpliwie Polska rozwija się lepiej od pozostałych 27 transformowanych krajów regionu, może na równi z Węgrami. Jednak to nie znaczy, że nie popełniliśmy wielu błędów. To "dobra wiadomość" dla Białorusi. Kiedy staram się zrozumieć, co się dzieje w waszym kraju, mam poczucie deja vu, przypomina to bowiem Polskę w latach 1988-89. Różnica polega na tym, że my wówczas nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Eksperymentowaliśmy.

 

B.G.: A jak Pan ocenia dzisiejszy stan białoruskiej gospodarki?

G.W.K.: Białoruś jest znacznie opóźniona w reformach strukturalnych i zmianach instytucjonalnych. Ale historia już dokonała wyboru i Białoruś także zmierzać będzie ku demokracji, społeczeństwu obywatelskiemu i gospodarce rynkowej. Rzecz w tym, jak i kiedy? Oczywiście, należy to robić znacznie szybciej niż dotychczas. Trzeba zlikwidować liczne przeszkody rozwoju małego i średniego biznesu. Trzeba przyspieszyć proces prywatyzacji tak małych, jak i dużych przedsiębiorstw. Dobrze, że chociaż dopiero w ubiegłym roku, ale jednak wprowadzony został jednolity kurs walutowy.

Jeśli jednak chodzi o przyszły rozwój, to wszystko zależy od społeczeństwa Białorusi i mądrości jej elit. Może się zdarzyć, że za dwanaście czy dwadzieścia lat będzie u was lepiej niż u nas. Uwzględniając nasze błędy, możecie znacznie lepiej przeprowadzić liberalizację i prywatyzację.

 

B.G.: Zajmuje się Pan poważnie problemami globalizacji. Uważa Pan, że wzrost rozpiętości dochodów między krajami bogatymi i biednymi jest niesprawiedliwy. Co należy zrobić? Dopuścić ponadnarodowe koncerny do biednych rynków, czy też uprzywilejowywać narodowych producentów?

G.W.K.: Nie jest ważne, jak głęboko sięga globalizacja. Reform należy dokonywać kierując się interesem narodowym, a nie interesem oligarchów czy urzędników. Nie wierzę w możliwość sukcesu długookresowej strategii rozwoju bez solidnego kapitału własnego, krajowego. Kapitał zagraniczny może pomóc, ale nie może zastąpić kapitału narodowego. Polska - choć to relatywnie dobra posocjalistyczna gospodarka - to kapitalizm bez wystarczającej liczby kapitalistów.

Moja rada dla Białorusi, zwłaszcza w kontekście faktu, że nie macie dużego zadłużenia zagranicznego: stopniowo należy otwierać drzwi dla nowych inwestycji zagranicznych, zwłaszcza  dla projektów typu green fields. Nie pozwólcie, aby cudzoziemcy skupili "srebra rodowe", a byle co zostawili rządowi. Potem stopniowo, w ciągu 10 lat powinniście przeprowadzić prywatyzację, tworząc sukcesywnie klasę średnią i kapitał białoruski. Za kilka lat możecie mieć lepszą strukturę własności niż my w Polsce.

 

B.G.: Mówi Pan o "srebrach rodowych" i priorytetach narodowych. Co to znaczy w warunkach Białorusi, jeśli praktycznie brak jest obiektywnej informacji rynkowej? Czy znowu mamy pozwolić, by urzędnicy określali priorytety? Jako minister finansów też miał Pan swoje priorytety. Ta koncepcja nie działa ani w Polsce, ani na Węgrzech, ani w Japonii. Dlaczego Pan nadal na to nalega? Jest przecież mnóstwo przykładów państw, które zapewniały sobie długookresowy wzrost ekonomiczny właśnie dzięki kapitałowi zagranicznemu.

G.W.K.: Zagraniczni inwestorzy w sposób naturalny pragną mieć dostęp przede wszystkim do "sreber rodowych". Są to przemysły wysokiej techniki - o ile takie się ostały - a także banki, ubezpieczenia, telekomunikacja. Za 2-3 lata prawie każdy będzie miał telefon komórkowy, także na Białorusi. To będzie sektor stuprocentowego kapitału zagranicznego, o ile nie powstanie jakieś białoruskie przedsiębiorstwo wysokiej technologii. Nie sadzę jednak, żeby było to realne. Kiedy byłem członkiem rządu, zagraniczni inwestorzy często pytali, kiedy będę prywatyzować Bank Handlowy albo tez Bank PKO S.A. Nigdy nie pytano, kiedy będę prywatyzował stocznie czy kombinaty metalurgiczne lub kopalnie. Później te banki sprzedano i teraz wielu przedsiębiorców skarży się, że ciężko uzyskać kredyt. Nawiasem mówiąc, jeden z czołowych polskich banków po prywatyzacji zawiesił finansowanie handlu z Białorusią.

My już nie mamy "sreber rodowych". Wyłania się pytanie, czy można było prywatyzować banki i przedsiębiorstwa tak, by kapitał narodowy miał priorytet? Niewątpliwie można było. Uważam za wielkie niepowodzenie to, że nie umieliśmy wykorzystać naszych aktywów po to, aby dokapitalizować tworzone w ramach reformy ubezpieczeń społecznych fundusze emerytalne. Nie jesteśmy ksenofobami, ale priorytet powinien mieć kapitał rodzimy. Powinniśmy podtrzymywać tworzenie kapitału narodowego metodami fiskalnymi.

Na przykład, wy możecie zatrzymać 20 procent najlepszych aktywów, dopóki są one własnością państwa. Być może, trochę przedsiębiorstw przemysłowych, zbrojeniowych - to co uważacie za najlepsze. Zróbcie z tego spółkę akcyjną. Zatrudnijcie wysokiej klasy menadżerów. Mogą być cudzoziemcami. Ale niech to będzie kapitał białoruski. Akcje będę notowane na giełdzie. Przy liberalnej gospodarce cudzoziemcy będą mieli prawo kupowania akcji na giełdzie. Nie ma jednak takiej konieczności, żeby pospiesznie, pod presją polityczną szukać inwestora strategicznego  i proponować mu aktywa za 15-20 czy nawet 50 procent ich realnej wartości.

 

B.G.: Jakie są zalety drogi polskiej? Co białoruscy politycy mogą z tego zaczerpnąć ?

G.W.K.: Uważam, że Polska swój najlepszy okres miała w latach 1994-97. Nie twierdzę, że nie popełnialiśmy błędów - zdarzało się to z powodu batalii politycznych i niedostatecznej koordynacji wewnątrz rządu, z powodu działań najrozmaitszych lobby. Jeśli nie uda się wam uniknąć podobnych błędów, to efekty na Białorusi mogą być znacznie gorsze.  Moja rada: nie przyjmujcie nierozumnego programu "szoku bez terapii", a bierzcie przykład ze "Strategii dla Polski".

Bardzo krytycznie oceniam okres polskich reform od 1998 roku. Weźmy bezrobocie. Wpierw wzrosło ono z zera w roku 1989 do 16,9% w roku 1994. Potem zmieniliśmy metody zarządzania i politykę gospodarczą. Często się nam zarzuca wstrzymywanie reform, prywatyzacji, uprzedzenia wobec zagranicznego kapitału. To nieprawda. Troszczyliśmy się o długoterminowy rozwój polskiej gospodarki i dobrobyt obywateli.

Rezultaty transformacji powinniśmy oceniać po jej owocach - czy są one zgniłe czy smaczne i jak się dzielą w społeczeństwie. Kiedy przeszliśmy od "szoku bez terapii" do terapii bez szoku, gospodarka ruszyła. Tempo wzrostu gospodarczego wzrosło z 3,8 procent w 1993 roku do 7,5 procent w drugim kwartale roku 1997. Inwestycje zagraniczne napływały, ale preferowaliśmy formowanie kapitału narodowego. To oznaczało lepsze zarządzanie, wzrost konkurencyjności gospodarki.

Każdy miliard zainwestowany w Polsce pociągnął za sobą 400 milionów USD importu. Przydało to zdrowia polskiej gospodarce. Stworzyliśmy wiele nowych dobrze opłacanych miejsc pracy. Bezrobocie spadło do 10,3 procent pod koniec 1997. Gdyby rząd AWS-UW kontynuował moją politykę, bezrobocie byłoby na poziomie 7-8 procent. A wynosi teraz 18,2 procent. (...)