Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Wywiady

 

Publikacje

Książki

Eseje

Working Papers

Artykuły

Wywiady

CV

Kontakt

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

"Trybuna Śląska", 6 marca 2000 r.

 

Mam strategię, a nie królika w kapeluszu

 

 

Rozmowa z profesorem Grzegorzem W. Kołodko, wicepremierem i ministrem finansów w latach 1994-97, ekspertem organizacji międzynarodowych, dyrektorem Centrum Badawczego Transformacji, Integracji i Globalizacji TIGER przy WSPiZ im. Leona Koźmińskiego w Warszawie (www.tiger.edu.pl)

 

 

Do niedawna prowadził pan badania i wykładał w Skandynawii i Stanach Zjednoczonych, wiele przy tym podróżując po świecie. Teraz powrócił pan do działalności naukowej w Polsce. Czy wraca pan również do polityki?

 

Przyznam, że nader często spotykam ludzi, którzy mówią: "niech pan wróci do rządu, niech pan wreszcie zrobi w gospodarce porządek". To zastanawiające... "Wall Street Journal" po wyborach w 1997 roku sformułował znamienną opinię, że o ile nasza ekipa SLD-PSL, obejmując rządy po 1993 roku, stanęła przed problemem "jak zarządzać kryzysem", to rząd AWS-UW stanął w obliczu zupełnie innego wyzwania: "jak zarządzać sukcesem". Z perspektywy minionych z górą trzech lat można powiedzieć, że zrobiono to fatalnie. Szczególnie mści się irracjonalna i szkodząca Polsce koncepcja "schładzania gospodarki". Tu właśnie tkwią źródła tego kolejnego - po szoku bez terapii na początku lat 90. - niepowodzenia.  

Kiedy moja misja pracy w rządzie została zwieńczona, w pierwszym kwartale 1997 roku tempo wzrostu Produktu Krajowego Brutto wynosiło aż 7,5 procent. Teraz - w pierwszym kwartale roku 2001 - waha się w przedziale ledwie 2 do 3 procent! Nie dziwmy się przeto, że ludzie czekają na zmiany, a dla większości z nich oznacza to powrót na ścieżkę "Strategii dla Polski", co - być może - wielu kojarzy się także z moim powrotem do sterów gospodarki i finansów. Jednakże nie jest to ani moim marzeniem, ani dążeniem. Swoją przyszłość widzę głównie na niwie naukowej, gdzie sporo robię. Tylko w ostatnich dwu latach ukazały się moje publikacje w 20 językach na całym świecie.

 

Czyli nie został pan jeszcze powołany do gabinetu cieni tworzonego przez Leszka Millera - murowanego kandydata na przyszłego premiera?

 

Nie jestem cieniem, tylko rzeczywistością. Ale gdyby zapytał pan o tej porze w roku 1993, czy rok później będę wicepremierem, ministrem finansów, Przewodniczącym Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, to bym się zdziwił, gdyż wtedy taka możliwość w ogóle nie przychodziła mi do głowy. Innym tak. Dzisiaj natomiast sytuacja jest zasadniczo odmienna i na to pytanie odpowiadać muszę codziennie, tak ludziom z politycznych szczytów, jak i osobom przygodnie spotkanym a to na ulicy, a to w sklepie, a to w pociągu do Katowic.  

 

I co im pan odpowiada?

 

To zależy, kto konkretnie pyta... Przypomnę, że w przeszłości - zanim podjąłem wyzwanie - dwukrotnie odmówiłem wejścia do rządu: i w roku 1989, i we wrześniu 1993. Będąc człowiekiem odpowiedzialnym, który politykę traktuje jako umiejętność skutecznego rozwiązywanie trudnych problemów społeczno-gospodarczych, a nie tkwienie u władzy na zasadzie "kto kogo?, kto komu?, kto za ile", zostawiam innym wyścigi do stanowisk. Polsce i sprawie rozwoju można przecież służyć także z dala od politycznego magla. Do tej zaś polityki przez duże "P" - a przecież jedynie to mogłoby wchodzić w rachubę - należy brać się w moim przekonaniu jedynie wówczas, gdy spełnione są równocześnie dwa warunki.

Po pierwsze wtedy, gdy ma się dobry program. W tym przypadku chodzi o długofalową strategię rozwoju społeczno-gospodarczego naszej Polski w warunkach rewolucji naukowo-technicznej epoki Internetu oraz globalizacji stosunków gospodarczych. Zgadzam się z wicepremierem Januszem Steinhoffem, który powiedział mi szczerze, że obecnie nie można prowadzić dobrej polityki gospodarczej, bo praktycznie nie ma żadnej spójnej strategii rozwoju. Ale to - o czym wszyscy już wiedzą - nie jest wina obecnego wicepremiera koordynującego politykę gospodarczą, tylko jego poprzednika.

Drugi niezbędny warunek, to odpowiednie warunki polityczne pozwalające na realizację takiej strategii. Obecnie nie istnieją nawet ich fundamenty, a co będzie jesienią - zobaczymy.   

 

Na spotkaniach słuchacze zapewne pytają pana, co zrobić, aby polska gospodarka znów szybko się rozwijała. Co im pan odpowiada?

 

Nie mam  jakiegoś królika w kapeluszu, nie tylko dlatego, że i kapelusza nigdy nie noszę. Nie ma bowiem żadnego "triku", który pozwoliłby na skokowe przyspieszenie tempa rozwoju. Slogany, że oto za pomocą kilku prostych posunięć można rozwiązać podstawowe problemy - bo oto wszystko szybko (czyli tanio!) zostanie sprywatyzowane albo też obniży się podatki (wpędzając w kryzys budżet!), albo zliberalizuje rynek pracy (jeszcze więcej ludzi wyrzuci się z pracy!) i gospodarka ruszy z kopyta, to absurdy. Już po części to przerabialiśmy i skutki teraz wszyscy widzimy i odczuwamy - inflacja jest wyższa niż przed dwoma laty, produkcja rośnie coraz wolniej, bezrobocie coraz szybciej, międzynarodowy prestiż Polski słabnie...   

 

A co pan radzi?

Polsce potrzebna jest strategia, która zawiera wiele wątków, a jej realizacja wymaga zastosowania licznych instrumentów. To nie robota dla drwala, który macha wokół siekierą, ale bardziej dla kompozytora i dyrygenta zarazem, który potrafi poprowadzić całą orkiestrę. Kluczowe jest przyspieszenie procesu formowania się rodzimego kapitału, który może być co najwyżej uzupełniany strumieniem inwestycji zagranicznych. Niezbędne jest podwyższenie efektywności mikroekonomicznej poprzez poprawę zarządzania przedsiębiorstwami, w tym pomoc techniczna i kredytowa dla firm małych. Wśród tych instrumentów z pewnością należy widzieć zwiększenie prorozwojowych wydatków w budżecie państwa i zwiększenie nakładów na kapitał ludzki oraz funkcjonowanie infrastruktury, nawet gdyby miało się to odbyć kosztem utrzymania przecież niewielkiego i kontrolowanego deficytu budżetowego. Z pewnością trzeba też wrócić do sprawdzonej za rządów SLD-PSL metody stosowania systemowych ulg podatkowych dla firm, które dużo inwestują, zwłaszcza w rejonach dotkniętych strukturalnym bezrobociem. Trzeba też zwiększyć wsparcie - również ze środków publicznych - dla eksportu, głównie na rynki Wschodnie, co wymaga także zmiany klimatu politycznego. Polska ma przewagę nad wieloma krajami ze względu na najlepszą pozycję geopolityczną nie tylko w Europie, ale chyba na całym świecie; to trzeba umieć wykorzystać! Jesteśmy już prawie w Unii Europejskiej, a z drugiej strony mamy wielkie rynki Rosji i Ukrainy w zasięgu ręki.

 

Nie rysuje pan zbyt optymistycznych prognoz na najbliższą "powyborczą" przyszłość, tak jak to czynią niektórzy politycy. Skąd ta ostrożność?

 

        Z doświadczenia. Ze znajomości materii. Z wniosków wyniesionych podczas obserwacji i studiów porównawczych w wielu innych krajach. A ostatnio bardzo dużo podróżowałem, o czym szeroko piszę w właśnie wydanej książce pt. "Moja globalizacja, czyli dookoła świata i z powrotem" (TNOiK, Toruń 2001). Praca przyszłego "głównego ekonomisty Rzeczpospolitej", jak nazywam wicepremiera odpowiedzialnego za sprawy gospodarcze, będzie niezwykle żmudna; żadnych fajerwerków, ale też nie tylko "krew, pot i łzy". Wiedza i koncepcja, determinacja i praca - i będą dobre rezultaty. Tak jak już były w latach 1994-97. Przestrzegałbym przed pokusą jakiegokolwiek efekciarstwa czy też nieodpowiedzialnych pomysłów typu "obniżymy podatki i będzie cud gospodarczy; wprowadzimy podatek liniowy i cały system fiskalny zacznie działać jak szwajcarski zegarek; wyrzucimy wszystkich nierobów, a zdolni i pracowici wreszcie znajdą posadę".

        Gdy odchodziłem z rządy cztery lata temu, myślałem, że gospodarka Polski jest już nieodwracalnie na dobrej drodze. Wystarczyło kontynuować tamtą linię. Ale nie; przyszła nowa "miotła" i narobiła niezgorszego bałaganu. Wizję zastąpione iluzjami, a dbałość i nasze społeczne i narodowe interesy partykularyzmami i partyjną polityką ekonomiczną. Nie tylko "Wall Street Journal" nie spodziewał się, że mój następca tak szybko i tak dużo popsuje. I ja się tego nie spodziewałem...   

Teraz natomiast uważam, że SLD i jego przewodniczący - Leszek Miller - mają wiele dobrych pomysłów, jak chociażby odchudzenie rozdętej administracji czy ponowne sięgnięcie do sprawdzonych instrumentów polityki przemysłowej i handlowej, ale powrót na trwałe na ścieżkę szybkiego wzrostu jest rzeczą trudną i wymaga znojnej pracy. Wielu, wielu ludzi. Będzie to możliwe, gdy spełnione zostaną oba warunki, o których wspomniałem wcześniej. Musi być dobry program i muszą być zaistnieć polityczne warunki jego realizacji.

 

Podobno stworzył pan już  zarys nowej strategii dla Polski...

 

Tak mówią? Cóż, oczywiście mam zarys takiego programu. Jest on znany czołowym politykom, a SLD wiele jego elementów wykorzystuje i uwzględnia w swoich pracach programowych. Piszę zresztą na te tematy sporo cały czas. Taka nowa "Strategia dla Polski - XXI wiek" opierać się musi o cztery główne filary: szybki wzrost, sprawiedliwy podział, korzystna integracja, skuteczne państwo. Trzeba zrobić sporo, aby powrócić na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego rzędu 5 do 7 procent, a w ślad za tym za 3-4 lata zmniejszyć stopę bezrobocia poniżej 10 procent, a nie zmierzać do jej zatrważającego pułapu ponad 20 procent, do czego mogłoby dojść wskutek kontynuacji zgubnej i chorej koncepcji gospodarczej obranej po roku 1997. W roku 2006 trzeba wprowadzić u nas do obiegu euro i wtedy wreszcie nie będziemy tak cierpieć wskutek wciąż trwającej błędnej - bo zarazem i antyrozwojowej , i proinflacyjnej! - polityki NBP.

Tak więc ostrożność w moich ocenach bierze się z realizmu i odpowiedzialności. Na krótką metę dużej poprawy nie będzie; musimy teraz wszyscy zapłacić za ekscesy i niedorzeczności polityki finansowej i gospodarczej lat 1997-2001, za fałszywe teoretycznie i szkodliwe politycznie koncepcje. To tak jak ze sznurkiem; ciągnąć można, ale pchać się na da. A tu - ciągnąć nie ma sensu, a pchnąć naszą machinę gospodarczą do przodu musimy. I nie wątpię, że na dłuższą metę odniesiemy sukces, stać bowiem Polskę na to. Trzeba tylko mieć dla niej dobrą strategię i liczyć na to, że polityka umożliwi jej realizację. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie.

 

Rozmawiał: Mariusz Urbanke