Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Wywiady

 

Publikacje

Książki

Eseje

Working Papers

Artykuły

Wywiady

CV

Kontakt

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

"Academicus" , Tychy, kwiecień 2001

 

22 lutego br. Wyższą Szkołę Zarządzania i Nauk Społecznych w Tychach po raz kolejny odwiedził Prof. zw. dr hab. Grzegorz W. Kołodko - uczony, wykładowca, polityk, pisarz. Wizyta Profesora była związana z promocją jego nowej książki pt.: "Moja globalizacja, czyli dookoła świata i z powrotem". Redakcja miała okazję porozmawiać z gościem po wykładzie.

 

Dookoła świata i z powrotem

 

Redakcja (Anna Dryja, Anna Mrozek, Piotr Ćwiękała): Czy globalizacja, homogenizacja i mcdonaldyzacja, o której Pan Profesor mówił podczas wykładu, nie spowoduje tego, że utracimy swoją odrębność jako Polacy?

Prof. dr hab. Grzegorz W. Kołodko: Nie mam takich obaw, gdyż o tym decyduje przede wszystkim kultura narodowa, choć dobrze też mieć silną gospodarkę, aby dbać o swoją tożsamość. Często powtarzam, że są dwa filary dobrobytu narodów: gospodarka i kultura. Jeśli pieczołowicie będziemy dbali i o jedno, i o drugie, to zachowamy swoją tożsamość tam, gdzie naprawdę warto. Nie powinniśmy natomiast okopywać się w swoim prowincjonalizmie tam, gdzie te wartości we współczesnej globalnej gospodarce sensu nie mają. Kiedyś na przykład protestowano przeciwko noszeniu "zagranicznych" krawatów, ale jakoś kontusze wyszły z mody i nic na tym nie straciliśmy.

Słuchanie przebojów grupy U2 też naszej tożsamości nie zagraża tak długo, jak długo dobra naszej kultury będą wydeptywały sobie ścieżki docierania do reszty świata. A tak przecież się dzieje. Jednakże tak musi być również w odniesieniu do eksportu polskich towarów, a na tym polu wciąż szczególnie wiele pozostaje do zrobienia.  

Trzeba wszakże spodziewać się, że postępował będzie proces pewnej unifikacji, także w odniesieniu do kultury. Osobiście byłbym bardziej szczęśliwy, gdybym jeżdżąc po Stanach widział na przykład sieć polskich restauracji "Chata", w której kupuje się polskie pierogi, a nie tylko natykał się na McDonalds'a będąc u siebie w  Polsce. Może i tak kiedyś będzie?

 

Red: Pana nowa książka pt. "Moja globalizacja, czyli dookoła świata i z powrotem" jest niewątpliwie inna od tych, które Pan do tej pory napisał. Jest równie ciekawa, jak i inspirująca do przemyśleń, ale zarazem w wielu fragmentach jest też dowcipna. Przedstawia zupełnie inny obraz Pana osoby. Skąd pomysł na tę książkę?

 

Prof.: Cóż, jakie życie - taka książka. Ma ona trzy główne części. W pierwszej, poświęconej latom 1997-2000, zawarte są także pewne wątki osobiste związane z moją pracą w ONZ-owskim Światowym Instytucie Badań Rozwoju Gospodarczego WIDER w Helsinkach, w Banku Światowym i Międzynarodowym Funduszu Walutowym w Waszyngtonie, jak i z wykładami, które prowadziłem na Yale (zarządzanie), UCLA (ekonomia) i w Rochester (nauki polityczne). W tym okresie spotkałem również wielu prominentnych przedstawicieli świata polityki i dyplomacji, nauki i biznesu, kultury i sportu. Piszę więc i o tym. W książce staram się zmusić czytelnika do głębszej refleksji, czasem zaś skłonić go - właśnie poprzez anegdoty z życia wzięte - do uśmiechu. Pamiętajmy, że życie - także to w ważnych miejscach i dostojnych instytucjach - bywa niekiedy zabawne.

Druga część książki to kolekcja esejów. Wystarczy wspomnieć, że w przeciągu czterech lat odwiedziłem czterdzieści krajów, co oczywiście nie pozostało bez wpływu na strukturę książki, jej tematy, nastrój i sposób prezentacji głównych wątków związanych wszakże z ekonomią, polityką gospodarczą, finansami i współczesnymi zmianami na światowej scenie. Wiele rozważań prowadzę przy tym pod kątem porównawczym, bo ta zawsze jest nader kształcące.  

Te wątki międzynarodowe i globalne widać również w trzeciej części książki, która zawiera nie znane polskiemu czytelnikowi teksty publikowane od Brazylii po Indonezję, od Chorwacji po Finlandię, w tym na tak renomowanych łamach, jak na przykład "The New York Times" czy "The Economist".  

 

Red: No jest też i część czwarta, zbiór barwnych fotografii z całego świata - i ze spotkań z głowami państw, i z indyjskich slumsów, robionych i pod wodą, i na słoniu... Czy można powiedzieć o tej książce, że jest podsumowaniem Pana dotychczasowej działalności?

 

Prof.: Nie, gdyż bynajmniej nie zakończyłem kariery na wydaniu tej książki; jeszcze niejedną napiszę (już piszę...). Jestem człowiekiem młodym - tak jak państwo - a to powoduje, że mam jeszcze wiele planów co do profesjonalnej działalności akademickiej, w tym również pisarskiej. Książka "Moja globalizacja, czyli dookoła świata i z powrotem" w ujęciu popularno-naukowym odpowiada na kilka pytań dotyczących ostatnich lat mojej pracy, kiedy to wyjechałem z kraju do Helsinek, a następnie do USA. Jest to publikacja ważna, ale nie najważniejsza, gdyż przede wszystkim jestem badaczem i naukowcem, a tylko tak przy okazji publicystą i eseistą. Najważniejsza moja praca to wydana w zeszłym roku przez Oxford University Press książka zatytułowana "From Shock to Therapy. The Political Economy of Postsocialist Transformation". Ukazało się też jej polskie, chińskie i rosyjskie tłumaczenie, a japońskie jest w przygotowaniu. Informacje o tej i innych książkach, a także wiele opracowaniach poświęconych polityce stabilizacyjnej, rozwojowi gospodarczemu, transformacji systemowej i globalizacji można znaleźć pod adresem www.tiger.edu.pl w witrynie internetowej TIGER-a - Centrum Badawczego Transformacji, Integracji i Globalizacji przy Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego. To nowy, niezależny instytut naukowy, którym kieruję.  

 

Red: Czy jako ojciec, mąż i profesor czuje się Pan spełniony? Czy jest w Pana życiu coś, czego Pan jeszcze nie zrobił, a na czym Panu bardzo zależy?

 

Prof.: Z rzeczy małych, których jeszcze nie zrobiłem, ale już niedługo - mam nadzieję - zrealizuję, to pokonanie maratonu, który odbędzie się w końcu maju w Toruniu. Udział w tych zawodach jest swego rodzaju odzwierciedleniem mego życia zawodowego, życia które jest permanentnym wysiłkiem i pracą "na pełnych obrotach". Jestem takim długodystansowcem, który przebiegłszy nawet wielki dystans, musi biec dalej. Rozwiązanie nowego problemu, napisanie następnej książki, zakończenie kolejnego cyklu wykładów czy przygotowanie jeszcze jednego projektu badawczego albo zrealizowanie dodatkowego programu rozwojowego jest zazwyczaj nie końcem, ale początkiem jakiegoś etapu działalności.

        Co zaś tyczy się rodziny, cóż - czas jest nieubłagany. Nie starcza go i, niestety, praca zawodowa ogranicza możliwości cieszenia się w pełni życiem rodzinnym. Staramy się dużo razem podróżować, ale wiele jest dni, kiedy kontakt z córkami - a dziewczyny są super! - to tylko e-mail i SMS-y... Żona bardzo mi pomaga w mojej pracy, dość często chodzimy razem na koncerty i do opery, niekiedy też razem jeździmy po tym fascynującym świecie - od Argentyny po Australię, od sawanny Południowej Afryki po pola lodowe Dalekiej Północy. Żyje nam się przeto tak ciekawie, że chyba wszyscy jesteśmy z tego zadowoleni. Nawet pies, o ile tylko nie musi biegać ze mną tych długich dystansów...

 

Red: Czy chciałby Pan wrócić na scenę polityczną?

 

Prof.: Nie sądzę. Powrót do polityki nie jest ani moim marzeniem, ani dążeniem, choć wciąż z niezwykłą wręcz natarczywością jestem o to pytany, a wielu uważa - aż mnie to zastanawia - że taki powrót jest nieuchronny... Swoje miejsce widzę przede wszystkim na niwie nauki, gdyż lubię dochodzić prawdy, a w polityce - inaczej niż w nauce - często nie o to chodzi. Wykładam nie tylko w Polsce, ale i w USA. Współpracuję też z organizacjami międzynarodowymi - z MFW, Bankiem Światowym i OECD. Nie jest kwestią przypadku, że w ciągu minionych kilku lat publikowałem swoje prace w dwudziestu językach w jeszcze większej ilości krajów. W ślad za tym jestem zapraszany na cykle wykładów i seminariów do wielu krajów; tylko w tym roku odwiedzam Włochy, Francję, Wielką Brytanię, Litwę, Chorwację, USA, Kanadę, Chiny, być może także Chile, Indie i Japonię. Tak więc twórczych zajęć mi nie brakuje.  

 

Red: To dlaczego w 1993 roku objął Pan stanowisko Wicepremiera i Ministra Finansów? Przecież wtedy też chyba Panu tych zajęć nie brakowało.

 

Prof.: Zgodziłem się wtedy wejść do rządu, ponieważ zostały spełnione dwa niezbędne ku temu warunki. Po pierwsze uważałem, że człowiek odpowiedzialny musi mieć klarowną, dobrą, sprawną, a więc wykonalną koncepcję rozwoju społeczno-gospodarczego. To była właśnie "Strategia dla Polski", w wyniku której PKB zwiększył się w latach 1994-97 aż o 28 procent, inflacja spadła o dwie trzecie, bezrobocie zmniejszyło się o milion osób, a Polska została przyjęta do OECD. Po drugie, muszą zaistnieć warunki polityczne umożliwiające realizację zakładanej strategii. Wtedy tak było, a jak będzie w nadchodzącej przyszłości - zobaczymy.

 

Red: Co by Pan doradził nowemu Prezesowi NBP?

 

Prof.: Na krótką metę radziłbym, aby dołączył do tych członków Rady Polityki Pieniężnej, którzy słusznie uważają, że już są spełnione wszystkie przesłanki, aby natychmiast obniżyć stopy procentowe i to nie o jeden punkt procentowy, ale co najmniej o trzy. W dłuższej zaś perspektywie sugerowałbym, aby z całą determinacją zmierzał do podcięcia gałęzi, na której poniekąd siedzi, czyli do likwidacji polskiego złotego - zgodnie ze scenariuszem zakreślonym przeze mnie jeszcze pięć lat temu w programie "Euro-2006" (jest także w witrynie internetowej TIGER-a).

 

Red: Jak ocenia Pan obecną sytuację na polskiej scenie politycznej?

 

Prof.: Ta scena nie podoba mi się podobnie jak wielu innym ludziom zatroskanym o rozwój społeczno-gospodarczy Polski. Mając jednak za sobą doświadczenia w kierowaniu gospodarką patrzę na nią tak jak rolnik, któremu pogoda też może się podobać lub nie, ale mimo to trzeba siać, orać i liczyć na to, że coś się urodzi. Tym bardziej więc trzeba dbać o to, by jak najwięcej zebrać, aby potem było co na stół postawić. Konstrukcja naszej sceny politycznej bezsprzecznie utrudnia prowadzenie racjonalnej  polityki gospodarczej i finansowej. Jak będzie po wyborach jesienią 2001, to się już wkrótce okaże. Miejmy nadzieję, że lepiej. Natomiast same przegrupowania po prawej stronie sceny politycznej traktuję jako dramatyczną próbę uratowania swoich pozycji przez kilku prominentnych polityków, którzy już nam pokazali, co potrafią. Ja bym od nich używanego samochodu nie kupił. A innego przecież nie mają.