Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pięć lat w OECD

 

        Kiedyś odliczaliśmy czas na kolejne pięciolatki. Co prawda, wpierw był Plan Trzyletni związany z powojenną odbudową (1947-49), a potem Plan Sześcioletni 1950-55 związany z przyspieszoną fazą socjalistycznej industrializacji, ale ramy czasowe tego ostatniego służyły tylko "wyrównaniu frontu", aby dalej już móc koordynować sterowanie procesami rozwoju społeczno-gospodarczego z innymi krajami w ramach RWPG w tych samych przedziałach czasu. Ale tamte kolejne "pięciolatki" - aż po dekadę lat 80. - jakaż to już dawna historia. Może dlatego właśnie wciąż czeka ona na naukowo rzetelny i historycznie uczciwy opis?

        Teraz procesy rozwojowe biegną innymi koleinami. Mamy przecież do czynienia z gospodarką rynkową, w której państwo ma coraz mniej, a siły popytu i podaży coraz więcej do powiedzenia. A ostatnie pięć lat to tylko okrągła liczba. No i rocznica, o której warto pamiętać. Szkoda tylko, że pierwszy raz po 1989 roku ponad połowa społeczeństwa uważa, że sprawy kraju mają się gorzej niż przed tamtym przełomowym rokiem, ale to - jak wiemy - wskutek sfuszerowania polityki gospodarczej podczas ostatnich kilku lat. Ale czy w rzeczywistości jesteśmy już gospodarką rynkową i czy to ją należy winić za obecne trudności?

Wydawać by się mogło, że sam powinienem złożyć deklarację o dojściu Polski do gospodarki rynkowej już pięć lat temu, kiedy to przystąpiliśmy do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju - OECD. Wtedy jako wicepremier podpisałem w Paryżu historyczny akt przystąpienia Polski do OECD, a Sejm ratyfikował stosowne dokumenty i zostaliśmy członkiem tego elitarnego klubu. Nieco wcześniej przystąpił Meksyk, Węgry i Czechy, a później Korea Południowa i Słowacja. I tak organizacja poszerzyła się z 24 do 30 krajów, które wytwarzają w sumie około dwie trzecie światowej produkcji (my jedynie 0,6 procent).

        Bynajmniej jednak nie orzekałem ani wtedy, ani nie czynię tego teraz, że Polska jest już w pełni gospodarką rynkową. Z pewnością od dawna - przynajmniej od połowy lat 80. - nie jest ona gospodarką centralnie planowaną, ale o dojrzałym instytucjonalnie rynku będziemy mogli mówić dopiero za kilka lat, po wejściu do Unii Europejskiej. Interesujące jest to, że z UE może wkrótce zintegrować się osiem państw posocjalistycznych (licząc Chorwację) oraz dwa wyspiarskie państwa śródziemnomorskie, które nie są, i najprawdopodobniej nie będą do czasu akcesji, członkami OECD.

Tak więc Polska wciąż - po z górą 12 latach - jest w fazie transformacji do pełnokrwistej gospodarki rynkowej.  Nie ulega wszakże wątpliwości, że w tej tak ważnej fazie globalizacji przystąpienie do OECD stanowiło najbardziej znaczący krok zarówno w procesie samej transformacji ustrojowej, jak i w integracji naszego kraju ze światową gospodarką. Z perspektywy tych pięciu lat widać wyraźnie, jak okazało się to korzystne. Przeprowadzenie całego szeregu trudnych i skomplikowanych reform strukturalnych i zmian instytucjonalnych - między innymi w sferze fiskalnej i regulacji nadzoru bankowego, w odniesieniu do dalszej liberalizacji handlu (w tym na rynku dóbr kultury), inwestycji bezpośrednich i przepływów kapitału, ochrony praw autorskich i własności intelektualnej oraz ochrony środowiska - znakomicie wzmocniło i poszerzyło fundamenty dojrzewającej stopniowo gospodarki rynkowej.

Żmudny proces reform zwieńczony wejściem do OECD zaowocował natychmiastowym wzrostem notowań polskiej gospodarki, gdyż automatycznie obniżyło się przypisywane nam ryzyko kredytowe i inwestycyjne. W ślad za tym coraz bardziej wartkim strumieniem popłynęły inwestycje zagraniczne, zwłaszcza bezpośrednie, przyczyniając się do poprawy naszej konkurencyjności na globalnym rynku. Dawało to dodatkowy impuls wzrostowy, co szczególnie korzystnie odczuliśmy w latach 1996-97 - końcowym okresie realizacji "Strategii dla Polski". A przypomnijmy, że wejście do klubu rozwiniętych krajów było zapisane w wiązce ambitnych celów tego programu. To zaś, że później - od 1998 roku - produkcja rosła coraz wolniej, jest w sposób oczywisty związane ze szkodliwą polityką schładzania koniunktury. Natomiast implikacje naszego członkostwa w OECD są dla dynamiki gospodarczej korzystne dzięki silniejszym instytucjom i proefektywnościowym zmianom strukturalnym. Gdyby nie ten fakt, to sytuacja obecnie byłaby jeszcze gorsza.

        Na zaproszenie Centrum Badawczego Transformacji, Integracji i Globalizacji TIGER przy WSPiZ im. Leona Koźmińskiego (www.tiger.edu.pl) mieliśmy właśnie okazję gościć w ramach serii "Distinguished Lectures" Donalda Johnstona - Sekretarza Generalnego OECD. To z nim właśnie podpisałem akt przystąpienia do tej organizacji. I on nie ma wątpliwości, że minione pięć lat sprzyjało naszemu rozwojowi i integracji Polski z bardziej rozwiniętą częścią świata. Chciałby on - my także - widzieć jeszcze bardziej zintensyfikowaną współpracę, a zwłaszcza większy dopływ kapitału i transfer technologii ze "starych" do "nowych" krajów OECD.

Organizacja ta swoimi sugestiami co do kierunków dalszych reform oraz wysokiej jakości analizami i studiami ekonomicznymi, na przykład z zakresu tzw. 'nowej gospodarki' czy transferu kapitału, może w tym pomóc. W końcu nazwa zobowiązuje, a jesteśmy w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. I chociaż teraz historia toczy się w ramach fundamentalnie innych "pięciolatek" niż w trakcie tamtych, odgórnie narzucanych gospodarce we wcześniejszych dekadach, to nie bez powodu kluczowe terminy i słowa i pozostają te same - "współpraca gospodarcza" i "rozwój". O to przecież chodzi.     

 

Warszawa, 28 października 2001 r.