Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Robin Hood z niemenczyńskich lasów

 

        Im więcej podróżuję po świecie, tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że pora zmienić nasze staropolskie powiedzonko, że "cudze chwalicie, swego nie znacie" na bardziej odzwierciedlające bieżące nastroje i opinie: "innych przeceniacie, siebie nie doceniacie". Do takiego wniosku skłaniają także litewskie refleksje wyniesione z krótkiej, ale za to obfitej w spotkania wizyty w Wilnie i okolicach.

Wykłady i seminaria na uczelniach, dyskusje z parlamentarzystami i politykami, konsultacje z przedsiębiorcami i bankowcami, rozmowy z publicystami i działaczami polonijnymi, a nade wszystko wiele kontaktów z ludźmi zatroskanymi rozwiązywaniem własnych problemów prowadzą do konkluzji, że i na Litwie lepiej, niż wygląda to w rzeczywistości, widzi się cudzą sytuację, natomiast gorzej, niż to jest naprawdę, postrzega się swoje własne położenie. Będąc na Litwie trzeba powiedzieć, że bynajmniej w Polsce nie jest aż tak dobrze, jak tutaj się to wydaje, zaś na Litwie nie jest aż tak źle, jak tutejsza społeczność - w tym jej liczna i aktywna polska grupa - skłonna jest sądzić.

        Z punktu widzenia posocjalistycznych przemian Litwa najgorsze ma już za sobą. Dotkliwa transformacyjna recesja trwała dłużej i była zdecydowanie głębsza niż w Polsce. Rok 1999 również był nieudany (spadek PKB o 2,6 procent). Nie tylko ze względu na spuściznę z przeszłości, ale także wskutek licznych potknięć w trakcie wdrażania rynkowych reform, w tym zwłaszcza dopuszczenia do poważnego i rozległego w negatywnych skutkach kryzysu sektora bankowego.

Jak dotąd, kraj ten nie potrafił też wykorzystać swego dogodnego położenia geopolitycznego i umiejętnie zdyskontować bliskość Polski z jednej strony, a zwłaszcza Rosji - z drugiej. W obecnych czasach takie sąsiedztwo to czynnik wielce sprzyjający, a nie utrudnienie. Jednakże litewski eksport jedynie w 5,4 procentach kierowany jest do Polski i tylko w 6,9 procentach do Rosji. Reorientując się na ściślejsze związki z Unią Europejską - i słusznie - trzeba jednak przede wszystkim penetrować rynki najbliższych sąsiadów. Tak jak dzieje się to wobec Łotwy, gdzie trafia aż 13,3 procent eksportu.

        Litwa to mały kraj, z bardzo ograniczoną chłonnością rynku wewnętrznego. Stąd też bez szybkiego wzrostu eksportu nie będzie możliwości pełniejszego sięgnięcia do korzyści skali, jakie może przynieść przemysłowi i usługom gospodarka rynkowa. Ekspansja litewskiego handlu zagranicznego wymaga wielu jeszcze posunięć. Od drobnych - jak liberalizacja wywozu zagranicę dzieł rękodzieła artystycznego, od pięknych obrazów sprzedawanych na wileńskiej starówce - do zasadniczych, jak konsolidacja stabilizacji finansowej i zwiększenie inwestycji w konkurencyjne przedsięwzięcia.

Z tego punktu widzenie ostatnio podjęta przez Sejm decyzja o zamianie dolara na  euro jako punktu odniesienia do sztywnego związania lita w ramach tzw. currency board jest trafna. Trzeba jednak pójść za ciosem i przeciąć dalsze spekulacje, przesądzając od razu, kiedy to nastąpi. A nie ma co czekać i najlepiej byłoby wdrożyć nowe zasady już od lipca, skoro nie zrobiono tego za jednym zamachem (a należało). To sprzyjać będzie dalszym postępom w procesie sukcesywnej integracji z Unią Europejską, na rynkach której Litwa lokuje aż 49 procent swego eksportu.

        A miejsce Litwy trzeba widzieć właśnie w Unii Europejskiej. Tylko wtedy będzie miała szanse sensownie wykorzystać dodatkowe możliwości rozwoju, jakie stwarza tak małej, a zarazem otwartej gospodarce globalizacja. Zarazem tylko w ramach UE uda się chronić przed wieloma ryzykami, które także przynosi równolegle postępująca integracja światowego rynku kapitału i towarów. Podobnie jak onegdaj w przypadku Portugalii, tak współcześnie dla Litwy integracja z Unią to jedyna sensowna "ucieczka do przodu", a przy okazji także sposób na daleko posunięte i nieodwracalne związanie się Polską, co tak leży na sercu wielu rodakom, którym historia tam właśnie wyznaczyła miejsce pracy i życia.

        Dziś zatem chodzi o to, aby tej pracy starczało, a warunki życia stale się poprawiały. Czy tak będzie? Powinno. Niezależny waszyngtoński ośrodek badawczy PlanEcon dla lat 2001-04 przewiduje średnie roczne tempo wzrostu PKB powyżej 5 procent. Dochód narodowy miałby się przeto zwiększyć w tym czasie z około 3.100 dolarów w zeszłym roku do prawie 4.800 dolarów za trzy lata. Gdyby tylko udało się kroczyć tym tempem przez następnych lat jeszcze 20 - a nie jest to niemożliwe! - to PKB na mieszkańca w 2025 roku przekraczałby 13 tysięcy dolarów.  

To tego tylko potrzebna jest dobra "Strategia dla Litwy", która mądrze wykorzysta położenie tego kraju, jego walory turystyczne i kapitał ludzki, a nade wszystko wzmocni instytucjonalnie gospodarkę rynkową. Doprawdy, wiele na tym polu już zrobiono, ale droga wciąż daleka i wyboista. Konieczne jest rychłe obniżenie kosztów finansowych, trzeba więc zmniejszyć oprocentowanie kredytów, gdyż inflacja jest bardzo niska (tylko 1,4 procent w 2000 roku), a sztywny kurs lita gwarantuje, że uda się utrzymać ją w ryzach.

        Litwa przyciąga. Polaków - bo Wilno, Ostra Brama i Mickiewicz. Kapitał zagraniczny - bo opłaca się tu inwestować (zagraniczne inwestycje bezpośrednie na głowę mieszkańca w minionej dekadzie wyniosły 545 dolarów i były nawet nieco wyższe niż w Polsce). Turystów - bo ziemia tu piękna, a woda czysta i trawa zielona. Przyjechał nawet Robin Hood. Na razie jednak nie po to, aby odbierać bogatym i dawać biednym (choć bez sprawiedliwego podziału zrównoważonego rozwoju nie będzie), ale by wystąpić w kolejnej ekranizacji swoich wiekopomnych przygód. Anglicy kręcą je w pięknych, starych lasach niemenczyńskich. Jest to bowiem dobry towar do sprzedania. Tak długo jak rośnie.          

        

Wilno, 9 kwietnia 2001 r.