Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Punkt kulminacyjny 

        Wielu ludzi przechodzi przez życie w równym tempie i gdyby im zadać pytanie, co było jego punktem kulminacyjnym, to niekiedy nie potrafią na to odpowiedzieć, a co najmniej dłużej muszą się zastanowić. Najczęściej dlatego, że takiego punktu nie było albo też niczym wyraźnym na trwale nie zaznaczył się w pamięci. Odwrotnie niż przy aktywnej twórczości czy sportowym wyczynie, które tym się różnią od codzienności, że punktów kulminacyjnych jest wiele. Wielcy artyści, politycy, uczeni, odkrywcy, sportowcy - po prostu ludzie ponadprzeciętnie uzdolnieni, a zarazem ambitni i aktywni - z determinacją zdążają do pewnego szczytowego momentu w karierze, występie, konstrukcji, dziele czy zawodach, najczęściej nie rezygnując z dalszych zmagań, stąd też takich punktów kulminacyjnych odnotowywać mogą wiele.

        Bez wątpienia dla każdego sportowca punktem kulminacyjnym jest zwycięstwo w ważnych zawodach - dla jednego na boisku w szkole podstawowej, dla innego na stadionie olimpijskim, dla kogoś przy gromkiej owacji tłumu kibiców, dla kogoś innego w samotnych zmaganiach z własnymi słabościami, z żywiołem, z czasem. Z pewnością dla Roberta Korzeniowskiego wielką chwilą było przejście linii mety na stadionie olimpijskim w Atlancie i wywalczenie złotego medalu. Niefortunna dyskwalifikacja pozbawiła go tej szansy w 1992 roku w Barcelonie, ale może będzie jeszcze jeden taki moment w Sydney w tym roku? Tamten sierpniowy dzień w 1996 roku był kolejnym punktem kulminacyjnym, chociaż dzisiaj jego wyczynu w chodzie na 50 kilometrów niewielu amerykańskich kibiców pamięta, a i stadionu olimpijskiego w pewnym sensie też już w Atlancie nie ma. Przejął go twórca i właściciel sieci telewizyjnej CNN - Ted Turner - i nazywa się teraz Turner Fields Stadium. Jak łatwo się domyśleć, grywa się tam w baseball i inni sportowcy przechodzą od czasu do czasu przez swoje punkty kulminacyjne, a to uderzając kijem w piłkę niezwykle silnie i zarazem precyzyjnie, a to przebiegając w sprinterskim tempie od bazy do bazy.      

Nieco inaczej jest w interesach, zwłaszcza na polu inwestycji portfelowych, gdzie nadchodzi od czasu do czasu punkt kulminacyjny zwyżkujących cen akcji, choć wciąż nie brakuje naiwnych, którzy uważają, że rzeczywistość składać powinna się z nieustannie wznoszącej się linii notowań, po której kroczy się od kulminacji do kulminacji. Stąd też od czasu do czasu wszystkie giełdy - ostatnio na szerszą znowu skalę - notują a to korekty w dół, a to nawet większe załamania. Szczytowania notowań giełdowych podlegają jednak odmiennej logice niż w wypadku wyczynu sportowego, gdzie zdecydowanie bardziej liczy się kunszt i wytrwałość, a mniej łut szczęścia, choć i tego przecież nigdy nie jest za dużo. Tak w sporcie jednak, jak i na giełdach, gdy forma jednych mija, innych się rodzi i zwyżkuje. W sumie z czasem padają kolejne rekordy.      

Ciekawe, że sportowe skojarzenia przytrafiają się także wybitnym kompozytorom. Sergiej Rachmaninow, dokładnie sto lat temu komentując swój znakomity drugi koncert fortepianowy C-moll, twierdził, że każdy utwór musi mieć jakiś punkt kulminacyjny. Choć niekoniecznie musi pojawić się na końcu, porównywał ten moment z linią mety, na której biegacz przerywa taśmę, osiągając zwycięstwo. To widać w jego utworach; pełno w nich takich jedynych w swoim rodzaju kulminacji, zwłaszcza w kompozycjach na instrumenty klawiszowe. Zaiste, skojarzenia są tutaj podobne jak w sporcie wyczynowym, gdzie od czasu do czasu jest meta, ale tak naprawdę to nie ma jej nigdy. Igrzyska trwają nieustannie...  

Ostatnio poświęciłem ponownie czas pracy naukowo-badawczej. Jeszcze bardziej niż w sporcie w tej "branży" wysiłek trwać musi nieustannie, tutaj bowiem nie ma miejsca na wycofywanie się z aktywności i spoczywanie nawet na olimpijskich laurach. Tworzyć trzeba nieustannie, współzawodnictwo nigdy się nie kończy. To dużo dłuższy dystans niż nawet chód na 50 kilometrów. Tu dystanse liczy się w wymiarach historycznych i aby pokonywać je w dobrym tempie, w pierwszej kolejności trzeba dysponować odpowiednią wiedzą naukową. Gromadzi się jak kondycję długo i z wielkim wysiłkiem - ale w końcu rodzą się owoce i nadchodzi ten upragniony punkt kulminacyjny.

W tym wypadku jest nim wydanie przez Oxford University Press napisanej po angielsku książki pod tytułem "From Shock to Therapy. The Political Economy of Postsocialist Transformation", traktującej o ustrojowych przeobrażeniach w naszej części świata. Ukazało się już jej polskie tłumaczenie, gotowe są także przekłady chiński i rosyjski. To tak jakby wystąpić w serii wymagających mityngów na wielu stadionach przed bardzo wymagającą publicznością. A teraz "kibice" niech ocenią, czy dobry to występ.