Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wszystkie sporty świata 

Popularność różnych dyscyplin sportowych jest funkcją rozmaitych uwarunkowań. W Polsce, w zasadzie uprawiamy wszystkie dyscypliny olimpijskie, chociaż niektóre z nich wydają się niekiedy egzotyczne, a nawet dziwne. Na igrzyskach w Nagano pojawił się curling, który popularnym sportem nie jest, ale skuteczne okazało się lobby, które pragnęło zamiatanie lodu przed posuwającym się po tafli krążkiem wynieść do tej rangi. Masowa siatkówka plażowa też trafiła na areny olimpijskie, począwszy od Atlanty, a w Australii będzie cieszyła się szczególną popularnością, gdyż dla gospodarzy to sport bez mała narodowy.  

W 2002 roku w Salt Lake City pojawią się wreszcie, na razie jako dyscyplina pokazowa - bojery. To powinno nas bardziej interesować - nie dlatego, że jest to konkurencja masowa, ale dlatego, że jesteśmy w nich silni. Wskazują na to między innymi rezultaty niedawnych mistrzostw świata rozgrywanych w Szwecji. Tam na północy jeziora są dostatecznie mocno zamarznięte, aby można było się po nich ślizgać. Choć sam tego nie robiłem, to za kołem podbiegunowym - na rzece Tornio rozgraniczającej Finlandię i Szwecję - latem pływaliśmy z żoną i córkami pontonowymi tratwami po spienionych wodach, a zimą dokładnie w tym samym miejscu jeździliśmy zaprzęgami psów husky po przyprószonym śniegiem lodowym trakcie. Żadna z tych atrakcji nie jest jeszcze dyscypliną olimpijską, ale może i to w przyszłości się zmieni?

Sport jednak, aby był piękny, bynajmniej nie musi być olimpijski. To oczywiście go nobilituje, ale często niesamowite pokłady energii i waleczności, zafascynowanie kibiców i zaangażowanie pieniędzy sponsorów wywołują dyscypliny nie oglądane na arenach olimpijskich ani w starożytności, ani współcześnie. Co więcej, w niektórych regionach i krajach pewne zmagania są wyraźnie bardziej popularne niż najbardziej nawet śledzone konkurencje olimpijskie.  Bierze się to ze starej tradycji, ale także i obecnej promocji, wiąże się to z lokalnymi kulturami, ale także i wpływami dawnych kolonialnych metropolii.  

Tak znana w Europie piłka nożna w Stanach Zjednoczonych wciąż jest traktowana po macoszemu i dopiero ostatnio staje się bardziej popularna. Trochę z tej przyczyny, że jako gospodarz Amerykanie grali w turnieju olimpijskim w 1996 roku, ale przede wszystkim dlatego, iż to właśnie Amerykanki, pokonując Chinki, wywalczyły tytuł mistrzyń świata w roku 1999. Stąd też piłka nożna jest w USA bardziej popularna wśród dziewcząt niż chłopców - odwrotnie niż u nas. Widzę dowód na to często na boisku naprzeciwko naszego domu pod Waszyngtonem. Mężczyźni zaś fascynują się dwiema grami zespołowymi, z których tylko jedną - baseball - udało się dopiero co wprowadzić do programu igrzysk. Za oceanem wciąż najpopularniejszy jest jednak amerykański football. Jest to także - obok koszykówki - największy sportowy interes, wokół którego obraca się miliardami dolarów.  Tak dużymi, że nawet nikt nie próbuje tych rozgrywek wcisnąć do sportów olimpijskich.  By

Kryteria formalne, aby stać się dyscypliną olimpijską, spełnia krykiet. Niby to proste, ale tak zawiłe, że nadal nie potrafię dobrze liczyć wyniku. Na pozór, w coś podobnego grywaliśmy w dzieciństwie na podwórku, ale to nie to, co wyrafinowana gra Anglików, którzy spopularyzowali ją w niektórych byłych koloniach. Stąd też, gdy tylko nadchodzi rok Pucharu Świata - a takim właśnie był ostatnio 1999 - rozpoczyna się "święta wojna" między metropolią a dawnymi koloniami.  W ramach zaś tej "wojny światowej" (choć co to za świat, skoro nas tam nie ma?) toczą się wojenki regionalne: "święta wojna" Indii z Pakistanem i Sri Lanką, Australii z Nową Zelandią, Zimbabwe z Południową Afryką, Anglii ze Szkocją.  Wszyscy usiłują wziąć rewanż za różne niepowodzenia na rozmaitych zakrętach swojej bujnej historii. Oby tylko takie wojny były...  

Krykiet to sport i masowy, i elitarny zarazem. Podobnie jak tenis czy żeglarstwo.  Grają masy ludzi, ale do pewnych klubów dostęp mają tylko wybrańcy. Przy okazji serii wykładów w Indiach, które miałem akurat w trakcie ubiegłorocznej edycji mistrzostw świata, przebywając w Bombaju i w Madrasie gościłem właśnie w klubie krykieta. Choć nie grałem, to niezliczoną ilość razy obiegłem boisko, uprawiając jeden ze swoich ulubionych sportów, czyli po prostu bieganie.

Wspominam o tym, gdyż ostatnio wśród amerykańskich czytelników brytyjskiego tygodnika "The Economist" zapanowało oburzenie, gdy nieopatrznie stwierdził on, że najszlachetniejszy ze wszystkich sportów to ...krykiet. Jak to, napisali do redakcji sprowokowani Amerykanie. Przecież wiadomo, że to football!  Ja zaś - a to pływając, a to biegając, a to patrząc na córki, jak Julia żegluje czy Gabrielka zjeżdża na snowboardzie - myślę, że najpiękniejszy sport to ten, który my sami uprawiamy.