|
|
|
|
tekst nieautoryzowany
Dzień dobry Państwu!!!
Serdecznie dziękuje za zaproszenie,
dla mnie to zaszczyt wystąpić na tej wielkiej, znakomitej uczelni,
chyba w najpiękniejszej akademickiej auli nie tylko w naszym kraju, ale nawet i na świecie.
Słuchając tego, co Pan Rektor był uprzejmy powiedzieć, zastanawiam się, czy to możliwe, że tak krótko żyję,
a mam tak długi życiorys. Ale w rzeczy samej łączą się w nim przede wszystkim wątki pracy naukowej, badawczej,
z pewnymi epizodami działalności praktycznej, w tym także po raz drugi w rządzie polskim w charakterze wicepremiera
ds. gospodarczych i ministra finansów. Najpierw w latach 1994-97 i teraz ponownie od 9 miesięcy już i przez jakiś
czas jeszcze.
To o czym chciałbym powiedzieć, podzielić się z Państwem kilkoma refleksjami i zastrzeżeniami, bierze się ze
skrzyżowania tych jakże odległych dwóch światów - świata teorii i praktyki, świata nauki i polityki, świata prawdy i
skuteczności w nauce. Rzeczą bowiem najważniejszą, na której nam zależy, jest dociec sedna
rzeczy, zrozumieć jak się rzeczy mają, dlaczego procesy biegną
tak, a nie inaczej, jaka jest ich logika i mechanika, dlaczego
zjawiska wyglądają tak, jak je potrafimy wchodząc w sedno opisać,
zrozumieć. Natomiast w polityce liczy się skuteczność, dlatego
czasem politycy oddalają się od prawdy. Nie jest to bynajmniej
mnie właściwe, ale czasami jest tak, o czym także mówiliśmy dzisiaj
podczas spotkania z Senatem UWr., że to co jest konieczne, okazuje
się niemożliwe, albo to co nam się wydaje na gruncie racjonalnym
konieczne, jest niemożliwe do wprowadzenia w praktyce, przynajmniej
przez pewien okres, ze względu na to, że trzeba jeszcze w warunkach
demokracji mieć większość, przyzwolenie parlamentarne, społeczne.
Tak jest często w odniesieniu do procesów społecznych, gospodarczych,
finansowych, w które jesteśmy uwikłani podczas historycznego procesu
przebudowy naszej gospodarki w kierunku społecznej gospodarki
rynkowej i demokracji politycznej społeczeństwa obywatelskiego.
Skoro dzisiejszy wykład jest zatytułowany "Polska w Unii - Unia
w świecie" chciałbym w tym kontekście wydobyć kilka wątków. To
że Polska praktycznie z punktu widzenia historii już w Unii Europejskiej
jest, a realnie stanie się jej członkiem za niespełna 13 miesięcy,
wynika z dwóch oczywistych faktów: po pierwsze z samej istoty
posocjalistycznej transformacji do gospodarki rynkowej, a po drugie
z naszego położenia geopolitycznego. Gdyby bowiem nie było transformacji
do gospodarki rynkowej, Polska nie integrowałaby się z Unią Europejską.
Gdyby Polska nie leżała tu, gdzie leży, w sercu Europy, w samym
środku kontynentu europejskiego, to także nie integrowałaby się
z Unią Europejską, tak jak np. nie integruje się z UE Tajlandia
czy Chile. Mają one inne odniesienie do procesów regionalnej integracji,
w tym pierwszym przypadku w ramach Stowarzyszenia Państw Azji
Południowo-Wschodniej, w tym drugim - wpierw w ramach MERCOSUR,
a może wkrótce także w ramach NAFTA - Ugrupowania Wolnego Handlu
Państw Północnoamerykańskich, być może najszybciej dołączą Chile
i niektóre państwa latynoamerykańskie.
Posocjalistyczna transformacja do gospodarki rynkowej ma na sobie bardzo silne piętno procesu
geopolitycznego, który dzieje się w tym samym historycznym czasie w Europie.
Istnieje bowiem Unia Europejska, której wewnętrzne więzy integracyjne
ulegają modyfikacji i wzmacnianiu, niezależnie od tego, że równocześnie
poszerza się ona integrując się z sobą i przyłączając do swoich
struktur, instytucji i obiegu gospodarczo-finansowego i społeczno-kulturowego
kolejne państwa. Możemy więc mówić zarówno o pogłębianiu integracji
europejskiej, jak i o poszerzaniu. Przez pogłębianie należy rozumieć
pojawianie się nowych więzi instytucjonalnych i strukturalnych
oraz nasilanie tych już istniejących. Poszerzanie to przyłączanie
nowych gospodarek dotychczas narodowych, ale w coraz większym
stopniu zliberalizowanych i otwartych. Co do samego pogłębiania
integracji europejskiej, najważniejszym procesem w tym kontekście
jest euro. Uważam wprowadzenie euro za największy sukces na niwie
gospodarczej, jaki został odnotowany na kontynencie europejskim
od czasu zakończenia drugiej wojny światowej. Jedynie większym
sukcesem, który wyjdzie na czoło, będzie to co stanie się 1 maja
2004 roku, a mianowicie poszerzenie Unii Europejskiej o kolejne
dziesięć państw, w tym przede wszystkim o Polskę, dlatego, że
z mieszkańców tych dziesięciu państw, które integrują się ze społecznościami
dotychczasowej Unii Europejskiej połowa to są Polacy. Polska wobec
tego odgrywa w tym procesie rolę szczególną. Wracając zaś do euro,
na ten temat cały czas trwają dyskusje na ile ten historyczny
eksperyment jest udany, nie ma on bowiem precedensu w historii
świata. Należy powiedzieć, że jest to udany eksperyment. Dwanaście
państw funkcjonuje w euro, trzy państwa zastanawiają się nad wejściem
w strefę euro. Niedługo będzie pierwsze ważne starcie po daleko
idących implikacjach z tego punktu widzenia, jako że 14 września
jest narodowe referendum w Szwecji, gdzie społeczeństwo szwedzkie
odpowie na pytanie, czy włączyć się do obszaru euro czy nie. W
warunkach szwedzkiej konstytucji jest to inaczej trochę niż u
nas. Wynik referendum nie jest obowiązujący, natomiast jest konsensus
polityczny pomiędzy koalicją rządzącą a opozycją polityczną, że
bez względu na to jaki będzie wynik referendum, będzie uszanowany,
choć parlament mógłby sobie postanowić coś innego, niż wynikałoby
to z referendum. Nie jest pewne, co Szwedzi powiedzą, gdyż także
w ramach rządu szwedzkiego są podzielone punkty widzenia, czy
wprowadzać euro czy nie. Ekonomiści i politycy gospodarczy podkreślają,
że w małej, otwartej gospodarce lepiej poczekać z tym zachowując
na rynku rządu i banku centralnego możliwość prowadzenia polityki
pieniężnej odpowiednio do podaży pieniądza, wysokości stóp procentowych,
wpływania na kurs walutowy, natomiast w przypadku przekazania
tej suwerenności do jednego Europejskiego Banku Centralnego możliwości
prowadzenia takiej polityki nie ma.
Państwo, którzy interesują się ekonomią mają świadomość tego,
że coś w tym jest. Ta uwaga nie jest pozbawiona sensu. Przykładowo
mamy w euro takie państwa, jak Irlandia czy Niemcy i mamy jedną
podaż pieniądza, jedną politykę monetarną, jedną stopę procentową
Europejskiego Banku Centralnego, która skoro jest jedna powinna
być dobra dla wszystkich, a nie jest, dlatego, że obecna stopa
procentowa w euro jest z punktu widzenia procesów inflacyjnych
i koniunktury gospodarczej za niska dla Niemiec i za wysoka dla
Irlandii. Istnieje więc pewna niekonsekwencja wewnątrz systemu,
bo jest jedna polityka pieniężna w ramach prawie całej UE, z wyjątkiem
trzech państw, które mogą dołączyć, a brakiem jednej zintegrowanej
polityki budżetowej, fiskalnej. To co czeka w przyszłości Unię,
to dalsza koordynacja, integracja, uniformizacja, gdyż w przypadku
polityki monetarnej została ona zuniformizowana, jest jedna dla
całego obszaru różnych polityk gospodarczych. Z tego też punktu
widzenia należy spodziewać się interesujących, trudnych, merytorycznie
i technicznie skomplikowanych, niełatwych politycznie dyskusji
i debat. Przez następnych kilka lub kilkanaście lat w zależności
od zakresu natężenia dalszych wewnętrznych procesów integracyjnych
w UE, to jakie to będą rozstrzygnięcia będzie także dotyczyło
funkcjonowania gospodarki polskiej, jako członka Unii. Społeczeństwo
polskie będzie musiało konkurować pracując coraz efektywniej,
w konfrontacji z innymi narodami w UE.
Dania pozostaje poza euro w oczekiwaniu na decyzję Szwecji. Wielka
Brytania na razie pozostaje również poza obszarem euro. Od strony
politycznej istotne jest to, że nieco inne poglądy w tej kwestii
mają premier i minister skarbu.
W tej chwili zastanawia czy euro prędzej będzie w Polsce czy w Wielkiej Brytanii.
Warunki wprowadzenia euro to: przyjęcie Polski do UE, pięć kryteriów
z Maastricht zawierających wysokość stóp procentowych, stopę inflacji,
stabilność kursu walutowego, długu publicznego oraz deficytu budżetowego.
Polska spełnia obecnie cztery z pięciu kryteriów, z wyjątkiem
kryterium fiskalnego. Niektóre z państw UE obecnie go nie spełniają
(Francja, Portugalia, Niemcy). Wówczas trzeba dyscyplinować wydatki
budżetowe lub znaleźć sposób na zwiększenie dochodów, a rządy
i parlamenty są niechętne zwiększaniu obciążeń podatkowych przedsiębiorcom
i ludności.
W Polsce planuje się, by kryterium fiskalne spełnić w roku 2006,
a więc wprowadzić deficyt budżetu państwa liczony według metodologii
z Maastricht poniżej 3 proc., co zapisane jest w kierunkowo przyjętym
przez rząd programie naprawy finansów Rzeczypospolitej. Jest to
bardzo trudne do osiągnięcia, ale wciąż jeszcze możliwe, pod warunkiem,
że będzie przyjęty ostatecznie i konsekwentnie realizowany program
naprawy finansów Rzeczypospolitej. Jeśli tak się nie stanie, Polska
straci szansę wprowadzenia gospodarki do unii walutowo-gospodarczej
w roku 2007.
Trzeci warunek wprowadzenia euro w Polsce to rozstrzygnięcie
kwestii po jakim kursie złotego do euro wejdziemy do strefy euro.
Jest to dużo ważniejsze po jakim kursie, niż kiedy. Będzie to
rozstrzygało na wiele lat o konkurencyjności polskiej gospodarki,
o wysokości płac i wynagrodzeń i innych transferów finansowych
już w europejskim, wspólnym pieniądzu. Konkurencyjność będzie
przesądzała o zdolnościach lokowania produktów na innych segmentach
rynku europejskiego. Będzie to decydowało o poziomie i dynamice
produkcji, zatrudnieniu, bezrobociu, poziomie dochodów nominalnych
wyrażonych w euro w stosunku do innych państw członkowskich euro
i będzie miało kolosalne implikacje.
Przed rokiem mówiłem, że kursem okresowej równowagi zewnętrznej
złotego do euro jest około 4,35. Wówczas ten kurs wynosił około
3,80. Dzisiaj kurs euro do złotego wynosi dokładnie 4, 35. Gdyby
dzisiaj można było wejść do euro, to należałoby wejść po takim
właśnie kursie, który jest opłacalny dla polskiej gospodarki.
Pytanie jest takie: jaki będzie kurs wtedy, gdy będziemy go blokować
w ramach europejskiego węża walutowego i potem starać się chronić
przez dwa lata poprzedzające wejście do euro, a potem wynegocjować
z Komisją Europejską, z Europejskim Bankiem Centralnym rzeczywisty
kurs, po którym wejdziemy do euro - na to pytanie będziemy odpowiadać
w przyszłości.
Natomiast jeśli będziemy w UE i spełnimy kryteria z Maastricht,
to mamy obowiązek wejść do euro. Nie mamy takiej opcji, jaką ma
wciąż Dania, Wielka Brytania i Szwecja, bo w Traktacie Akcesyjnym,
który podpisujemy z premierem w obecności prezydenta za dwanaście
dni w Atenach jest jednoznacznie rozstrzygnięte odnośnie każdego
nowego członka, że wchodzi do UE i euro, jeśli spełnia kryteria.
Jeśli będziemy spełniali kryteria to jest tylko kwestia uzgodnienia
kursu, jeśli będzie porozumienie co do kursu, stajemy się członkiem
euro. Czy to się nam opłaca? W sposób oczywisty - tak, dlatego,
że zmniejsza to koszty transakcyjne. Są to ogromne koszty, które
ponoszą przedsiębiorcy uczestnicząc w międzynarodowej grze ekonomicznej.
Po drugie jest ryzyko kursowe. Jest to skutkiem niezależnego od
przedsiębiorcy wahania kursu walutowego. Tutaj ten problem znika.
Dzisiaj nie ma problemu kursu walutowego pomiędzy Hiszpanią a
Niemcami i pomiędzy Grecją a Irlandią, bo jest ten sam pieniądz.
Proces integracji europejskiej jest zdecydowanym podniesieniem
konkurencyjności tej części świata. Polska w warunkach globalizacji
ma szanse na rozwój, ze względu na sens tej globalizacji i najgłębszą
istotę procesu europejskiej integracji, tylko w ramach szerszego
układu gospodarczego. Tylko wówczas będziemy mieli także dzięki
korzyściom skali, zmniejszonym kosztom transakcyjnym, eliminacji
ryzyka kursowego, a przede wszystkim konwergencji, przekształceniu
struktury instytucji w dojrzałe struktury instytucji rynkowej
możliwość konkurowania we współczesnej gospodarce światowej. Żeby
wejść do UE musimy się stransformować, wprowadzić te instytucje,
które są trzonem gospodarki rynkowej, ważniejszym niż sama prywatyzacja
i liberalizacja, które obowiązują w UE. Tam gdzie nie potrafiliśmy,
nie chcieliśmy się z tym zgodzić, negocjowaliśmy twardo do końca
i wynegocjowaliśmy Traktat Akcesyjny, który obecnie istnieje w
22 językach i liczy 5500 stron. Trzeba było sprawdzać, czy w każdym
z 22 języków 5500 stron są na pewno tak dokładnie zapisane, jak
wynegocjowaliśmy. Jest to logistyczne przedsięwzięcie o niebywałym
rozmiarze i bez precedensu w historii. I to właśnie będzie podpisywane
za dwanaście dni w Atenach. Ale my wdrażamy instytucje takie,
jakie są w UE, co także przyczynia się do wyższej efektywności
polskiej gospodarki w skali mikroekonomicznej i z czasem do wyższego
tempa wzrostu gospodarczego. Szacuję, że dzięki wejściu do Unii
Europejskiej w długim okresie polska gospodarka będzie rozwijała
się w sensie przyrostu PKB o około 1,5 proc. szybciej niż gdyby
Polska pozostała poza Unią Europejską. Jest to niebywały wskaźnik,
bo jeśli dodać go do potencjalnej stopy wzrostu, która wynosi
około 4 proc. to 1,5 proc. czyni tę stopę wzrostu możliwą do osiągnięcia
na długą metę około 5,5 proc. Jeśli się idzie do przodu w tempie
5,5 proc., przez 12 i pół roku, dochód się podwaja, bo liczy się
to procentem składanym. Jeśli tempo to utrzymuje się przez kolejne
12 i pół roku, dochód rośnie czterokrotnie.
Polska wchodzi do UE jako kraj średnio rozwinięty. Nasz PKB na
mieszkańca według kursu walutowego wynosi około 5600 dolarów,
ale według tzw. parytetu siły nabywczej (PPP) nasz PKB na jednego
mieszkańca wynosi w tym roku około 10 000 dolarów, przy średniej
UE około 28 000 dolarów, przy poziomie amerykańskim (USA) około
37 000 dolarów. To pokazuje, gdzie my jesteśmy. Uśredniony dochód
przypadający na nasze 10 000 dolarów, to stanowi to 38,2 proc.
- 40 proc. przeciętnej dla całej piętnastki UE. Obrazuje to dystans
jaki nas dzieli. Gdyby chcieć zwiększyć czterokrotnie nasz dochód
do poziomu 40 000 dolarów, trzeba kroczyć przez 25 lat. Wtedy
w UE i na świecie dochód będzie dużo wyższy. Jest to pogoń za
uciekającym celem. W ostatnich latach w wyniku niedobrego pomysłu
o schładzaniu koniunktury gospodarka UE rozwijała się szybciej
niż w Polsce i dystans się zwiększył. Kiedy kończyliśmy realizację
strategii dla Polski, gdy poprzednim razem byłem w rządzie w roku
1997 ten wskaźnik wynosił około 40 proc. i zamiast odrabiać zaległości,
zmniejszać dystans, ten dystans powiększył się, bo wyhamowano
w Polsce do zera tempo wzrostu PKB, co się nie stało w UE, choć
tam z innych względów ta dynamika uległa odczuwalnemu wyhamowaniu.
Wobec tego w Polsce jest potencjał i będzie on tym większy, im
korzystniej zintegrujemy się z UE, im lepiej będziemy w stanie
wykorzystać środki strukturalne z UE i temu m.in. obok wzmocnienia
samorządów terytorialnych, uproszczenia systemu podatkowego, uszczelnienia
systemu finansów publicznych, zwiększania dozy sprawiedliwości
w redystrybucji dochodów, wspierania przedsiębiorczości, służy
właśnie największe przedsięwzięcie polityczno-gospodarcze po roku
1990 jakim jest naprawa finansów Rzeczypospolitej. Wchodząc do
UE musimy wydać na nasze składki i opłaty członkowskie w latach
2004-2007 ponad 7 mld euro, czyli w zależności od kursu ponad
30 mld zł. Natomiast możemy dostać z UE, tylko nie do budżetu
państwa lecz do gospodarki, budżetu samorządów terytorialnych,
pozarządowych organizacji, prywatnej przedsiębiorczości - ponad
60 mld zł. To może być wielki zastrzyk na doinwestowanie ochrony
środowiska, infrastruktury dróg, kapitału ludzkiego w zakresie
edukacji, nauki i kultury, sportu, rekreacji i turystyki, rozwoju
małej i średniej przedsiębiorczości. Mamy bardzo wiele do odrobienia.
Jest szansa powrotu na ścieżkę szybkiego rozwoju gospodarczego
rzędu 5-6 proc. i utrzymanie się na niej nie przez 4 lata, jak
to wydawało się w okresie realizacji strategii dla Polski w latach
1994-97. Wtedy tempo wzrostu wynosiło przeciętnie blisko 6,5 proc.
W ciągu czterech lat realizacji strategii dla Polski PKB zwiększył
się aż o 28 proc. Sześć lat temu PKB rósł kwartalnie w tempie
7,5 proc., gdy wróciłem w 2002 roku - 0,5 proc. Przyczyniła się
do tego błędna polityka budżetowa i monetarna niezależnego Banku
Centralnego, oparta o błędne teorie ekonomiczne. Obecnie trwa
przyspieszenie m.in. wskutek programu restrukturyzacji finansowej,
w którym uczestniczy ponad 60 tys. firm, w tym 59 tys. firm małych
i średnich, prywatnych, dzięki czemu po raz pierwszy po 1998 roku
bezrobocie zaczyna spadać; w II półroczu 2002 PKB rósł o 0,5 proc.,
w II półroczu 2003 dynamika ta przekroczy 3 proc., w IV kwartale
będzie oscylowała wokół 8 proc., w IV kwartale roku 2004 może
przekraczać 5 proc. W polskiej gospodarce jest potencjał, ale
wymaga on budżetu stabilizacji i rozwoju, bo oprócz rozwiązania
problemów w przyszłym roku będziemy musieli wpłacić z budżetu
państwa składkę do UE i pokryć koszty z tego wynikające. Jeśli
pieniądze będą płynęły z UE, to nie od razu, i nie do budżetu
lecz do gospodarki. My, Polacy będziemy mieli więcej pieniędzy.
Irlandia wchodząc do UE w 1973 roku razem z Wielką Brytanią miała
swój poziom PKB w wysokości 57 proc. przeciętnej UE. Polska ma
obecnie zaledwie 38 proc. tego przeciętnego poziomu. Dzisiaj Irlandia
ma 122 proc. przeciętnej UE, wyższy poziom PKB na mieszkańca niż
Wielka Brytania. Za dwa pokolenia możliwe jest, że przewyższymy
PKB na mieszkańca w Niemczech. Przy takich wizjach należy politykę
gospodarczą opierać się na dobrych teoriach ekonomicznych.
Irlandia ma swoją specyfikę, to mały kraj - 3,7 mln ludności,
Polska ma 39 mln ludności; Irlandia zaabsorbowała niebywałą ilość
inwestycji bezpośrednich od 10-milionowej mniejszości irlandzkiej
w USA a także wykorzystała dużą ilość funduszy strukturalnych,
ale w innym czasie. Wtedy UE było na to stać, aby Irlandia mogła
otrzymywać ekwiwalent 6 proc. swojego PKB z Unii Europejskiej.
Irlandia rozwinęła ogromny przemysł fonograficzny i muzyczny.
To największa pozycja eksportowa na rynku irlandzkim. Należy więc
skorzystać w pewnej mierze z sukcesu irlandzkiego, bo powtórzyć
go nie można. A przede wszystkim musimy umieć wykorzystać to,
co daje nam wejście do Unii Europejskiej.
Grecja przystąpiła do UE w roku 1981; wówczas przeciętny poziom
PKB na mieszkańca wynosił około 67 proc. przeciętnej UE. Relatywnie
Grecja była mniej zacofana w stosunku do Unii niż Irlandia w roku
wejścia do UE. Obecnie Grecja ma około 60 proc. przeciętnej UE,
a więc dystans pomiędzy konkurencyjnością, poziomem rozwoju i
standardem życia przeciętnie w Grecji i w całej Unii Europejskiej
zwiększył się przez 20 lat członkostwa. Grecy nie potrafili wykorzystać
tego, co wejście do UE im dało. Czy Polacy będą potrafili wykorzystać
szansę wejścia do UE w globalnej grze konkurencyjnej? Zależeć
to będzie od narodowych strategii rozwoju społeczno-gospodarczego
w kolejnych kilkuletnich odcinkach, od narodowej polityki wzrostu
gospodarczego, rządu, parlamentu, konkurencyjności przedsiębiorców,
kapitału ludzkiego. Zależeć to będzie od nas. Możemy pójść do
przodu na wzór może nie irlandzki, lecz hiszpański, w relatywnych
terminach i znaczeniu. Albo możemy dreptać nieco z tyłu. Wszystko
to dzieje się w kontekście globalnym, ale co ma z tym wspólnego
globalizacja. Otóż pamiętajmy, że oprócz tego, że znajdujemy się
na Uniwersytecie Wrocławskim, że jesteśmy w Polsce, w Europie
Środkowej i Europie, to cały czas jesteśmy na świecie. Unia Europejska
jest małym fragmentem świata, obejmuje ź produkcji światowej.
Polska ma wkład zaledwie 0,6 proc. produkcji światowej; 0,5 proc.
handlu zagranicznego światowego. Nasze znaczenie jest większe
niż wykazane w handlu zagranicznym, ale nie dzięki gospodarce,
ale dzięki pozycji politycznej Polski. Duże jest uznanie na świecie
w szczególności dla polskiej nauki i kultury, dla polskiego romantyzmu.
Trwa wielka rywalizacja na skalę światową. Największym elementem
tej rywalizacji w ciągu następnego pokolenia będzie rywalizacja
Europa - Ameryka Północna. Trzeba więc patrzeć na proces integracji
europejskiej, jej poszerzania i pogłębiania przez pryzmat odpowiedzi
na wielkie wyzwanie północnoamerykańskie. Czy Amerykanie czekają
na to, aż się ziści chyba jeszcze wciąż bardziej iluzja niż wizja,
że oto w roku 2010, jak zdeklarowano na szczycie w Lizbonie, że
Unia Europejska ma być w roku 2010 najbardziej konkurencyjną na
świecie gospodarką opartą na wiedzy. Ale tak nie będzie, bo najbardziej
konkurencyjną gospodarką opartą na wiedzy w roku 2010 będą bezsprzecznie
Stany Zjednoczone. Ale jest to dla Europejczyków wielkie wyzwanie,
skoro jest już widoczny dystans technologiczny co do jakości kapitału
ludzkiego, zdolności w zakresie badań i wdrożeń. Trzeba iść w
tym kierunku szybciej niż ten postęp będzie cały czas trwał. Stany
Zjednoczone są potęgą gospodarczą wytwarzającą 29 proc. czyli
więcej niż Unia Europejska.
Na spotkaniu z Senatem UWr. dyskutowaliśmy od czego może zależeć
i jak finansować rozwój gospodarki opartej na wiedzy w Polsce.
Czy Amerykanie czekają, aż my, Europejczycy, ich dogonimy? Nie,
oni nie czekają. Oni nie tylko dbają o swoją gospodarkę opartą
na wiedzy, prowadzą reformy strukturalne i instytucjonalne, oni
także walczą z patologiami, które nawet tam występują. Ale z punktu
widzenia "my w Unii - a Unia w świecie" pytanie jest takie: oni
są też w tym świecie, co oni robią? Otóż jest hasło, ale i podjęte
są już działania, żeby iść od NAFTA, która obecnie skupia USA,
Kanadę, Meksyk, może dojdzie Chile, i poszerzyć ten układ integracyjny,
który nie jest tak ścisły jak Unia Europejska, w ogólnoamerykańską
Strefę Wolnego Handlu FTAA w miejsce NAFTA.
Strefa Wolnego Handlu będzie wytwarzała 1/3 światowej produkcji.
Polska będzie wytwarzać blisko 30 proc. światowej produkcji. Wolny
rynek amerykański i europejski inaczej zintegrowane, my bardziej
ze wspólną walutą, Komisją Europejską. Zderzenie dwóch wielkich
cywilizacji, dwóch potęg będzie znamienne dla czasu, w którym żyjemy.
Pojawiają się nowe dodatkowe szanse i dodatkowe ryzyka. Polska
większość kosztów integracji już poniosła, a większość korzyści
dopiero się pojawi. Wszystko to dzieje się na tle globalizacji,
która jest nieodwracalnym historycznym procesem, liberalizacji
a w ślad za tym integracji funkcjonujących dotychczas odrębnie
rynków kapitału, towarów, siły roboczej w jeden światowy rynek.
Globalizacja to uświatowienie gospodarki. Daje ono więcej szans
niż ryzyka. Budzi wątpliwości ludzi napływający zagraniczny kapitał.
Kapitał jest jeden. Jeśli potrafimy go wykorzystać, aby napływały
do Polski nowe techniki i technologie, by podnosiła się jakość
kapitału ludzkiego, zarządzania, marketingu, ułatwiało nam to
dostęp do innych części gospodarki światowej, do innych segmentów
rynku światowego i europejskiego, to jest bardzo dobrze. Natomiast
w wyniku wadliwie wyśrubowanych stóp procentowych Banku Centralnego,
całkowicie niezależnej instytucji, mamy taką sytuację, że stopy
procentowe są najwyższe w Europie przy najniższej europejskiej
inflacji. Są one prohibicyjne i przechłodziły koniunkturę, co
spowodowało utratę 7 punktów z dynamiki gospodarczej i nieodwracalną
utratę czasu czyli kilku lat. Wtedy dopływa kapitał spekulacyjny,
który wychwytuje tzw. dyferencjację czyli zróżnicowanie stóp procentowych.
Płacą za to polscy przedsiębiorcy i podatnicy, bo relatywnie obciąża
to ich budżet państwa, płacą za to polscy konsumenci, bo poprzez
koszty finansowe wliczone w koszty produkcji przenosi się to na
ceny, które relatywnie są większe.
Obecnie jesteśmy skazani na to aby dużo myśleć, pracować coraz
lepiej w zorganizowany sposób, stawać się coraz bardziej konkurencyjnymi.
Sukces ten nie jest pisany z faktu, że oto jest posocjalistyczna
transformacja na rynku, integracja europejska, dzieje się globalizacja,
w której musimy odnaleźć swoje miejsce; z tego faktu wynika to,
że mamy jeszcze więcej dodatkowych szans niż nieuniknionych dodatkowych
kosztów i zagrożeń. Natomiast jak duże będzie saldo, bo będzie
ono pozytywne, co do tego nie mam wątpliwości, to już zależy od
tego, jak dobra i mądra będzie strategia rozwoju społeczno-gospodarczego
naszej Polski. Dobrą strategię można mieć tylko wtedy, kiedy opiera
się ona o dobrą teorię. Dlatego warto studiować, prowadzić badania
naukowe, robić to co robią studenci i pedagodzy na tym znakomitym
Uniwersytecie, czyli w tym poszukiwaniu prawdy jestem z Państwem
zawsze i nieustannie, jako że jestem "wiecznym studentem", a kto
studiuje ten nie błądzi.
Dziękuję.
|