Profesor Grzegorz W. Kołodko był gościem "Sygnałów Dnia"
PR1, 26 września 2003



Publikacje
Książki
Eseje
Working Papers
Artykuły
Wywiady
CV
Kontakt

     


Będzie 3,5% wzrostu

Rozmawiali: Henryk Szrubarz i Roman Czejarek

Teraz czas na rozmowę o gospodarce. Wczoraj prognoza Międzynarodowego Funduszu Walutowego, burzliwa dyskusja w Sejmie na temat abolicji i dzisiejsza publikacja w „Rzeczpospolitej”: „Nie będzie leków za złotówkę dla emerytów”.

W studiu minister finansów, wicepremier prof. Grzegorz Kołodko. Dzień dobry, Panie Premierze.

Zaczniemy może od informacji z „Rzeczpospolitej”: „Wbrew obietnicom ministra zdrowia emeryci nie będą mogli kupować leków za złotówkę. Z projektu ustawy o Narodowym Funduszu Zdrowia ministrowie wykreślili przepis, który dawał osobom po 65. roku życia specjalne uprawnienia”. Podobno Pan był najgorętszym przeciwnikiem zmian, które proponował minister zdrowia.


Grzegorz Kołodko – A kto tak pisze? Kto tak mówi?

„Rzeczpospolita” dzisiejsza.

G.K. – A ktoś się pod tym podpisuje?

Pani Małgorzata Solecka.

G.K. – Aha, no to będzie Państwa przepraszała za to, że wprowadza czytelników w błąd. Państwo tylko czytujecie, więc cytować wolno, ale trzeba cytować tych, co mówią prawdę. Otóż po pierwsze – czy będą leki za złotego (bo polski pieniądz nazywa się złoty, a nie złotówka, ale tego pocztować nie będziemy), czy nie, to się jeszcze okaże. Natomiast to, co Rada Ministrów zrobiła w ostatni wtorek, to przyjęła reformatorską ustawę wg pomysłów pana ministra Łapińskiego, która – miejmy nadzieję – znakomicie poprawi efektywność naszego sektora zdrowia, aby zapobiegać temu, żebyśmy chorowali, a jak się nam już to – odpukać – przytrafi, to lepiej nas leczyć, a zarazem żeby nas to wszystkich taniej kosztowało. Natomiast co do samej idei tzw. leku za złotego (albo jak to inni powiadają „leku dla seniora”), co dotyczyłoby pewnych bardzo konkretnych specyfików, wytwarzanych także w oparciu o polskie technologie, przez polski przemysł farmaceutyczny, gdyż są to leki znakomite – tak twierdzą fachowcy, tak uważają lekarze, tak sądzą przede wszystkim pacjenci, bo o nich się troszczymy – to decyzje Rady Ministrów sprowadzają się do tego, że ta materia nie ma związku z reformą systemową, którą realizuje pan minister Łapiński w rządzie pana premiera Millera, i będzie przedmiotem osobnych decyzji, poza tą ustawą o Narodowym Funduszu Zdrowia.

Czyli nic jeszcze nie zostało przesądzone w tej sprawie?

G.K. – Nic nie zostało przesądzone, tak jak dezinformuje „Rzeczpospolita”. Natomiast to, co zostało w zasadzie przesądzone – to, że w tym kierunku będziemy szukali dobrego rozwiązania, ale nie jest to materią, nie jest to przedmiotem tego projektu ustawy, który już niedługo będzie przedstawiany w Sejmie. Natomiast w rzeczy samej intencją polityki zdrowotnej, koordynowanej przez rząd SLD–UP–PSL, jest to, aby pomóc tym, którzy są w trudniejszej sytuacji materialnej. Choć skądinąd dyskusje nadal się toczą, bo przecież wiadomo, że wśród osób, które mają lat 65 i więcej jest także znaczna część ludzi zamożnych, których stać na to, żeby płacić za leki, których potrzebują za tyle, ile one w rzeczywistości nas kosztują. A ponadto przecież wśród naszych Słuchaczy są i tacy, którym daleko do tego godziwego, godnego wieku 65 lat (i obyśmy długo młodzi byli, a zawsze zdrowi), ale są częstokroć w trudniejszej sytuacji materialnej. Wobec tego ta sprawa wkrótce będzie rozstrzygnięta i na pewno tym, którym trzeba pomóc i będzie nas na to stać w naszej wspólnej kasie, będziemy pomagać.

A stać nas na coś takiego, Panie Profesorze? To jednak są dość spore wydatki, żeby zastosować taką rzecz.

G.K. – To są spore wydatki, oczywiście. Macie Państwo prawo oczekiwać od swojego ministra finansów, żeby przy okazji każdych pomysłów, które polegają na tym, żeby wydawać nasze wspólne pieniądze, przyjrzeć się wiele razy, czy to jest najlepszy sposób na ich wydawanie. I nie ulega wątpliwości, że np. dopłaty do leków są jakąś formą pomocy społecznej. Pomoc społeczną koordynuje w naszym rządzie pan prof. Hausner, minister pracy i polityki społecznej, i tutaj są też pewne konfliktowe cele, gdyż te same pieniądze można wydać tylko raz i być może w pewnym stopniu trzeba je wydawać także na zwiększony zakres dopłaty do leków dla tych, którzy są w największej potrzebie, więc my to optymalizujemy. A na co nas stać, to widać w przyszłorocznym budżecie, gdzie wydatki realnie się zwiększają. Niektórzy uważają, że za bardzo, wobec tego zwróćcie Państwo uwagę może na tych, którzy krytykują ten budżet, że ponoć wydatki rosną za bardzo, to może by nam powiedzieli, na co. Na dopłaty do leków czy na podwyżki rent i emerytur?

Panie Profesorze, ale przy okazji tego budżetu pojawiło się wiele innych informacji, o których czasami nawet nie myślimy. Ot, chociażby wydatki na instytucje, które same sobie ustalają budżet, i te wydatki są całkiem spore. Niektórzy już nazwali to „świętymi krowami”. Co to są te „święte krowy”? Co to są za instytucje i dlaczego to jest tak, że one mogą sobie dowolnie zwiększać ilość pieniędzy, jakie potrzebują, no i potem po prostu trzeba, jak rozumiemy, na to zapłacić?

G.K. – Trochę tak. Oczywiście, to bardzo jest nieeleganckie określenie „święte krowy”, zwłaszcza że dotyczy tak szanownych, szacownych instytucji, jak Kancelaria Prezydenta czy Trybunał Konstytucyjny.

Najwyższa Izba Kontroli, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.

G.K. – No właśnie, te, które mają kontrolować, czy dobrze gospodarujemy naszymi pieniędzmi, a także ci, którzy tutaj Państwem w jakimś stopniu rządzą, mianowicie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a ponadto Rzecznik Praw Obywatelskich, Instytut Pamięci Narodowej. Przy tej okazji, co ciekawe, pojawiają się głosy i duże znaki zapytania, czy wszystkie te instytucje są Rzeczypospolitej potrzebne. I to jest ważkie pytanie. My do tego pytania będziemy jako społeczeństwo musieli wrócić. Tych instytucji jest 14. Wymieniliśmy tutaj tylko niektóre z nich, pomijając na przykład jeszcze takie, jak...

Naczelny Sąd Administracyjny.

G.K. – Tak.

Rzecznik Praw Obywatelskich, można wyliczać, Instytut Pamięci Narodowej.

G.K. – Długa jest lista. I teraz chodzi o to, że według Konstytucji i Ustawy o finansach publicznych te instytucje oraz sądy powszechne (to jest zresztą największa instytucja, jeśli tak można powiedzieć, z tych wszystkich, w sumie wobec tego jest ich 15) ustalają sobie same wstępnie propozycje do budżetu i Minister Finansów ma obowiązek wpisać to do projektu, który przedstawia rządowi, a rząd ma obowiązek to zaakceptować.

Czyli przyjąć propozycje tych instytucji.

G.K. – Tak jak mówią nasi podatnicy, Panie Redaktorze, „klepnąć w ciemno”, tzn. bez możliwości w zasadzie korekty.

Panu się to podoba?

G.K. – Mnie się to nie podoba, dlatego zwróciłem się do wszystkich dysponentów tychże części z bardzo uprzejmą prośbą, aby miarkowali swoje zamiary na nasze wspólne siły finansowe i raczej starali się zachowywać tak, jak to proponuje rząd, który bardzo ostro idzie jeśli chodzi o własne wydatki. Poszedł, powiedziałbym, skrajnie, dlatego że jest decyzja polityczna z inspiracji posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej, poparta także przez Unię Pracy i Polskie Stronnictwo Ludowe, a przede wszystkim przez pana premiera Millera, że drugi rok z rzędu jest zamrożenie płac. Ale teraz nie dla całej budżetówki, tylko dla tej prominenckiej, dla tej, która sprawuje władzę na rzecz naszych obywateli.

Która i tak ma dużo.

G.K. – No, wie Pan, niektórzy się śmieją z tych ludzi, którzy na przykład harują po kilkanaście godzin dziennie sześć dni w tygodniu jako podsekretarze stanu. Jeśli mają kolegów w skomercjalizowanym sektorze, nie mnie to oceniać, natomiast świadomie ograniczyliśmy przyrost wydatków do zera, co pomimo tego, że inflacji praktycznie nie ma, oznacza spadek o jakieś 2% realnie, ale tak ma być i tak będzie. I wczoraj podjąłem decyzję w porozumieniu z panem premierem Millerem i panem prezydentem Kwaśniewski, którą, oczywiście, musi zaakceptować jeszcze w sobotę na rannym posiedzeniu rząd, a ostatecznie Sejm, że te oszczędności w skali makro – jest to parę milionów złotych – przeznaczymy na dofinansowanie biblioteki dla niewidomych. Taka jest decyzja i preferencja pana premiera Millera.

Panie Premierze, à propos budżetu – jedni mówią, że to budżet optymistyczny, inni mówią, że nierealistyczny. Wczoraj ukazał się raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wcześniej Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozował, że produkt krajowy brutto w Polsce w przyszłym roku będzie w granicach 2,7%, wczoraj mówił nawet o 3%, Pan tymczasem ciągle potwierdza i uważa, że ten wzrost wyniesie 3,5%, w każdym razie takie są założenia.

G.K. – Ja w Międzynarodowym Funduszu Walutowym trochę pracowałem i znam tę instytucję bardzo dobrze. I mogę Państwu powiedzieć, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy, jego analitycy i eksperci to nie papież, oni nie są nieomylni. I akurat w tych dniach na przykład Międzynarodowy Fundusz Walutowy ogłosił kolejną prognozę odnoszącą się do gospodarki światowej i cóż tam czytamy? Otóż czytamy tam, że produkt na świecie całym (wytwarzamy tylko jego maleńką część, raptem 0,6% tego, co wytwarza świat; ponad połowę wytwarza USA i Unia Europejska, a razem z Japonią 60%, a więc te trzy wielkie bloki to jest 60% światowej produkcji), ta prognoza jeszcze pół roku temu zakładała 4% wzrost w roku przyszłym, a obecnie 3,7. W przypadku tego, co nas może trochę bardziej interesuje – Unii Europejskiej – ta prognoza została zweryfikowana w dół z 2,9 do 2,3. Ale dodam, proszę Państwa, że rok wcześniej Fundusz Walutowy zmieniał te prognozy w drugą stronę. Otóż zaręczam Państwu, że znowu te prognozy będzie zmieniał, wobec tego Fundusz się częstokroć myli z różnych powodów, przede wszystkim dlatego, że trudno jest w warunkach niepewności trafne prognozować. Po drugie – w raporcie, który Pan Redaktor słusznie zacytował o polskiej gospodarce, jest także inne stwierdzenie, które jakoś dziwnym trafem... Może nie dziwnym, może znowu Państwo zastanówcie się, dlaczego...

Uznanie za dyscyplinę budżetową.

G.K. – Tak, bo dyscyplinę mamy kolosalną, takiej to jeszcze nie było w ciągu minionych 10 lat, jaką w tej chwili uda nam się wprowadzić, mam nadzieję, w roku przyszłym. Ale w tymże samym raporcie jest mowa o potencjalnej stopie wzrostu, czyli tej, która jest możliwa w Polsce do osiągnięcia. I mówi się, że ona jest w granicach 4-4,5%, a więc z tego punktu widzenia zobaczycie Państwo, że nadejdzie taki dzień (obłuda i hipokryzja krytyków tego, co my robimy, jest bezgraniczna) i w momencie, kiedy 3,5% stanie się już faktem, będziemy atakowani zewsząd, a zwłaszcza z prawa, rzadziej z lewa, prawie nigdy z pozycji zdrowego rozsądku („Jak to! Przecież Fundusz Walutowy w swoim raporcie napisał, że potencjalna stopa może być 4%, a w Polsce jest tylko 3,5!”). Otóż ja dzisiaj bym chętnie wysłuchiwał tych krytycznych uwag, które powiedziałyby nam, jak szybciej i łatwiej, i taniej dojść do stopy wzrostu 3,5%. I sądzę, że temu ten właśnie budżet stabilizacji i rozwoju będzie służył, i on jest tak oceniany, choć może nie każdy to przyznaje. Bezsprzecznie wczorajsza decyzja Rady Polityki Pieniężnej – niezależnie od retoryki tych czy innych komentatorów – wzięła pod uwagę to, że to jest dobry budżet, gdyż przypomnijmy sobie albo może uzmysłowmy sobie, bo nie każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę, że to, co zastałem na biurku niespełna trzy miesiące temu, obejmując stanowisko ministra finansów i wicepremiera ds. gospodarczych, wyglądało bardzo źle. Po stronie dochodów mieliśmy 149,5, ale po stronie wydatków tak naprawdę minimalne oczekiwania opiewały na kwotę aż 209 miliardów. Różnica między tymi dwoma strumieniami sięgała 60 miliardów. I to było rzeczywiste ryzyko deficytu. I z tego punktu widzenia też proszę się nad tym zastanowić, dlaczego teraz, kiedy deficyt jest planowany na poziomie 38,7, jakoś się w ogóle nie mówi o deficycie. Analitycy i inni eksperci, doradcy, którzy nie zawsze życzą dobrze polskim podatnikom, gdyż oczywiście im więcej zostaje w kieszeni polskich podatników, tym np. jest nieco mniej zysków w kieszeni właścicieli zagranicznych banków, wobec tego, jeśli ktoś krzyczy albo krytykuje – wolę to drugie niż to pierwsze – to zawsze trzeba się zastanowić, dlaczego. A my robimy swoje, żeby polska gospodarka się rozwijała i żeby każdy z nich był lepszy niż poprzedni. Życzę Państwu, żeby jutro było jeszcze lepiej niż dzisiaj, i cieszę się z Wami, że dzisiaj jest lepiej niż wczoraj.

Jeśli chodzi o pogodę, to na to nie ma szans, Panie Premierze.

G.K. – A jeśli chodzi o gospodarkę, to na to jest prawie pewność.

Wicepremier i minister finansów prof. Grzegorz Kołodko Gościem Sygnałów Dnia.