Wystąpienie Wiceprezesa Rady Ministrów, Ministra Finansów prof. Grzegorza W. Kołodko
(Sejm RP, 18 grudnia 2002 r.)

       

 

Panie Marszałku!
Panie Premierze!
Panie i Panowie Posłowie!

W pierwszej chwili ze względu na sekwencję, w której zabieram w tym momencie głos, a mianowicie po panu pośle przewodniczącym Samoobrony Andrzeju Lepperze, chciałbym podziękować za tę deklarację, że posłowie z pańskiego ugrupowania politycznego zagłosują zgodnie z własnym sumieniem. I chciałem poprosić, jeśli o cokolwiek mogę, Wysoką Izbę, a zwłaszcza przewodniczących klubów, aby zwolnili z dyscypliny partyjnej i nie zmuszali na rozkaz partyjny głosować w sprawie tego wniosku.
Niech wszyscy posłowie zagłosują zgodnie z własnym sumieniem i na swoim sumieniu dźwigają decyzję.Mówię do wszystkich klubów i proszę, gdyż prosić tylko mogę, o zwolnienie posłów z dyscypliny partyjnej w tej sprawie.

Chciałbym także zapewnić, idąc w ślad za ostatnimi zdaniami pana posła Leppera, w tym przypadku polemizując, że jest pełna suwerenność Rzeczypospolitej Polskiej, jeśli chodzi o nasze decyzje finansowe. I nasza współpraca z międzynarodowymi organizacjami finansowymi, które tutaj były wspomniane, układa się dobrze. Polska podejmuje w oparciu o istniejące ustawodawstwo, najlepiej rozumiane interesy polskiej gospodarki, polskiego społeczeństwa, polskich rodzin i polskich przedsiębiorców, stosowne decyzje. A pewne międzynarodowe instytucje finansowe, czy Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, czy Bank Światowy, czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy, współuczestniczą w jakimś stopniu, czasami mniejszym niż byśmy chcieli, czasami takim, o jaki się zwracamy, sugerując się naszymi potrzebami, w realizacji naszej polityki gospodarczej. Przykładów można by podawać wiele. Chociażby w tych dniach toczą się rozmowy z jedną z tych organizacji, z Bankiem Światowym, odnośnie do możliwości wsparcia finansowego w formie kredytu programu restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego.

Panie Marszałku! Pominę, gdyż spraw jest wiele i nie do wszystkich, jak sądzę, trzeba się odnieść teraz, pewne oczywiste nieprawdy czy niewłaściwe interpretacje, pomyłki w deklaracjach, oświadczeniach, które już zostały złożone, zwłaszcza przez posłów Platformy Obywatelskiej. Podam tylko może jeden przykład, dlatego że mówię te słowa w parlamencie Rzeczypospolitej Polskiej i usłyszeć mogą je wszyscy obywatele Rzeczypospolitej. Z tej trybuny mówi się rzeczy, które nie powinny padać w takiej debacie. Na przykład poseł Platformy Obywatelskiej mówi o konsekwencjach finansowych wadliwych decyzji skarbowych, o około 500 mln zł, pół miliarda złotych, słusznie zauważając, że wynika to z ostatecznych przecież orzeczeń sądów, tylko ze względów sobie znanych - a my się możemy ich domyślać - pomija istotny fakt, że dotyczy to decyzji służb skarbowych, które zapadły w latach 1999 i w początkowej fazie roku 2001. Skutki błędnych decyzji z tamtego okresu ponosi polski podatnik, polskie służby skarbowe, a w sensie politycznym dźwigamy to na barkach swoich my, rząd pana premiera Millera. Tak więc jest to dosyć karkołomna figura, polegająca na tym, żeby przy tej okazji - a dowodzi to tego, jak miałkie są argumenty, które próbuje się wysuwać przeciwko ministrowi finansów - sięga się do chwytów poniżej pasa i odpowiedzialnością za własne błędy próbuje się obarczać obecny rząd, obecnego ministra finansów. Bo kto rządził w latach 1999-2000 i pierwszych trzech kwartałach roku 2001, to wszyscy wiemy. Natomiast konsekwencje błędów tamtego okresu ciągną się nadal i obciążają nasze finanse publiczne, dlatego działać nam jest trudniej, niżbyśmy tego pragnęli.

Inną ciekawą figurą, która została już na tej mównicy wykonana, jest próba obarczania rządu pana premiera Millera i jego ministra finansów odpowiedzialnością za przyszłość, która dopiero będzie się tworzyła, i to akurat kilka dni po tym, jak udało nam się wspólnym wysiłkiem, wieńcząc dzieło wielu poprzednich rządów, polityków i parlamentarzystów, wynegocjować niezwykle korzystny układ, w tym także odnośnie do aspektów finansowych, z Unią Europejską. Mianowicie znowu z braku poważnych argumentów, żeby zarzucić coś ministrowi finansów teraz w związku z jego dokonaniami bądź zaniechaniami, mówi się o błędach, które będą popełnione dopiero kiedyś, w roku 2004, 2005 i 2006 kiedy kto inny już jako minister finansów będzie stąd miał okazję do pań i panów posłów przemawiać, gdy będziemy członkami Unii Europejskiej.

Jeśli chodzi o warunki finansowe wejścia do Unii Europejskiej, to wynegocjowaliśmy maksimum tego, co było możliwe, i wiele pań i panów posłów nie ukrywało swego zaskoczenia, jak również nie ukrywały swego pozytywnego zaskoczenia wynikiem negocjacji, które pod kierunkiem pana premiera Millera prowadziliśmy, polskie media. Oczywiście przyjdzie czas, kiedy trzeba będzie bardzo dużo pracować, aby korzyści płynące z nadchodzącego członkostwa Polski w Unii Europejskiej były jak największe.

Chciałbym wszakże podziękować nielicznej w końcu grupie opozycyjnych w stosunku do naszego rządu posłów z Platformy Obywatelskiej, z Prawa i Sprawiedliwości, z Ligi Polskich Rodzin i innych, jeśli zechcieli się pod tym wnioskiem podpisać, za to, że ten wniosek został złożony. Stwarza mi to bowiem jako ministrowi finansów i wicepremierowi Rzeczypospolitej jeszcze jedną okazję, aby z troską i rozwagą ustosunkować się do wielu trudnych spraw dotyczących polskiej gospodarki i polskich finansów, aby pokazać raz jeszcze, co od czego zależy i dlaczego polityka, którą jako wicepremier do spraw gospodarczych i minister finansów w rządzie SLD, Unii Pracy i PSL-u koordynuję, jest słuszna. Ona dobrze służy polskiej sprawie.
> I za tę inicjatywę, której przynajmniej ten wątek jest cenny - ja go sobie cenię - paniom i panom posłom dziękuję.

Papież, goszcząc w Polsce pół roku temu, powiedział: ˝Hałaśliwa propaganda liberalizmu, wolności bez prawdy i odpowiedzialności˝. Ta hałaśliwa propaganda liberalizmu i wolności bez odpowiedzialności jest kontynuowana. My natomiast jesteśmy za wolnością, także za wolnością gospodarczą, ale z odpowiedzialnością, z wielką odpowiedzialnością, jaką wszyscy na sobie dźwigamy, za losy naszej Ojczyzny, z odpowiedzialnością przedsiębiorców, nie tylko za to, żeby dźwigać swoją indywidualną przedsiębiorczość, ale również, żeby regulować swoją daninę na rzecz społeczeństwa w postaci należnych państwu podatków, z których możemy finansować różne wydatki na realizację celów społecznych i rozwój infrastruktury. Jesteśmy także za wolnością głoszenia swoich poglądów, co jest zupełnie oczywiste, ale i za poszanowaniem prawdy, gdyż demokracja przejawia się i w tym, że wolno głosić swoje poglądy, ale nie wolno bezkarnie, choć może to być tylko kara moralna, kłamać, wprowadzać opinii publicznej w błąd. To nie jest demokracja. Wolność gospodarcza polega na tym, że wolno prowadzić interesy zgodnie z obowiązującymi w danym państwie, w tym przypadku w naszym państwie, regulacjami. Ale nie polega ona na tym, że można wykorzystywać pewne słabości instytucjonalne, niedoskonałość prawa, także fiskalnego i podatkowego, że można w pewnych sferach i obszarach w sposób bezkarny, beztroski oszukiwać wręcz swoje państwo, bo oszukujemy w ten sposób siebie samych, swoje rodziny, które wobec tego w mniejszym stopniu mogą korzystać z dobrodziejstw polityki finansów publicznych, swoich sąsiadów, szkoły, do których chodzą nasze dzieci, swoje szpitale i przychodnie zdrowia, do których udajemy się po poradę lekarską. Podatki należy płacić. Natomiast są takie sytuacje, kiedy można omijać to, kiedy można wykorzystywać pewne niedoskonałości w istniejącym systemie prawnym. Wtedy jednak obowiązkiem parlamentów, rządów i ich ministrów jest podejmowanie stosownych działań.

Takie działania zostały podjęte m.in. w kontekście ustawy, która została zakwestionowana ostatnio przez Trybunał Konstytucyjny, a która jest pewnym tłem toczącej się dzisiaj debaty. Cóż się stało? Każdy wykonał swoją powinność. Minister finansów zgłosił propozycję podjęcia inicjatywy ustawodawczej w ramach regulacji w zakresie, za który konstytucyjnie odpowiada, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom polskiego społeczeństwa, które domaga się, aby do budżetu państwa ściągane były wszystkie należne podatki, dlatego że jest wielka, niekwestionowana potrzeba finansowania wydatków, jak wspomniałem, w zakresie kapitału ludzkiego, rozwoju naszej infrastruktury, poprawy warunków pracy i bytu przytłaczającej większości, jeśli nie wszystkich, polskich rodzin.

Rząd krytycznie rozpatrzył ten projekt, zatrudniając przy okazji wybitnych fachowców, zasięgając opinii swoich służb, w tym Rządowego Centrum Legislacyjnego, wybitnych prawników, których nie wiedzieć dlaczego tej wybitności chcą pozbawić posłowie składający wniosek w dzisiejszym przedłożeniu, i skierował go do Wysokiej Izby. Wysoka Izba, w tym także jedna z osób zabierających dzisiaj głos, mówi, że nie kwestionuje tego rozwiązania, choć zaprzecza sobie nieustannie, głosząc potrzebę wprowadzenia podatku abolicyjnego w wysokości 50%. Tak więc rozwiązanie byłoby dobre, gdyby ten jeden aspekt wyglądał inaczej. Wobec tego jest problem. Senat odniósł się do projektu, który uchwaliła Wysoka Izba. Prezydent skorzystał ze swoich prerogatyw. Konsultował tę sprawę i skierował zapytanie do Trybunału Konstytucyjnego, który wykonał swoją powinność i zakwestionował tę ustawę. Wobec tego tej ustawy nie ma. Wszyscy, minister finansów, Rada Ministrów, Sejm Rzeczypospolitej, jej Senat, prezydent i Trybunał Konstytucyjny, postępowali zgodnie z obowiązującymi w państwie demokratycznym, państwie prawa, w Polsce, regułami, zasadami. Nikt w żadnej fazie procedowania tych spraw nie naruszył prawa, nie naruszył dobrych obyczajów. Nie ma mowy o naruszeniu konstytucji, gdyż nikt nie forsuje, nie realizuje działań, które są bezprawne, dlatego że w Polsce - powtarzam i zawsze będę to powtarzał - rządzić ma prawo, a nie ludzie. W Polsce rządzi prawo. Ale jeśli prawo jest niedoskonałe albo nie ma w nim pewnych elementów, są brakujące ogniwa, to obowiązkiem rządu jest wychodzić z inicjatywami ustawodawczymi. Obowiązkiem parlamentu jest przyjmowanie ustaw bądź odrzucanie, jeśli są to błędne propozycje, bo i to się może zdarzyć. I te obowiązki są wykonane.

Z tego też punktu widzenia kolejną nieprawdą powtórzoną już dwa razy na tej mównicy, i obawiam się, że powtarzaną także na potrzeby mediów jeszcze kilka razy, jako że jest to kolejna okazja dla niektórych osób do wystąpienia w telewizji, więc niech występują, są zarzuty, jakoby minister finansów wicepremier kwestionował czyjś autorytet, jeśli jest to autorytet, albo czyjeś konstytucyjne czy instytucjonalne prerogatywy. Bynajmniej, panie marszałku, to, co powiedziałem przy okazji drugiego czytania projektu ustawy budżetowej, już obecnie przez Wysoką Izbę prace nad tym zostały zakończone, czeka nas tylko za kilka godzin głosowanie i naród polski będzie miał dobry budżet, brzmiało następująco, a było to na marginesie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego i całej tej sprawy, cytuję swoje słowa, nie zwykłem tego robić, ale żeby odeprzeć kłamstwa, które pod moim adresem są formułowane tu i w innych miejscach, zostało to powiedziane bowiem tu. Cytuję: Pod tym kątem rząd przedstawił, a Wysoka Izba i Senat uchwaliły, ustawę tak zwaną abolicyjną. Prezydent wpierw powiedział, że ją podpisze, potem jednak nie podpisał jej, tylko skierował zapytanie do Trybunału Konstytucyjnego, który swoim orzeczeniem stwierdził niezgodność zawartych tam przepisów ustalonych przez Wysoką Izbę z ustawą zasadniczą. Rząd przyjmuje decyzję Trybunału Konstytucyjnego, która jest przecież ostateczna, do wiadomości.

Tego nikt nie kwestionuje. Rząd, minister finansów, służby Ministerstwa Finansów, Ministerstwa Sprawiedliwości, które współtworzyły tę ustawę, przyjmują to do wiadomości, jako że w naszym ustawodawstwie, w naszym państwie, które jest państwem prawa, rządzą ustawy i rządzi prawo, a nie ludzie, i prawo zdecydowało, że ta ustawa nie wchodzi w życie. Ale to bynajmniej nie oznacza, że problem zniknął z życia. Podjęta bowiem próba określonych regulacji miała miejsce w sytuacji otwartej, przedłużającej się bezradności państwa wobec dość szerokiej szarej strefy gospodarczej i unikania płacenia podatków przez pewną część podatników. I ta próba nastąpiła w sytuacji, gdy istniejące środki prawne mające przeciwdziałać tej patologii, okazały się niedostateczne, niewystarczające. Rząd wobec tego zaproponował wprowadzenie abolicji oraz deklaracji majątkowych, a więc rozwiązania, które są brakującym ogniwem w istniejącym i już wykorzystywanym do tej pory arsenale środków prawnych. Brak tego ogniwa umożliwia do dziś skuteczne unikanie odpowiedzialności skarbowej i karnej przez część posiadaczy nielegalnie zgromadzonych fortun, w tym także zdobytych na drodze korupcji. Do tych ostatnich, chodzi o fortuny zdobyte na drodze korupcji, ustawa abolicyjna bynajmniej nigdy nie była adresowana, natomiast deklaracje majątkowe - tak. I o tym wszyscy dobrze wiemy. A jeśli ktoś nie wie, to ma okazję się dowiedzieć teraz po raz kolejny, choć mówię o tym nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni, problem ten bowiem nie zniknął, choć zniknęła tylko jego jedna powierzchniowa sprawa.

Chcę tu przypomnieć, Panie Marszałku, że zobligowany wolą Wysokiej Izby, a nie czyimś widzimisię, tylko wolą Wysokiej Izby, rząd przyjął strategię antykorupcyjną. I w tym ważnym dokumencie minister finansów zobligowany został do: ˝przedstawienia do końca roku 2002 projektu zmian w odpowiednich ustawach wprowadzających mechanizmy antykorupcyjne˝, w tym wprowadzających ˝oświadczenie majątkowe˝, czyli deklarację majątkową. Minister finansów był zobowiązany do znalezienia wyjścia i przedłożenia w tej sprawie propozycji ustawowych i tę delegację, tę dyrektywę polityczną próbował wykonać. Wykonałem to zadanie zatem. Wykonałem je dlatego, że Wysoka Izba przesądziła w swoim czasie, że powody do takich działań, jak te przeze mnie podjęte, istnieją i są poważne. I Wysoka Izba wtedy miała rację. Można oczywiście różnie oceniać sposób wykonania tego dyktowanego wolą Wysokiej Izby, a sformułowanego przez rząd w strategii antykorupcyjnej zadania, ale nie wolno, powtarzam, nie wolno, jeśli chce się być w zgodzie z prawdą, bo można nie chcieć i to też rozumiemy, i rozumieją to również ci, którzy słuchają tych, którzy w zgodzie z tą prawdą nie są, twierdzić, że, cytuję tym razem fragment z wniosku podpisanego przez grupę opozycyjnych w stosunku do naszego rządu posłów: ˝nie zaistniały żadne powody, dla których minister finansów przygotował projekt ustawy˝. Te powody, proszę Wysokiej Izby, to przede wszystkim czarna i szara strefa, a także korupcja, z którymi do tej pory, przez wiele, wiele lat, nasze państwo nie potrafi sobie dostatecznie skutecznie poradzić. To właśnie te zjawiska, a nie minister finansów, godzą w konstytucyjny porządek Rzeczypospolitej, w zasadę uczciwej konkurencji, w zasadę określonego prawem opodatkowania.

Wbrew temu co twierdzą posłowie wnioskodawcy, rzecz nie sprowadza się do błędów, mankamentów czy nieprecyzyjności określonej ustawy. Chodzi o coś więcej - o odpowiedź na pytanie: czy w Polsce wzorem wielu bezspornie demokratycznych państw, jak: Austria, Belgia, Francja, Finlandia, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Portugalia, Szwajcaria, Włochy, Stany Zjednoczone, że wymienię tylko państwa członkowskie OECD, a pominę kilkanaście innych, jest w ogóle możliwa i dopuszczalna abolicja podatkowa jako akt pewnego przebaczenia w zamian za ujawnienie i zalegalizowanie ukrytej działalności? Tam była i jest możliwa. U nas ma być niemożliwa i niepotrzebna?

Kwestią zbiegu okoliczności, panie i panowie posłowie, jest to, że właśnie w tych dniach, w tych godzinach, w dwóch wielkich państwach Unii Europejskiej, zachodniej Europy, od wielu, wielu lat ostoi wysoko rozwiniętej gospodarki rynkowej i społeczeństwa obywatelskiego, a także parlamentarnej demokracji, dyskutuje się i wdraża rozwiązania typu abolicja i amnestia podatkowa. Nie dalej jak trzy dni temu zgłosił taką inicjatywę - jest to przedmiotem debaty ogólnonarodowej - kanclerz Schröder w Niemczech. W tych dniach są podejmowane decyzje we Włoszech o kolejnej abolicji, obejmującej cały szereg nieuregulowanych zobowiązań publicznoprawnych, łącznie z abonamentami telewizyjnymi.

Ktoś może powiedzieć, że podczas szczytu kopenhaskiego miałem okazję zetknąć się z kanclerzem Schröderem, a rozmawiałem nawet dosyć długo z premierem Berlusconim, i co państwo sądzicie, że ich przekonałem w kuluarach w nocy z piątku na sobotę, że mają wprowadzać abolicję i amnestię? To są demokratyczne państwa prawa, gdzie występują podobne problemy. I tam w demokratyczny sposób próbuje się rozwiązać te problemy, gdyż i tam występuje szara strefa, i tam występują dochody, które nie zostały wcześniej ujawnione. I tam zależy władzom państwowym, także parlamentom, myślę, że także opozycji w stosunku do obecnych władz, na tym, aby jak największa część z tych środków wpłynęła do budżetu tych państw. Ale niech te państwa martwią się o swoje finanse publiczne i o stan swojego budżetu i o swój system podatkowy i formalnoprawny. My natomiast musimy martwić się o swój.

Czy w Polsce zatem jest możliwa i dopuszczalna, tak jak w wielu bezspornie demokratycznych państwach, instytucja deklaracji majątkowych, pozwalających na skuteczne wyławianie przestępców podatkowych i oszustów, którzy nielegalnie kosztem ogółu dorobili się fortun?

Czy jest możliwe to, za czym opowiada się większość społeczeństwa? W uzasadnieniu werdyktu Trybunału Konstytucyjnego można przeczytać, że w polskim systemie prawnym istnieją inne środki prawne dla zwalczania takich przestępstw. Zadajmy więc pytanie: dlaczego do tej pory nie są one dostatecznie skuteczne i to przez wszystkie minione 13 z górą lat czy około 13 lat polskiej transformacji? Dlaczego nie były skuteczne również wtedy, kiedy dysponowały nimi rządy wyłonione przez ugrupowania i partie, z których wywodzą się dzisiejsi wnioskodawcy o wotum nieufności do ministra finansów?

Dla pełnej jasności powtarzam: nie chodzi o powtórną dyskusję nad ustawą, którą odrzucił Trybunał Konstytucyjny. Ten werdykt respektujemy, ma on moc obowiązującą i w sensie formalnoprawnym sprawa jest zamknięta. Tej ustawy nie ma. Ale czy znikły również problemy, które legły u podstaw jej przygotowania? Czy znikła szara strefa? Czy bezzasadna jest sprawa ustalenia, kto się dorobił legalnie, a kto nielegalnie? A więc sprawa deklaracji majątkowych. Te problemy pozostają. I jak jest ze szarą strefą? A przecież pod tym kątem przede wszystkim przygotowana była ta propozycja.

Zgodnie z zasadami, które są w polskiej statystyce stosowane, a które odpowiadają metodologii stosowanej także w Unii Europejskiej, przez pojęcie ˝szara strefa˝ według zasad systemu rachunków narodowych obowiązujących w państwach Unii Europejskiej rozumie się produkcję ukrytą, polegającą na wytwarzaniu wyrobów lub świadczeniu usług, których wytwarzanie nie jest zabronione przez prawo, jednakże ich rozmiary są w całości bądź w części ukrywane przed organami administracji państwowej, podatkowej, celnej, ubezpieczeń społecznych, statystycznych. W obecnej praktyce państwa Unii Europejskiej nie uwzględniają w rachunkach narodowych produkcji nielegalnej, stąd też w powyższych rachunkach, w rachunkach, które za chwilę przedstawię, nie jest ona uwzględniona. Powtarzam jeszcze raz, propozycja abolicji podatkowej była adresowana wyłącznie do dochodów ze źródeł nieujawnionych i do dochodów nieujawnionych z działalności w ramach szarej strefy, dlatego że działalność przestępcza, która jest także w wielu przypadkach dochodowa, nie była, nie jest i nie może być w Polsce tolerowana i jeśli chodzi o rząd pana premiera Leszka Millera, my w tej sprawie czynimy swoje powinności, ścigając i piętnując tego typu działalność tak, jak to jest tylko możliwe.

I cóż się dzieje w tejże szarej strefie? To też jest, panie marszałku, panie premierze, Wysoka Izbo, bardzo ciekawe. Otóż, niezależny Główny Urząd Statystyczny na podstawie swojej metodologii opartej o standardy europejskie szacował szarą strefę, jej rozmiary, wielkość jej produkcji w stosunku do produktu krajowego brutto w kolejnych latach: w 1995 r. - 16,5%, potem, kiedy według niektórych rzucających tak łatwo kalumnie podobno nie wykorzystywaliśmy szans, jakie dawała nam transformacja, ten udział spadał, w następnym roku do 15,9%, w roku 1997, kiedy kończyliśmy realizację strategii dla Polski - do 15,2%, a więc w ciągu tych kilku lat obniżył się o 1,4 punkta procentowego. A cóż się stało potem, kiedy władzę przejęła inna formacja, której niektórzy przedstawiciele - choć w partiach pod innymi nazwami zasiadających dzisiaj w parlamencie wnioskują w sprawie będącej przedmiotem dyskusji - rządzili? Otóż, bez zmian. Został zahamowany proces ograniczania zakresu szarej strefy i jak szacuje niezależny Główny Urząd Statystyczny, o ile jej rozmiary zostały sprowadzone do 15,2% w stosunku do produktu krajowego brutto - są to oczywiście szacunki, najlepsze, jakie GUS, jak sądzę, ma - w roku 1998 jest nieco więcej, potem w roku 2000 w stosunku do poprzedniego ta wartość się zwiększa, w roku 2001 według tych szacunków utrzymuje się - w tym czasie zmieniła się metodologia, ale ona umożliwia porównanie z rokiem 2000 - odpowiednio na poziomie 14,3%, 14,2%, a więc przestaje podlegać ograniczeniu.

Czy wobec tego mamy czekać i nie czynić nic ponad to, co wynika z rzetelnego, rygorystycznego, mądrego i jak najskuteczniejszego stosowania obecnego ustawodawstwa? Nasz rząd doszedł do wniosku, że nie. Zgodnie z oczekiwaniami społecznymi potrzebne jest wzbogacenie tego instrumentarium i zaproponował wzbogacenie takiego instrumentarium po to, aby jeszcze skuteczniej niż udawało nam się to już kiedyś, w latach 1994-1997, absorbować, a nie likwidować szarą strefę. Szara strefa bowiem nie jest przestępczością, to nie jest czarna strefa. To są działania ekonomicznie sensowne, społecznie użyteczne, tylko oficjalnie niezarejestrowane i w związku z tym także nieopodatkowane. A skoro ci, którzy tam pracują, którzy organizują tam produkcję, którzy mają dochody, czerpią zyski, są członkami naszego społeczeństwa, to muszą być uwzględnieni w obiegu finansowym tego społeczeństwa poprzez jego ustawowo, prawem uregulowany system finansów publicznych, a więc mają płacić podatki.

Chcieliśmy stworzyć warunki tym, którzy przez zaniechanie motywowane w ten czy inny sposób uchybili tej zasadzie, aby mogli ten błąd naprawić. Z tego też względu propozycja opodatkowania tego wcześniej nieujawnionego dochodu była taka, aby do tego zachęcić, nie mogła być więc wyższa niż opodatkowanie powszechnie obowiązujące, bo byłby to nonsens ekonomiczny, a rząd premiera Millera nie wychodzi z inicjatywami na poziomie nonsensów ekonomicznych, to pozostawiamy innym, ona musiała być niższa. I to była marchewka, ale jest potrzebny także i kij. Otóż, nieskorzystanie z tej marchewki musi być obciążone sankcjami i to nie tylko takimi, które już mamy, że oto jeśli urzędy skarbowe będą w stanie wychwycić i udowodnić potencjalnemu podatnikowi, że powstało u niego zobowiązanie, którego nie uiścił, to wtedy musi zapłacić karne opodatkowanie w wysokości 75%. Chodziło o to, żeby mieć jeszcze powszechnie postulowany instrument w postaci deklaracji majątkowych, aby z tych, którzy dorobili się - i chwała im za to, i wyrazy uznania im za to - majątku w ciągu tych trudnych lat polskiej transformacji uczciwie, zdjąć pomówienia, podejrzenia dotyczące tego, skąd oni to mają, a jeśli chodzi o tych, którzy, niestety, mają coś na sumieniu, mogli oni sobie to sumienie oczyścić, poprawiając przy okazji nieco sytuację finansów publicznych.

Natomiast idea abolicji podatkowej nie była bynajmniej adresowana do dochodów pochodzących z przestępczości, powtarzam, czy też korupcji. Korupcja bowiem nie mieści się w pojęciu szarej strefy. Jest przestępstwem niezwykle niebezpiecznym dla porządku społecznego i prawnego, stanowi zagrożenie dla konstytucyjnych wartości demokratycznego państwa prawnego, bezpieczeństwa państwa oraz jego obywateli, porządku publicznego, moralności publicznej. Korupcja zagraża nie tylko interesom abstrakcyjnie pojętego państwa, jej skutki dotykają indywidualnie i bezpośrednio obywateli. Korupcja prowadzi do nieuczciwej konkurencji, podważa fundamenty państwa, które przecież winno urzeczywistniać zasadę sprawiedliwości społecznej. Jej szkodliwe skutki występują tak w działalności gospodarczej, jak i we wszelkich obszarach życia, w tym w zakresie gwarantowanego konstytucyjnie dostępu do leczenia, do nauki.

Według raportu opracowanego przez międzynarodową organizację Transparency International, którą także przywoływał tu wcześniej pan poseł Lepper, Polska znajduje się niestety na 41. miejscu spośród 90 sklasyfikowanych państw, jeśli chodzi o nasilenie korupcji. Tym bardziej należy wzmóc działalność na tym polu i słusznie obywatele Rzeczypospolitej domagają się intensyfikacji działań na rzecz walki z korupcją. Z przeprowadzonych badań opinii publicznej wynika bowiem, że znaczna część społeczeństwa nawet nie potrafi wskazać organizacji lub instytucji działającej przeciwko korupcji. Ja ją potrafię wskazać. Tą organizacją, tą instytucją jest nasz rząd, rząd premiera Millera, który przyjął program antykorupcyjny i go realizuje. (Oklaski) I ten program nie jest tajemnicą urzędników, gdyż dostępny jest na stronach internetowych Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwa Sprawiedliwości, Ministerstwa Finansów, na którą raz jeszcze zapraszam wszystkich polskich internautów, adres to: www.mf.gov.pl; tam są dokumenty, tam są propozycje, tam są programy, tam są analizy rzetelne, samokrytyczne naszej skuteczności w tym zakresie. Tam można poznać prawdę i dlatego do poznawania tej prawdy wszystkich zainteresowanych zapraszam, a jeśli są sugestie dotyczące tego, w jaki sposób te problemy rozwiązywać lepiej, zawsze będziemy obywatelom za to bardzo wdzięczni.

Czy abolicja miała samych przeciwników wśród ludzi światłych, przedsiębiorczych? Bynajmniej. Polska Rada Biznesu skierowała pismo, w którym informuje, że Polska Rada Biznesu proponuje objęcie okresem abolicji podatkowej zarówno lata 1996-2001, jak i rok 2002, postulując jednocześnie obniżenie preferencyjnej abolicyjnej stawki z 7,5%, o co wcześniej wnioskowaliśmy, do przykładowo 5% (lub nawet mniej). A więc Polska Rada Biznesu chciałaby, żeby abolicja była, ale aby z tego tytułu nie płacić żadnych podatków, przeciwko czemu zdecydowanie występowaliśmy jako rząd, natomiast Wysoka Izba zechciała jeszcze podnieść tę stawkę w ostatecznie uchwalonej ustawie do 12%.

Czy te podatki wobec tego są wysokie i są tak dotkliwe, że zmuszają przedsiębiorców, uczciwych przedsiębiorców do ucieczki do szarej strefy? Nie, tego nie twierdzi NIK, tego również nie twierdzi żadna z organizacji polskiego biznesu, polskich przedsiębiorców, choć niektóre z nich, co rozumiem także jako ekonomista i finansista, mają alternatywne propozycje, które traktujemy poważnie, jest to bowiem nasz poważny partner społeczny i uwzględniamy to w naszych pracach nad dalszymi reformami, udoskonaleniem i systemu podatkowego, a więc ustawodawstwa w tym zakresie oraz rozporządzeń wykonawczych, i polityki realizowanej w ramach istniejących ustaw.

Jakie są jednak fakty, proszę Wysokiej Izby. Otóż, w Polsce podatek od osób prawnych w roku, który szczęśliwie - dla ministra finansów tak, dla wnioskodawców tego rozwiązania z pewnością nie - kończy się niedługo, wynosi 28%, w roku następnym ma być 27%. Opodatkowanie dywidendy dla osób fizycznych, marginalna stopa opodatkowania dochodów osób fizycznych uzyskiwanych z dywidendy wynosi 15%, a więc w sumie dochód i zysk w postaci dywidendy zdobywany w ten sposób są u nas opodatkowane, obciążone daniną na rzecz budżetu w wysokości 38,8. Dla całości OECD ten wskaźnik wynosi 48,8, a więc w Polsce jest bardzo niskie opodatkowanie zysków i dochodów przedsiębiorców. W Polsce podatki w stosunku do produktu krajowego brutto kształtują się na poziomie 35,2, zaś w Unii Europejskiej ten wskaźnik wynosi o ponad 6 punktów więcej, bo 41,6. Wobec tego uciekanie się części przedsiębiorców - niewielkiej, jest to margines, choć, jak wynikałoby z szacunków Głównego Urzędu Statystycznego, sięgający, oscylujący wokół 15% - nie wynika z nadmiernej w porównaniu do innych krajów o gospodarce rynkowej dotkliwości obciążeń podatkowych, tylko z tego, że w naszym systemie brakuje pewnych instrumentów ustanawianych ustawowo, pewnych regulacji ustawowo przesądzanych. Podejmując to wyzwanie, wyszliśmy w tej sprawie z pewnymi wnioskami. Wiele z tych propozycji, które zgłosił nasz rząd, weszło w życie i jest realizowanych. W tym kontekście, słysząc w uzasadnieniu czy w usiłowaniu uzasadniania tego jakże słabo podbudowanego wniosku, kolejnej fałszywej hipotezy, że nasz rząd nie korzysta z czasu, który szybko biegnie, i nie podejmuje inicjatyw ustawodawczych reformujących finanse publiczne, także pod kątem wkrótce nadchodzącego członkostwa Polski w Unii Europejskiej, tej supozycji, tej wręcz insynuacji także trzeba zaprzeczyć.

Panie Marszałku! Wypada podziękować Wysokiej Izbie, osobiście Panu Marszałkowi, Komisji Finansów Publicznych, wszystkim parlamentarzystom za niezwykle aktywną pracę, także w tym niespełna półrocznym okresie, w którym miałem obowiązek pełnić funkcję wicepremiera i ministra finansów. Otóż w tym czasie, w tych pięciu i pół miesiącach Sejm uchwalił już 28 ustaw z 32, które były zgłoszone, 4 są jeszcze na etapie czytań w komisjach i dalszych prac Wysokiej Izby. Jest to tyle ustaw, że gdyby państwo żądali - co też byłoby bezzasadne - usunięcia ministra finansów dlatego, że za bardzo was obarcza pracą, przysyłając wolą rządu kolejne projekty ustaw reformujących finanse publiczne, to może bym to zrozumiał. Chyba że właśnie o to chodzi, że ktoś się przepracował i wolałby, aby minister finansów nic nie robił. Ja nie będę wymieniał tych ustaw, ale jeśli jest taka potrzeba, to, panie marszałku, one wszystkie są tutaj wypisane, a ponadto kto jak kto, ale panie i panowie posłowie znają je najlepiej, bo przecież państwo wiedzą, co uchwalają. Oczywiście można mieć inne zdanie w sprawie niektórych szczegółowych rozwiązań. Gdyby się teraz okazało, że w przypadku tych 28 ustaw, które przyjął Sejm, Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość oraz Liga Polskich Rodzin głosowały w prawie każdym przypadku przeciw, to trzeba byłoby się zastanowić nad tym, jak działa ten mechanizm polityczny. Ale nad tym niech się już zastanawiają ci, za przyczyną których znajdujemy się w tej sali.

Wśród tych ustaw już uchwalonych, już realizowanych, przywoływanych w kontekście wniosku, który jest przedmiotem dzisiejszej debaty, i fałszywie interpretowanych przed chwilą z tej mównicy jest ustawa o restrukturyzacji zobowiązań publicznoprawnych przedsiębiorców, tzw. ustawa restrukturyzacyjna. Jakąś dziwną radość, nieukrywaną, a podszytą fałszem sprawiało to, że oto okazało się, że dochody z tytułu tzw. ustawy restrukturyzacyjnej, które mogą w przyszłym roku wpłynąć do budżetu, będą nieco niższe niż zakładaliśmy w fazie, kiedy dopiero projektowaliśmy, jak ten instrument zadziała. Nie wróżyliśmy wtedy z fusów, tylko staraliśmy się jak najprecyzyjniej przewidzieć, jaki może być ostatecznie dochód budżetowy z tytułu ustawy restrukturyzacyjnej i opłat restrukturyzacyjnych. Dzisiaj wiemy, że te dochody będą nieco mniejsze, ale przecież istotą ustawy restrukturyzującej zobowiązania publicznoprawne przedsiębiorców nie jest fiskalizm, nie są dochody do budżetu. To jest skutek całkowicie uboczny, który trzeba było jakoś skalkulować, preliminując budżet według naszego ówczesnego stanu wiedzy, kiedy nie wiedzieliśmy nawet dokładnie, ile ostatecznie przedsiębiorstw zgłosi się do tego programu. Zgłosiło się, niestety, dużo więcej niż zakładali nawet najwięksi sceptycy wśród nas, gdyż nie braliśmy pod uwagę, że poroniona polityka schładzania koniunktury w latach 1998-2001 doprowadziła dziesiątki tysięcy polskich przedsiębiorców na skraj bankructwa, w tym przytłaczającą większość stanowią firmy prywatne, małe i średnie, które skądinąd są częstokroć eksponowane, pokazywane, odnosi się do nich jako do chluby polskiej transformacji. Do tego doprowadziła polityka nie tego rządu, nie tych ministrów, tylko tych, którzy tu zasiadali przedtem, także w tym czasie, kiedy ja już tam nie siedziałem i jeszcze tam nie siedziałem. W związku z tym prowadzimy działania restrukturyzacyjne, ale one mają ratować polskie miejsca pracy. A ile pracuje w tych przedsiębiorstwach ludzi - czy o to pytają posłowie i posłanki z Platformy Obywatelskiej? Czy to ich w ogóle interesuje? Otóż pracuje tam 390 tysięcy ludzi, z których znakomita część - nie mówię, że wszyscy, większość, być może - utraciłaby pracę, gdyby nie działania restrukturyzacyjne. To był sens ustaw restrukturyzacyjnych, z którymi w sposób nieortodoksyjny, nietypowy, dla niektórych zaskakujący, ale jakże społecznie oczekiwany, jakże pożądany ekonomicznie wystąpił rząd pana premiera Millera. Wskutek tego ponad 61 tys. firm przystąpiło do projektu, do tej pory urzędy skarbowe rozpatrzyły ponad 24 tys. wniosków. Chcę poinformować Wysoką Izbę, a przy okazji wszystkich zainteresowanych przedsiębiorców i społeczeństwo, że w dniu 27 grudnia urzędy skarbowe są otwarte, rozpatrujemy bowiem dalej wnioski o restrukturyzację, udzielamy wyjaśnień tym, którzy je złożyli w ustawowym terminie. Robimy to po to, żeby tym, którzy potrafią sobie pomóc w warunkach rodzącej się gospodarki rynkowej, też pomóc naszą polityką. Na tym polega różnica między naszą polityką, skuteczniejszą, a polityką tych, którzy dzisiaj próbują mnie krytykować, może właśnie dlatego, że są sfrustrowani nieskutecznością swojej polityki. Taki był cel ustawy restrukturyzacyjnej. A co do informacji, jak dopiął się budżet wskutek tego, iż ostatecznie te wpływy - przy okazji - do budżetu państwa były nieco mniejsze... Przecież nie jest tak, jak sugeruje pan poseł Lepper - o czym on wie i ja wiem, i wie Wysoka Izba - że ktoś nam coś dał. Po prostu rząd i minister finansów w ramach istniejących ustaw ściąga z niezależnego banku centralnego należny mu podatek, tak jak ściąga go z wszystkich innych podatników. Dochód budżetu państwa z tytułu wpłat z zysku Narodowego Banku Polskiego w roku 2003, dochód przynależny państwu, społeczeństwu polskiemu, budżetowi państwa polskiego jest dochodem z zysku Narodowego Banku Polskiego w roku 2002 i należy się nam tak jak 2 razy 2 jest 4. Minister finansów po prostu ściąga to, co się należy, do budżetu państwa z takiej instytucji, jaką jest Narodowy Bank Polski, zgodnie z obowiązującymi zasadami.

O co więc chodzi? Skoro nie o to, że te rozwiązania nie były potrzebne, to o co? ˝Gazeta Wyborcza˝ w przeddzień objęcia przeze mnie stanowiska ustami swego interlokutora w artykule zatytułowanym ˝Kryzys a la Kołodko˝ stwierdziła, cytuję: Jeśli teraz zostanie szefem resortu finansów, to możemy spodziewać się, że będzie zwolennikiem ożywienia gospodarczego poprzez zwiększenie deficytu. Koniec cytatu. Deficyt w tamtym momencie kroił się rzeczywiście bardzo duży, został zmniejszony w wyniku znojnych prac rządu i parlamentu tylko do 38,7 mld zł i to zostało uchwalone. Cytuję dalszy fragment tego artykułu: Gdy miał już nadejść, już miał się po nas przetoczyć jak potop. I dalej: Inflacja na starcie wzrośnie o 3-4% i może nadal rosnąć, gdyż nastąpi olbrzymia emisja papierów wartościowych. I cóż się dzieje z inflacją? Gdzie te mityczne, urojone, wyimaginowane według pobożnych, a może niepobożnych życzeń przyrosty inflacji? Inflacja, może warto przypomnieć, w maju wynosiła 1,9%, w czerwcu, w miesiącu poprzedzającym powołanie mnie z woli pana premiera Millera i pana prezydenta Kwaśniewskiego na to stanowisko - 1,6, a w listopadzie nie plus 3, 4 punkty więcej, a więc nie 5,6%, tylko 0,9%, i jest najniższa historycznie w Polsce, nie tylko w okresie transformacji. Inflacja, liczona rok do roku, proszę Wysokiej Izby, według naszych dzisiejszych szacunków - mówię o prognozie Ministerstwa Finansów na koniec tego roku - wynosi 1,95%, a więc gdy zaokrągli się do jednego miejsca po przecinku, wynosi 1,9% bądź 2%. W ustawie budżetowej przyjętej na ten rok wskaźnik ten rok temu zakładano na poziomie 4,5%. Tak miało być, zanim według scenariusza tej gazety pojawił się kryzys a la Kołodko. I teraz mamy ten kryzys: inflacja jest 4 razy mniejsza, niż miała być. A co się dzieje w innych sferach gospodarki? Otóż - patrzę na zegar, jako że za chwilę stanie się to własnością publiczną - komunikat GUS dzisiaj ogłaszany: w przedsiębiorstwach o liczbie pracujących powyżej 9 osób, a dobrze się dzieje także w wielu przedsiębiorstwach, w przytłaczającej większości tych mikro, zatrudniających do 9 osób, produkcja sprzedana przemysłu była w listopadzie o 2,8% wyższa niż przed rokiem. Po uwzględnieniu wpływu czynników o charakterze sezonowym można powiedzieć, że produkcja sprzedana ukształtowała się na poziomie o 6,5% wyższym niż w analogicznym miesiącu ubiegłego roku i o 2,2% wyższym w porównaniu z październikiem br. To jest najlepsza wiadomość, jaka obok uchwalenia wotum zaufania do ministra finansów dzisiaj pójdzie w eter wtedy, kiedy GUS ją oficjalnie ogłosi. (Oklaski) Sądzę zresztą, że występuje jakaś korelacja pomiędzy jednymi dobrymi informacjami a drugimi.

Zarzuca mi się - jeśli to jest zarzut, jeśli do tego odnieść się trzeba poważnie, a muszę, bo jestem przecież w parlamencie i zostało to publicznie powiedziane w kalumniach do mnie adresowanych - że jestem oto nadmiernym optymistą. Zacytuję wobec tego opinię Citibanku: The growth road of export surprised even the biggest optimists improving the overall trade outlook. Export surged by 11% monthly month in october. A więc: Wzrost eksportu zaskoczył nawet największych optymistów, poprawiając ogólną perspektywę rozwoju handlu. Eksport skoczył, październik w porównaniu do października, o 11%. Dalej cytat brzmiał: ...reaching the all-time high volume level, czyli: osiągając najwyższy poziom w historii. To ja jestem nadmiernym optymistą? W takim razie może trzeba zlikwidować Citibank za to, że są tam optymistami? Tylko że oni opierają swoje analizy na faktach, na których ja buduję swoje optymistyczne przewidywania co do polskiej gospodarki, bo to służy polskiej gospodarce.

Mój optymizm, proszę panów i pań, jest optymizmem Polaków, którego im potrzeba, i jest oparty na rzetelnym programie rozwoju społeczno-gospodarczego rządu pana premiera Millera. Jeśli za to ktoś chciałby odwoływać ministra finansów, to w rzeczywistości to kwalifikuje się do wiadomości już nie tylko w Polsce, ale na arenie światowej. Bo czegoś takiego, żeby zgłaszać wniosek o usuwanie ministra finansów za to, że jest optymistą, nie było.

Natomiast być może należałoby coś takiego uczynić wtedy, gdyby minister finansów był nadmiernym pesymistą. Wtedy sam bym dołączył do takiej polemiki, pokazując przesłanki, gdzie tego optymizmu może być więcej. A optymizmu było także więcej w innych instytucjach. Prognozujemy dzisiaj - nie ja, nie rząd, parlament, ustawa budżetowa jest już gotowa - wzrost produktu krajowego brutto w roku przyszłym o 3,5%.

Jest na przykład inna instytucja niezależna, Credit Suisse First Boston, która w sierpniu zweryfikowała swoją prognozę, patrząc na to, co robimy, jeśli chodzi o budżet stabilizacji i rozwoju, jeśli chodzi o ustawy restrukturyzacyjne, o pewne ekstraordynaryjne działania o charakterze wyjątkowym, jednorazowym. Otóż ten niezależny bank i jego eksperci zweryfikowali prognozy wzrostu produktu krajowego brutto w Polsce w roku przyszłym aż do 4%.

Panie Marszałku! Panie Premierze! Wysoka Izbo! Nie wypada mówić o budżecie w sytuacji, kiedy zakończyło się kilka godzin temu jego trzecie czytanie. Natomiast niepodatni na racjonalne argumenty, na twardą wymowę faktów niektórzy, panie i panowie posłowie, chcieliby, żeby było czwarte czytanie, aby jeszcze raz powtórzyć swoje wątpliwości. Do tego będzie jeszcze niejedna okazja; w końcu ten budżet trzeba zrealizować, trzeba będzie go rozliczyć, w końcu trzeba będzie udzielić rządowi w swoim czasie absolutorium za wykonanie tego budżetu. I wtedy będziemy mieli okazję sięgnąć do tego, co i kto mówił, myślał, a przede wszystkim chciał, a z punktu widzenia rządu, który nie tylko dużo myśli, mało mówi, a najwięcej robi. Trzeba będzie rozliczyć się z tego, co robimy. (Oklaski)

I jeśli chodzi o budżet - jeśli znowu kogoś to zasmuci, to z pewnością nie polskie rodziny ani polskich przedsiębiorców - w warunkach porównywalnych w roku bieżącym zebrano o 5,1% nominalnie (to oznacza: o 3,1% realnie) po stronie dochodów więcej niż w roku 2001.

Realnie o 10,3% były również większe wpływy z podatku dochodowego od osób prawnych, co należy wiązać z poprawą wskaźnika rentowności przedsiębiorstw obserwowaną w bieżącym roku, o czym mówiłem już wielokrotnie. Wskaźnik rentowności przedsiębiorców wynosi 3,5% i w listopadzie dalej się poprawiał, wobec tego baza podatkowa się poszerza, przy zmniejszaniu obciążeń podatkowych przedsiębiorców, między innymi poprzez przyspieszone odpisy amortyzacyjne, co umożliwia im większą ekspansję inwestycyjną, a w ślad za tym także obniżenia podatków od osób prawnych w roku przyszłym, co jest ewidentnym obniżeniem podatków, bo wszędzie - być może poza niektórymi częściami Platformy Obywatelskiej - wszyscy przecież wiemy, jako polscy podatnicy, przedsiębiorcy, że 27 to jest mniej niż 28.

Co do długu publicznego, który także był tutaj przywoływany (a to 50%, a to 60%, a to że już przekroczyliśmy, a to że się nie liczymy, a to że nie ma prawidłowych miar), po pierwsze, panie marszałku, wszystkie informacje, które są niezbędne do tego, aby wyrobić sobie - jeśli ktoś chce, jeśli się na tym zna - zdanie, jak się rzecz ma, zawarte są w załączniku do ustawy budżetowej o nazwie ˝Strategia zarządzania długiem publicznym w latach 2003-2006˝. Po drugie, jeśli chodzi o wielkość długu publicznego, w sposób oczywisty liczony zgodnie z polskim ustawodawstwem - bo to, co czynimy w Ministerstwie Finansów i w rządzie Leszka Millera, jest zgodne z prawem, jest zgodne z interesami polskiego społeczeństwa, jest zgodne z logiką ekonomiczną - państwowy dług publiczny, powiększony o kwotę przewidywanych wypłat z tytułu poręczeń i gwarancji, a więc liczony inaczej niż w państwach Unii Europejskiej, inaczej niż według tzw. ESA'95 (European System of Accounting - Europejskiego Systemu Rachunkowości '95) albo kryteriów z Maastricht. Ten dług publiczny według naszej wiedzy na dziś wynosi nieco... Ile on wyniesie, to się okaże w Sylwestra, pewne procesy trwają. Wyniesie niespełna 370 mld zł. A więc tak, oscyluje on, być może przekracza, być może nie, 50% produktu krajowego brutto, co jest zasadniczo efektem procesów kumulujących się z przeszłości, ale także przychodów z prywatyzacji w roku bieżącym, deficytu budżetowego w roku bieżącym, rolowania, czyli przesuwania i zmiany struktury długu publicznego w jego części krajowej i zagranicznej na przyszłość, tak aby zmniejszać obciążenia dla podatników, dla Polaków, z tego tytułu, a także zmian kursu walutowego. Wobec tego, czy przekroczyliśmy 50%, co niektórzy z państwa, może i bez powodu, podejrzewają w tych ostatnich dniach, tygodniach, o tym dowiemy się niedługo. Natomiast chcę powtórzyć, tu, w parlamencie Rzeczypospolitej, że nie ma jakiegokolwiek ryzyka, aby w dającej się przewidzieć przyszłości, przy kontynuowaniu tej linii polityki finansowej, którą urzeczywistnia nasz rząd, w interesie polskiej gospodarki, przekroczyć 60%. Za kilka lat może wystąpić niebezpieczeństwo czy ryzyko otarcia się o 55%.

Potwierdzam dzisiaj, w imieniu naszego rządu, także to, co napisaliśmy w załączniku do ustawy budżetowej, a co przecież nie jest niczym nowym, że nasza strategia średniookresowa w zakresie finansów publicznych jest taka, aby ten dług publiczny w stosunku do, oby jak najszybciej rosnącego, produktu krajowego brutto, a potwierdzam to, co coraz mniej staje się nadmiernie optymistyczne, a co coraz bardziej, nawet dla sceptyków i niedawnych moich krytyków, staje się realistyczne, ma się on zwiększyć w roku przyszłym o ok. 3,5%... Ten dług będzie oscylował w przedziale od 50% do 55%, i to w najbliższych latach, w tym w roku kolejnym, 2003 r., bliżej tego dolnego progu, 50-procentowego.

Wobec tego czy argumenty lub pseudoargumenty, które są wysuwane przez niektórych posłów opozycyjnych, niektórych - przecież wielu z nich do czegoś takiego nie chciało, bo nie mogli, się dopisać, a to, że nie było jakichkolwiek podstaw do podejmowania inicjatywy służącej absorpcji szarej strefy, czego sobie życzy przytłaczająca większość polskiego społeczeństwa, właśnie w interesie tych uczciwych podatników, bo tak - uderz w stół, a nożyce się odezwą. To jest i była oferta dla uczciwych podatników, bo Polacy są z gruntu uczciwi. Przytłaczająca większość to są ludzie uczciwi i prawo ma działać tak, aby nikogo nie skłaniać ewentualnie do tego, żeby się pomylił, żeby się obsunął, żeby zaniechał, bo to jest nasze, polskie państwo, bo to jest nasza, polska gospodarka. I mamy się dzielić tym, co wytwarzamy, a do dzielenia się między innymi czy przede wszystkim z punktu widzenia polityki, o której tu mówimy, jest system finansów publicznych. Nie ma żadnych podstaw, aby zarzucać nierzetelność budżetu, budżetu stabilizacji i rozwoju, który praktycznie już jest uchwalony przez Wysoką Izbę i teraz rzeczywistość pokaże, czy to jest najlepszy budżet, na jaki stać nas wszystkich razem w tej fazie, czy też uda nam się osiągnąć jeszcze większe efekty, sprawiedliwiej dzielić to, co będzie efektem rosnącej wydajności pracy polskich umysłów i rąk, polskich przedsiębiorców, po to, żeby lepiej żyły polskie rodziny.

A co do optymizmu - już o tym mówiłem - w budżecie na rok bieżący, który szczęśliwie się kończy, zakładano, że wzrost będzie raptem o 1%. Pierwszy kwartał 0,2, drugi kwartał - 0,8, trzeci kwartał - już po pewnych zmianach, nie tyle personalnych, ale przede wszystkim w polityce gospodarczej, choć znowu jedno z drugim się łączy i może komuś to nie na rękę, może komuś to utrudnia tkwienie w błędzie i wprowadzanie w błąd swoich własnych wyborców i części polskiego społeczeństwa, ale niech oni z tego wyciągają wnioski - ten PKB zwiększa się już o około 2% i ta dynamika, co poświadczają dane także za październik i za listopad, utrzymywana jest w czwartym kwartale br. Produkt Krajowy Brutto rośnie dziesięciokrotnie szybciej niż w czwartym kwartale roku ubiegłego. Przepraszam, pomyliłem się 0,2 - czwarty kwartał ubiegłego roku, 0,5 - pierwszy kwartał, 0,8 - drugi.

Jak państwo widzicie, jak się pomylę, to potrafię przeprosić - ale wtedy kiedy się pomylę. Jeśli chodzi wobec tego o to, czy ja się mylę ze swoim nadmiernym optymizmem, to po drodze mi, panie marszałku, z tymi Polakami - jak sądzę, mam taką nadzieję - nie tylko ze względu na przedświąteczną atmosferę, z przytłaczającą większością polskich rodzin, z tymi, którzy z optymizmem chcą patrzeć w przyszłość. A nasze zadanie, zadanie rządu, polityki gospodarczej, polityki finansowej polega na tym, żeby tworzyć ku temu instytucjonalne, strukturalne, finansowe, polityczne przesłanki. Więc tworzymy, tworzymy najlepiej, jak potrafimy, a społeczeństwo oceni nas po owocach, a nie po zamiarach.

Wobec tego, kończąc i dziękując za uwagi i stworzenie mi przez część opozycyjnych posłów tej możliwości zaprezentowania i przypomnienia pewnych tez leżących u podstaw polityki reform dla rozwoju realizowanej przez rząd pana premiera Millera, chciałem jeszcze odnieść się krótko do wypowiedzi występującej tutaj dzisiaj w imieniu wnioskodawców posłanki Platformy Obywatelskiej. Źle interpretując tym razem nie fakty finansowe, tylko wielkiego polskiego pisarza i klasyka, powiedziała, kierując to do mnie: ˝Wzywamy: Kończ waść, wstydu oszczędź˝. To się odnosiło do tego, żeby oszczędzić wstydu temu, który w tym pojedynku padał.

Ja nie postąpię tak jak Wołodyjowski i nie będę kończył. Wstydźcie się, państwo.

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Święty Tomasz z Akwinu kiedyś powiedział: jeśli pomieszać dobro ze złem, to kończy się wszelka moralność i każdy może robić, co mu się żywnie podoba. I mnie nie po drodze z tymi, którzy mieszają dobro ze złem. I tak długo, jak przyjdzie mi to czynić, jako wicepremier i minister finansów Rzeczypospolitej czynił będę swoją powinność, aby służyć jak najlepiej rozwojowi polskiej gospodarki. A jeśli komuś nie podoba się mój optymizm, to chcę powiedzieć, że optymizmem sukcesów się nie osiąga, ale bez optymizmu osiągnąć sukcesów nie sposób. I jeśli ten optymizm, który udziela się coraz większej części polskich rodzin i polskich przedsiębiorców, coraz szerszym rzeszom polskiego społeczeństwa, jest coraz bardziej osadzony w twardych realiach poprawiającej się stopniowo kondycji polskiej gospodarki, to z tymi ludźmi uczciwymi i troszczącymi się tak jak ja o przyszłość Polski jest mi jak najbardziej po drodze.

Dziękuję wobec tego za te krytyczne uwagi, z których przychodzi coś wyciągnąć odnośnie do wniosków na przyszłość. Dziękuję za to poparcie udzielone mi przez większość przemawiających pań i panów posłów, gdyż sądzę, że jest to nic innego, jak wyraz rosnącego poparcia dla oby jak najbardziej skutecznej, oby jeszcze bardziej skutecznej w nowym 2003 r. polityki społeczno-gospodarczego rozwoju rządu pana premiera Millera niż w tym roku 2002, który dobiega końca. Chciałbym wszystkim życzyć, chociaż rzecz nie o życzeniach, ale o skuteczności naszego działania, aby te założenia, te plany w jak największym stopniu zostały zrealizowane, a te prognozy, których optymistyczna wymowa niektórym doskwiera, bo mnie nie i przytłaczającej większości Polaków też nie, spełniły się w jak największym stopniu. A jeśli się mylę, bo i to się zdarza, to chciałbym pomylić się tak, jak to przy innej okazji powiedział mówiący przed chwilą pan poseł Jagieliński: pomylić się w tę stronę, że będzie jeszcze większa skala poprawy sytuacji gospodarczej i finansowej, niż to zakładamy w budżecie stabilizacji i rozwoju na rok 2003, w średniookresowych planach rozwoju - w konsekwencji naszej integracji z Unią Europejską, o której to kwestii będzie okazja podyskutować tu, w Wysokiej Izbie, w ślad za dyskusją zwieńczoną bodajże już w Senacie, w piątek, pojutrze, 20 grudnia. A dzisiaj dziękuję za te wszystkie uwagi i dalej robię swoje.

Dziękuję.