Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po co nam państwo?

 

        Spora część problemów, z którymi przychodzi nam się współcześnie borykać, bierze się ze słabości państwa. W jakiejś mierze także i dlatego, że państwo było zbyt silne w okresie gospodarki centralnie planowanej. Nawet w czasach daleko posuniętego jej zreformowania - jak chociażby w Polsce czy na Węgrzech - ta zbyt duża siła państwa przejawiała się zarówno w sferze politycznej, jak i ekonomicznej, olbrzymie bowiem (a w niektórych krajach i okresach bez mała pełne) było zetatyzowanie gospodarki.

Teraz rola państwa ulega wyraźnej redukcji, przy czym w wielu przypadkach proces ten posunął się zbyt daleko. Rozmontowywanie struktur i instytucji "starego państwa", które w warunkach demokracji i rynku są zbyteczne, spowodowało niewydolność państwa także tam, gdzie jest ono bezsprzecznie potrzebne właśnie po to, aby rozwijać się mogła gospodarka rynkowa i dojrzewać mogło społeczeństwo obywatelskie.

Sytuacja jednakże jest dużo bardziej skomplikowana. Państwa mamy w pewnych sferach życia i na niektórych polach aktywności społecznej i gospodarczej nadal zdecydowanie za dużo, gdzie indziej zaś jest go za mało, a jeszcze w odniesieniu do innych obszarów jego zadania i funkcje są źle zdefiniowane. Tak więc pytania, po co potrzebne jest nam państwo w epoce coraz bardziej zliberalizowanej gospodarki i postępującej globalizacji oraz jaki ma być zakres jego aktywności i co ma być jego domeną, wciąż pozostają aktualne.

Nadgorliwość niektórych polityków spowodowała, że w latach 90. zamiast zredefiniować rolę państwa i odpowiednio instytucjonalnie obudować jego nowe funkcje, ograniczano - niekiedy w bezmyślny sposób - jego zakres. Wychodzono bowiem z założenia, że redukcja   "rozmiarów" państwa w prosty sposób pociągnie za sobą wyższą efektywność gospodarczą, a tym samym szybsze tempo wzrostu gospodarczego. I o ile radykalne cięcia "wielkości" państwa -  rozumiane jako ograniczenie jego udziału we własności kapitału i środków produkcji poprzez denacjonalizację i prywatyzację oraz jakościowe zmiany polegające na wycofywaniu państwa i jego biurokracji z ingerencji w procesy alokacji kapitału oraz przepływu strumieniu i zasobów - były słuszne, o tyle nie rozwiązywało to problemu współistnienia państwa, rynku i pozarządowych organizacji niezorientowanych na zyski.

Dylemat "duże" czy "małe" państwo jest sformułowany fałszywie, gdyż nade wszystko musi być one sprawne. Dzisiaj jednak zupełnie co innego tę sprawność determinuje i inaczej trzeba ją mierzyć, chociaż w odniesieniu na przykład do kwestii zapewnienia bezpieczeństwa czy funkcjonowania służb dyplomatycznych zmiany są nieznaczne. Obecnie wielka jest rola (i odpowiedzialność) demokratycznego już państwa za tworzenie i wspomaganie rozwoju instytucji, o które opiera się gospodarka rynkowa. Nadal duże znaczenie ma polityka gospodarcza, której podmiotem jest państwo, a zwłaszcza polityka budżetowa i pieniężna. Tego nie kwestionują nawet najwięksi "antypaństwowcy".

Pod tym też kątem najczęściej dyskutuje się o państwie "dużym" i "małym", sugerując najczęściej, że "małe" - w znaczeniu relatywnie mniejszego zakresu redystrybucji budżetowej, a więc skali obciążeń podatkowych i rozmiaru wydatków państwowych - jest efektywniejsze. Otóż jest to nieprawda, gdyż dla długich okresów w odniesieniu do państw wysoko rozwiniętych wszystkie podstawowe wskaźniki społeczno-gospodarcze - od śmiertelności niemowląt i umiejętności czytania poprzez dostęp do szkół średnich i długość trwania życia do stopy inflacji i tempa wzrostu produkcji - są zbliżone. Jedyna różnica to wyraźnie większe zróżnicowanie nierównomierności podziału dochodów w państwach "małych" niż "dużych". I oto chodzi zwolennikom tych pierwszych, a nie o deklarowaną (i rzekomą) wyższą efektywność oraz szybszy wzrost gospodarczy.

Polskie doświadczenia lat transformacji też potwierdzają słuszność tej tezy. Najszybciej przecież rósł dochód narodowy i poprawiał się standard życia w latach 1994-97, a późniejsze "zmniejszanie" państwa na siłę, poprzez cięcia wydatków budżetowych i "przyspieszoną" prywatyzację, doprowadziły wpierw do spadku produkcji i jej stagnacji, a w ślad za tym do rozległego kryzysu finansów publicznych. Sztuka polityki polega również na sztuce zbierania pieniędzy do państwowej kasy i sztuce ich wydawania na zaspokajanie w rozumny, społecznie zasadny, ale zarazem sprzyjający wzrostowi sposób.

Refleksje te powtórnie nasuwają się na tle wykładu na temat roli państwa w transformowanych gospodarkach, który wygłosił w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego (www.wspiz.edu.pl) - w ramach cyklu "WSPiZ & TIGER Distinguished Lecture Series" - profesor Janos Kornai. Stosując konsekwentnie swoje wcześniejsze metodologiczne ujęcie - jeszcze z czasów analizy poprzedniego systemu - dowodzi on, że wszystkie trzy sposoby koordynacji działań gospodarczych, a więc rynkowy, biurokratyczny i właściwy dla organizacji nie ukierunkowanych w swej aktywności na zyski, są niezbywalne także w gospodarce rynkowej. Transformację w tym kontekście można zatem postrzegać jako fundamentalną zmianę kombinacji i proporcji tych trzech współistniejących z sobą mechanizmów koordynacji.

Oczywiste przy tym jest, że dominuje koordynacja rynkowa, a biurokratyczna ulega zasadniczemu ograniczeniu. Są jednakże obszary, gdzie państwo musi czynić swoje powinności nawet w zaawansowanej instytucjonalnie gospodarce rynkowej, a tym bardziej podczas transformacji ustrojowej. Z pewnością nie dotyczy to sfery produkcji, na pewno na malejącą skalę powinno mieć miejsce w odniesieniu do dystrybucji, ale w oczywisty sposób niezbędne jest w przypadku potrzeby korekty niektórych ekscesów rynku, jak również w stosunku do nadzorowania wielu instytucji, od których działania zależy sprawność samego rynku.

Profesor Kornai podkreśla przy tym, że wszelkie fascynacje są tutaj zawodne. Nie należy ani przeceniać możliwości rynku, ani też państwa, a także organizacji pozarządowych i organizacji społeczeństwa obywatelskiego. Są to wszystko niezbędne elementy całego układu, który w krajach transformacji wciąż daleki jest od satysfakcjonującego. Trwa zatem proces dojrzewania rynku i towarzyszącej mu ewolucji państwa w krajach posocjalistycznych. Nie ma tutaj jakichś określonych ex ante wzorców ani doskonałych modeli teoretycznych czy też doświadczeń praktycznych. Tego musimy się nauczyć sami.

 

Warszawa-Chicago, 18-19 listopada 2001 r.