Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Niewolnictwo i rozwój Afryki

 

        W Afryce 300 milionów ludzi żyje za mniej niż 65 centów dziennie. Wielu nie przeżywa kolejnych dni. W USA - jak można szacować - 10 do 20 procent nagromadzonego przez wieki bogactwa jest funkcją onegdajszego niewolnictwa. Zostało ono zniesione dopiero po wojnie secesyjnej w 1865 roku. Wcześniej w Wielkiej Brytanii (1807) i reszcie Zachodniej Europy (1833), która też wzbogaciła się na haniebnym handlu ludzkim towarem, a niektóre miasta - na przykład Liverpool czy Amsterdam - dzięki niemu wręcz rozkwitły. Później - bo dopiero w roku 1888 - zlikwidowano niewolnictwo w Brazylii, która skądinąd dużo szybciej niż USA poradziła sobie potem z rasizmem.

        Liczba schwytanych i zniewolonych ludzi, którzy zostali przez cztery wieki niewolnictwa siłą przewiezieni do Ameryki, nie jest znana, ale według niektórych historyków sięgnąć mogła nawet 28 milionów. Do tego dochodzi 17 milionów ludzi wywiezionych z czarnej Afryki przez muzułmańskich handlarzy na północ kontynentu oraz w rejon Bliskiego Wschodu i Oceanu Indyjskiego. W międzyczasie jeszcze 4 miliony zginęły podczas łapanek i towarzyszących im walk. Ta razem prawie 50 milionów ludzi...  

        Niewolnictwo to największa zbrodnia towarzysząca rozwojowi kapitalizmu. To także najbardziej brudna karta wczesnej, trwającej w latach 1450-1850, fazy permanentnej globalizacji. Było ono jej istotnym elementem, tak jak stworzenie ówczesnego imperialnego systemu kolonialnego. Jako Polska mieliśmy szczęście w tym nie uczestniczyć. I także między innymi dlatego nie wzbogaciliśmy się kiedyś cudzym kosztem. A inni - bardzo.

Gospodarka oparta o transatlantycki handel niewolnikami kwitła w trójkącie Europa - Afryka - Ameryka. Europejscy handlarze (dziś powiedzielibyśmy "przedsiębiorcy" lub "biznesmeni" albo jeszcze lepiej "inwestorzy"...) eksportowali na zachodnie wybrzeże Afryki artykuły przemysłowe, które wymieniali na niewolników. Tych transportowano do obu Ameryk i na Karaiby, gdzie byli sprzedawani z wielkimi zyskami. Te z kolei były zwielokrotniane poprzez import do Europy takich surowców, jak bawełna, cukier, kawa, rudy metali i tytoń. Niewolnictwo przy okazji obrodziło rozwojem całej otoczki infrastrukturalnej - zwłaszcza żeglugi i portów - oraz usług finansowych i ubezpieczeniowych. Oczywiście, to nie niewolników ubezpieczano, tylko ryzyko od lukratywnych interesów.       

        I oto gdy już mogłoby się wydawać, że niewolnictwo i odpowiedzialność za nie jest wyłącznie kwestią historii i moralnych ocen ex post - podobnie jak odpowiedzialność Kościoła za palenie czarownic na stosach - sprawa wróciła do centrum uwagi. I dobrze, bo sprawiedliwości musi stawać się zadość i to bynajmniej nie dopiero podczas sądu ostatecznego, ale chociażby za życia następnych pokoleń. Dlaczego jednak ta sprawa nabiera wigoru dopiero teraz - na początku XXI wieku? Otóż z tej prostej przyczyny, że nigdy dotychczas nie pozwalały na to uwarunkowania polityczne. Teraz wreszcie pozwalają. Teraz też wreszcie można wykazać związki - choć odległe w czasie i przestrzeni, to jednak oczywiste - między nędzą jednych a bogactwem drugich.

        Wyłania się przeto kwestia nie tylko moralnego zadośćuczynienia (tym bardziej że za przeprosiny prezydentów i premierów kupić nic się nie da), ale materialnej kompensaty za tamte zbrodnie i ich konsekwencje dla hamowania cudzego rozwoju, podczas gdy własny dosłownie cudzą krwią i potem był przyspieszany. Dodać warto, że główna różnica między zbrodniami Holocaustu i niewolnictwa (a analogia ta będzie coraz częściej przywoływana) to różnica czasu. Ale teraz już się nie uda jej zatrzeć. Ważko przyczyniła się do tego konferencja na temat rasizmu, którą ONZ zorganizował w Durbanie.  

        Bardzo niedobrze, że USA (pod pozorem rozbieżności co do zapisów dotyczących polityki Izraela) opuściły obrady. Ale i tak nie mogą już "opuścić" problemu kompensaty za niewolnictwo. To jest już teraz nieuniknione i mądra polityka powinna polegać na zaproponowaniu dobrego wyjścia, a nie na wychodzeniu z sali obrad. Otóż miast czekać na gmatwaninę niekończących się sądowych procedur, trzeba stworzyć specjalny fundusz kompensacyjny, który na dłuższą metę służyć będzie także państwom wpierw wykładającym swój własny kapitał. Piszę o tym w swojej ostatniej książce pt. "Globalizacja a perspektywy rozwoju krajów posocjalistycznych" (www.tnoik.torun.pl). Teraz pora tę koncepcję rozwinąć.

Niezależnie od bezwarunkowego skreślenia 99 procent i tak niespłacalnego długu 41 najbiedniejszych krajów (HIPC), z których aż 35 znajduje się w Afryce, trzeba powołać Development Fund for Africa's Compensation for Slavery (DEFACOS). USA powinny łożyć nań w ciągu 10 najbliższych lat 100 miliardów dolarów, co jest tym łatwiejsze, że akurat dysponuje nadwyżkami budżetowymi. Trzeba sobie uzmysłowić, że jest to rocznie niewiele ponad 1 promil amerykańskiego PKB. Niektóre państwa Europy - zwłaszcza Wielka Brytania, Francja i Belgia, a także Portugalia - powinny dobrowolnie przystąpić do funduszu ze swoimi kontrybucjami. Dotyczy to także niektórych bogatych państw arabskich.

Fundusz powinien być profesjonalnie zarządzany i najlepiej będzie, jeśli powierzy się to specjalnej agencji - a nie MFW lub Bankowi Światowemu - dbając przy okazji, aby maksimum 1 procent kapitału pochłaniała biurokracja i doradcy. Do Rady Nadzorczej warto powołać kilku noblistów z ekonomii, a najlepiej byłoby, gdyby w początkowym okresie funkcjonowania na jej czele stanął sam Nelson Mandela.

Wtedy choć część tego smutnego długu zostanie spłacona, bogatym tego świata niewiele w sumie ubędzie, a Afryka - ten najbiedniejszy kontynent - będzie miała swoją historyczną szansę wejścia na ścieżkę rozwoju. To zaś z czasem opłaci się wszystkim - także krajom bogatym. Wtedy bowiem do Europy i Ameryki z Afryki będą przyjeżdżać biznesmeni i turyści, a nie niewolnicy czy też uchodźcy.             

 

Rochester, NY, 10 września 2001 r. .

.