Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nowa gospodarka, stare problemy

 

        Acz wiele jest symptomów fin-de-siecle, to jednak wiek XX kończy się pod znakiem tzw. nowej gospodarki. Wysokie tempo wzrostu w najbardziej rozwiniętych krajach, zwłaszcza w USA, bezsprzecznie związane jest z tym fenomenem. Zarazem samo pojęcie budzi wątpliwości. Czy doprawdy pojawia się nowa jakość - odmienna forma aktywności gospodarczej dźwigająca w górę wydajność pracy i efektywność całego układu - czy też tylko pewne trendy postępu technicznego skłaniają do wprowadzania nowych pojęć i terminów dla kategorii i procesów, które jedynie przejawiają się w innej formie?  

        Znajdujemy się w fascynującej  fazie czwartej rewolucji przemysłowej. Teraz dopiero komputer pokazuje swe prawdziwe możliwości, a nadzwyczaj szybki rozwój Internetu modyfikuje metody gospodarowania. Ktoś rzec mógłby, że tendencje postępu technicznego tak głęboko zmieniają charakter sił wytwórczych, że w rezultacie zmianie ulega także sposób produkcji. Mamy wobec tego przed sobą ten sam co kiedyś kapitalizm, czy też wyłania się coś odmiennego? Czy to nowe oblicze gospodarowania da się opisać przy użyciu starych narzędzi i teorii? Innymi słowy, czy "nowa gospodarka" implikuje "nową ekonomię", a jedna i druga także "nową politykę ekonomiczną"?

        Niektórzy twierdzą, że gospodarka ery Internetu to jedynie nowe technologie. Przywoływane są porównania z rozwojem linii kolejowych czy telegrafu, co też w swoim czasie pchnęło wydajność pracy w górę, a ludzkość naprzód. Z faktu, że z działających kiedyś w USA 5 tysięcy firm kolejowych czy 2 tysięcy samochodowych pozostał zaledwie 1 procent, nie należy wnioskować, że podobnie będzie z firmami internetowymi, choć mnóstwo z nich na pewno też padnie. Tutaj jednak analogie się kończą. Tym razem mamy do czynienia z zupełnie nową sytuacją w zakresie przesuwania praktycznie nieograniczonej ilości informacji, co ma niebagatelne konsekwencje dla wszystkich form aktywności ekonomicznej.

Podczas gdy onegdaj faktycznie przybywało pociągów i samochodów, a z Warszawy do Wiednia jeździło się coraz szybciej, to tym razem zmiany są iście  rewolucyjne. O ile w roku 1860 przesłanie dwu słów przez Atlantyk kosztowało 40 dzisiejszych dolarów, to obecnie za tę cenę można przesłać całą zawartość Library of Congress. Od roku 1930 koszt rozmowy telefonicznej między Londynem a Nowym Jorkiem spadł 1500 razy. Od 1970 roku realne koszty komputerowych zdolności obliczeniowych spadły o 99,999 procent i liczą się w rachunku nakładów tylko ze względu na przeogromną masę dokonywanych operacji.

Coraz więcej transakcji przenosi się do sieci, zarówno na płaszczyznę B2B, jak i B2C, co redukuje koszty, wymuszając dodatkowo proefektywnościową konkurencję. Jest to proces nieodwracalny. By jednak stał się istotny z punktu widzenia funkcjonowania całej gospodarki, przekroczona musi być masa krytyczna nasycenia użytkownikami Internetu. W przypadku elektryczności wyraźne przyspieszenie tempa wzrostu nastąpiło dopiero w 40 lat po jej zastosowaniu w produkcji. Internet rozpowszechnia się dużo szybciej, nie trzeba więc czekać aż tak długo. Jednakże nawet w USA "nowa gospodarka" ruszyła ostro dopiero wtedy, gdy komputery znalazły się w blisko połowie gospodarstw domowych. Innym krajom wciąż jeszcze daleko do takiego stanu nasycenia, ale postęp jest szybki.  

Internet zmienia sposób edukacji i prowadzenia badań naukowych, odciska swoje piętno na funkcjonowaniu administracji i rozrastającym się przemyśle rozrywkowym. Nie należy porównywać go z telewizją, ale ze zdolnością do posługiwania się słowem. Tak jak przed wiekiem ludzie dzielili się na potrafiących czytać i pisać oraz na analfabetów, tak teraz dzielił ich będzie dostęp do Internetu i umiejętność posługiwania się nim oraz brak tej zdolności. Na tym polu rozegra się kolejna faza rywalizacji o wyższą wydajność pracy, a tym samym o lepszą jakość życia.

Rewolucja internetowa to szansa przyspieszenia tempa wzrostu, również w krajach posocjalistycznych. Jej wykorzystanie wymaga wsparcia ze strony polityki rozwojowej, pojawia się bowiem nie tyle "nowa gospodarka", ile jej nowy - czwarty - sektor. Tak jak kiedyś rolnictwo i wydobycie minerałów, później przemysł przetwórczy, a następnie usługi decydowały o międzynarodowej konkurencyjności i tempie rozwoju, tak w XXI wieku krytycznego znaczenia nabierze czwarty sektor - biegnąca w poprzek wszystkiego gospodarka internetowa i nowoczesne technologie informatyczne.

Borykając się z tyloma starymi problemami w tradycyjnych sektorach gospodarki, warto mieć świadomość, że kształt przyszłości zależy właśnie od sektora czwartego. Najlepiej, oczywiście, nie mieć przestarzałych hut i kopalń, a nowoczesne firmy komputerowe i "dotcomy". Wszystko jednak ma swój czas, a mądrą polityką co najwyżej można przyspieszać nadejście tego dobrego. Taki wniosek nasuwa dotychczasowa przygoda tak ze starymi problemami, jak i z "nową gospodarką". Co najciekawsze, kiedyś i ona będzie stara. Ale to już zmartwienie następnego fin-de-siecle.     

 

Chicago - Warszawa, 14 listopada 2000 r.