Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ślepy zaułek

        

        Pomimo krytycznych uwag pod adresem polityki monetarnej i opinii płynących z różnych źródeł o bezzasadności podwyższania stóp procentowych, Rada Polityki Pieniężnej postanowiła inaczej. To błąd. Wydaje się, że tym razem podjęto decyzję nie tyle pod wpływem słabiej już wyznawanej ortodoksji, ale raczej pod presją przekonania, iż zapobiec to może utracie wiarygodności tego gremium. Na to jednak może być za późno, gdyż inflacja - jedyny kluczowy wskaźnik gospodarczy, za który odpowiada bank centralny - jest zasadniczo większa niż zakładano. Tak wielkiej rozbieżności pomiędzy sformułowanym a priori celem antyinflacyjnym (w granicach 5,4 do 6,8 procent, licząc na koniec roku) a rzeczywistością, która teraz już nieuchronnie się rysuje, nie było nigdy po 1990 roku.

Wtedy jednak było to wytłumaczalne ogromnym obszarem niepewności oraz dynamiką korekcyjnej hiperinflacji, a tym razem rzecz polega bardziej na błędnej polityce niż li tylko na błędach prognozy. Paradoksalnie, rozbieżność ta byłaby mniejsza, gdyby nie ostatnie decyzje RPP, choć w jej przekonaniu powinno być odwrotnie. Otóż nie. Kolejne podniesienie podstawowych stóp procentowych nie tylko nie zmniejszy inflacji w porównaniu do hipotetycznej sytuacji, jaka zaistniałaby bez ich zmiany, ale wręcz ją zwiększa. Wykonano kolejny krok nie w tę, w którą należy, stronę.

        Przejściowe nasilenie inflacji, w tym zwłaszcza jej przyspieszenie (licząc rok do roku) do 11,6 procent w lipcu, nie było spowodowane czynnikami popytowymi ani też nadmiernie rosnącą podażą pieniądza. Bierze się z działania czynników podażowych i kosztowych, w tym leżących po stronie polityki fiskalnej (cenotwórcze oddziaływanie szybciej niż koszty rosnących podatków pośrednich) oraz monetarnej (ponadprzeciętny wzrost kosztów finansowych). W takiej sytuacji jedynie radykalne i drastyczne podwyższenie stóp procentowych - o kilkaset punktów bazowych - mogłoby dać pewne rezultaty stabilizacyjne, jednakże dokonałoby się to kosztem destrukcji sfery realnej i wprowadzenia gospodarki w głęboką recesję. Taki zatem wariant antyinflacyjnej polityki monetarnej słusznie został uznany za niesprawny.

        Na tym tle podwyższenie oprocentowania o 150 punktów bazowych bynajmniej nie może być postrzegane jako przejaw umiarkowania i rozsądnego kompromisu. To wyraz braku klarownej koncepcji polityki pieniężnej, a zarazem jeden z czynników oddziałujących pro, a nie antyinflacyjnie. Podobnie poskutkowały decyzje NBP z lutego, kiedy także odczuwalnie podwyższono stopy, nie osiągając przy tym żadnego z deklarowanych celów. Inflacja jeszcze bardziej przyspieszyła, a deficyt na rachunku obrotów bieżących pogłębił się. Teraz ponownie koszy finansowe pójdą w górę, a to sprzyja inflacji, miast ją ograniczać.

        Głównym beneficjantem nader wysokich realnych stóp procentowych jest krótkoterminowy kapitał spekulacyjny, którego może dopłynąć jeszcze więcej. A przecież jego udział w finansowaniu rosnącego deficytu obrotów bieżących zwiększył się w ostatnich latach jakościowo: z ledwie siedmiu procent w 1997 roku do ponad 50 obecnie. Przy obecnych uwarunkowaniach strukturalnych i instytucjonalnych wyższe stopy procentowe nie koniecznie stabilizują finanse publiczne i nie ograniczają nierównowagi zewnętrznej. Ich wygórowany poziom nie tyle zatrzymuje inwestycje bezpośrednie, które przecież z natury swej odpłynąć nie mogą, ile przyciąga dodatkowy strumień kapitału spekulacyjnego. Ten zaś uciec gwałtownie może i aktualnie staje się to jeszcze bardziej prawdopodobne, gdyż NBP może taką reakcję sprowokować złą sekwencją zmian stóp procentowych w przyszłości, zwłaszcza jeśli będzie utrzymywał wyśrubowane stopy procentowe zbyt długo.

        Windowanie tych stóp, zwłaszcza gdy nie udaje się zredukować stopy inflacji już przez rok, podbija oczekiwania inflacyjne. Przewrotnie do tego właśnie prowadzi polityka NBP, gdyż daje on po raz kolejny sygnał, że wysoka inflacja będzie się utrzymywała. W jakiejś mierze ta jego wiara "cuda czyni" i zaczyna działać mechanizm samo sprawdzającej się prognozy: skoro bank centralny twierdzi, że inflacja będzie wyższa, to podmioty gospodarcze dostosowują się do tego poprzez mechanizm adaptacyjnych oczekiwań inflacyjnych i w końcowym efekcie zaiste inflacja jest wyższa.

        Co zatem czynić? Ano skoro już tak daleko zabrnięto w ten zaułek, to trzeba skręcić we właściwą stronę, bo inaczej okaże się on ślepy. Stopy procentowe powinny wyznaczać cenę pieniądza w przyszłości, a nie ekstrapolować ruchu cen z przeszłości. Inflacja już spada. W sierpniu była nieco mniejsza niż w lipcu, zaś we wrześniu jest mniejsza aniżeli w sierpniu, choć w żadnej mierze nie jest to spowodowane ostatnimi decyzjami banku centralnego. Należy zatem wspomóc ten proces, obniżając stopy procentowe. I to na większą skalę, niż zostały one ostatnio podniesione. Potem RPP może sobie nawet przypisać sukces w zbijaniu inflacji, choć - niestety - swymi nieroztropnymi decyzjami niepotrzebnie ją nasila.

 

Moskwa, 1 września 2000 r.