Aktualności | O nas | Konferencje | Seminaria | Publikacje | "Tygryski" | Kontakt | Linki | Mapa serwisu

 

Eseje

 

Eseje

Nowe Życie Gospodarcze

Magazyn Olimpijski

Prawo i Gospodarka

Przegląd

Panorama

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bogactwo narodów i medale olimpijczyków 

Czas olimpijskich zmagań to nie tylko - a może nawet i nie przede wszystkim - okres sportowej rywalizacji najlepszych sportowców świata. To także chwile zwielokrotniej konkurencji pomiędzy firmami wszelkich możliwych branż, które usiłują wmówić komu tylko się da, że bez nabycia ich produktów, bez konsumpcji ich wyrobów, bez skorzystania z ich usług już po prostu żyć nie sposób. Reklamowa rywalizacja przy tym nie dotyczy firm związanych ze sportem - chociażby przez to, że wytwarzają sprzęt albo odzież sportową czy też budują obiekty rekreacji fizycznej albo obsługują ruch turystyczny - ale wszystkich.

        Niestety, wyraźnie było to widać w USA, gdzie sieć telewizyjna NBC posiadająca wyłączność na transmisje tak przeładowała relacje z igrzysk reklamami, że wydawałoby się, iż to olimpiada jest dodatkiem do tych reklam, a nie odwrotnie. Piszę "niestety", gdyż może to poprawiło notowania niektórych nachalnie reklamowanych towarów, ale z pewnością obniżyło atrakcyjność samej imprezy. Komercjalizacja sportu i okolic sięga już granic absurdu i można się obawiać, że w ich pobliżu będzie się już zawsze obracała, gdyż taka właśnie jest potęga pieniądza, która z pewnością jest silniejsza niż potęga sportu. Nigdy dotąd nie wydano tak dużo na często bezproduktywne akcje reklamowe; gdy reklamują się wszyscy, to skutek jest podobny jak wówczas, gdy nie czyni tego nikt. Igrzyska mogłyby się bez większości z nich spokojnie obejść, ale interesy już nie.

Ekonomiści przeto liczą. Jedni czy zwracać się już poczęło coś z olbrzymich pieniędzy włożonych w kampanie reklamowe. Inni próbują wyliczyć, jaki jest związek między kondycją sportowców a stanem ich krajów, a dokładniej poziomem rozwoju gospodarek. Podkreśla się występowanie dodatniej korelacji pomiędzy bogactwem i liczebnością ludności danego państwa a ilością medali olimpijskich. Najwięcej zdobywają ich sportowcy z krajów zamożnych i ludnych. Pewnym odstępstwem od tej zasady była szczególna pozycja krajów socjalistycznych, o scentralizowanych systemach ekonomicznych i politycznych. Wykorzystywały one sport w celach promocji nie tyle towarów - bo przecież nie za bardzo miały czym zalewać światowe rynki - ale dla zadbania o własny prestiż. Stąd między innymi tak znacząca pozycja w olimpijskim sporcie kiedyś byłej NRD i wciąż nadal Kuby, która w Sydney złotych medali wywalczyła aż 11, tyle samo co bogata Wielka Brytania.  

Z tej głównie przyczyny - a nie ze względu na poziom rozwoju gospodarczego - mocarstwami pozostają Rosja (32 złote medale) i Chiny (28). Oczywiście, w wypadku tego OSTATNIEGO kraju rekordowa liczba ludności ma swoje duże znaczenie. Są wszakże inne ludne kraje, ale zarazem i biedne, i pozbawione reżimu politycznego wymuszającego sportowy wyczyn, jak Indie (jeden brązowy medal) czy Pakistan (bez medali), które w rankingach się nie liczą. Ciekawe, że pomimo złej i przez lata pogarszającej się sytuacji gospodarczej wszystkie republiki poradzieckie razem wzięte zdobyły aż 48 złotych medali, a więc więcej niż USA, które wywalczyły ich "tylko" 39. To "tylko" oznacza więcej niż jakikolwiek inny kraj, ale też mniej niż zdobyli w sumie sportowcy Unii Europejskiej, którzy wrócili z antypodów z 80 złotymi medalami.

Unia Europejska to 6,3 procent światowej populacji oraz 20,3 procenta globalnego PKB, USA zaś to odpowiednio 4,6 i 21.9 procent. Z tego punktu widzenia obliczyć można, że 50 razy bardziej efektywne niż USA okazały się maleńkie Wyspy Bahama z około 300 tysiącami mieszkańców, które zdobyły jeden jedyny złoty medal (ale za to aż dla czwórki sportowców, bo w sztafecie kobiet) przy PKB w wysokości około 5 miliardów dolarów. Mała Słowenia okazała się 25 razy efektywniejsza, gdyż jeden złoty medal (zdobyła dwa) przypada na produkt krajowy brutto rzędu 10 miliardów dolarów. Polska, z naszymi sześcioma zwycięstwami olimpijskimi, ma jeden złoty medal na około 25 miliardów dolarów PKB, a to jest dokładnie 10 razy więcej niż podobnie wyliczony współczynnik dla USA. Pokonaliśmy Amerykanów!        

Generalnie jednak łatwiej zostać medalistą, gdy pochodzi się z kraju bardziej rozwiniętego. A to dlatego, że ogólnie wyższy jest tam standard życia, zdrowsze środowisko naturalne, lepszy stan odżywiania, sprawniejsza opieka zdrowotna. Wyższy jest też poziom ogólnej kultury fizycznej i doprawdy mnóstwo ludzi uprawia aktywny sport dla własnej przyjemności, dla lepszego samopoczucia, dla zdrowia i kondycji, dla uodpornienia się na stresy i poprawę aparycji. Nade wszystko jednak daleko lepszy jest stan wyposażenia w obiekty i urządzenia sportowe. W USA niekiedy nawet małe, prowincjonalne ośrodki sportu i rekreacji przypominają elitarne centra przygotowań olimpijskich z państw uboższych.

Fakt, że sportowcy z Etiopii (cztery złote, w sumie osiem medali) czy Kenii (dwa złote, w sumie siedem) mogą zwyciężać z rywalami z krajów OECD, bo na długich dystansach biegać można bez rozbudowanej infrastruktury sportowej. Podobnie jest ze sprinterami z rejonu Karaibów. Ale to są wyjątki. Reguła jest natomiast taka, że im kraj bogatszy, tym więcej wydaje się tam na sport tak masowy, jak i wyczynowy. A pamiętać trzeba, że prawdziwy sens ma tylko oparcie olimpijskiego wyczynu o masowy sport rekreacyjny. W innym wypadku wszystko to staje się tylko areną i widowiskiem, a we współczesnym świecie coraz bardziej także targowiskiem.

Ostatecznie jednak o sukcesach - w sporcie szczególnie, ale przecież także w nauce i polityce, w interesach i w kulturze - decyduje talent i pracowitość. Bogactwo ich pielęgnacji i wykorzystaniu bynajmniej nie przeszkadza, ale zastąpić też nie jest w stanie. Najlepiej, oczywiście, być i bogatym, i wysportowanym. Ale jeśli bogactwa nie starcza, to może właśnie łatwiej do niego zmierzać także uprawiając jak najwięcej sportu? Bo i taka jest korelacja, chociaż ekonomiści jeszcze nie obliczyli występujących tu współczynników.