"Polska w Unii - Unia w Świecie"
wykład prof. Grzegorza W. Kołodko, Wicepremiera Rządu RP
i Ministra Finansów - 4.04.2003, Uniwersytet Wrocławski


       

tekst nieautoryzowany

 

Dzień dobry Państwu!!!

Serdecznie dziękuje za zaproszenie, dla mnie to zaszczyt wystąpić na tej wielkiej, znakomitej uczelni, chyba w najpiękniejszej akademickiej auli nie tylko w naszym kraju, ale nawet i na świecie.

Słuchając tego, co Pan Rektor był uprzejmy powiedzieć, zastanawiam się, czy to możliwe, że tak krótko żyję, a mam tak długi życiorys. Ale w rzeczy samej łączą się w nim przede wszystkim wątki pracy naukowej, badawczej, z pewnymi epizodami działalności praktycznej, w tym także po raz drugi w rządzie polskim w charakterze wicepremiera ds. gospodarczych i ministra finansów. Najpierw w latach 1994-97 i teraz ponownie od 9 miesięcy już i przez jakiś czas jeszcze.

To o czym chciałbym powiedzieć, podzielić się z Państwem kilkoma refleksjami i zastrzeżeniami, bierze się ze skrzyżowania tych jakże odległych dwóch światów - świata teorii i praktyki, świata nauki i polityki, świata prawdy i skuteczności w nauce. Rzeczą bowiem najważniejszą, na której nam zależy, jest dociec sedna rzeczy, zrozumieć jak się rzeczy mają, dlaczego procesy biegną tak, a nie inaczej, jaka jest ich logika i mechanika, dlaczego zjawiska wyglądają tak, jak je potrafimy wchodząc w sedno opisać, zrozumieć. Natomiast w polityce liczy się skuteczność, dlatego czasem politycy oddalają się od prawdy. Nie jest to bynajmniej mnie właściwe, ale czasami jest tak, o czym także mówiliśmy dzisiaj podczas spotkania z Senatem UWr., że to co jest konieczne, okazuje się niemożliwe, albo to co nam się wydaje na gruncie racjonalnym konieczne, jest niemożliwe do wprowadzenia w praktyce, przynajmniej przez pewien okres, ze względu na to, że trzeba jeszcze w warunkach demokracji mieć większość, przyzwolenie parlamentarne, społeczne. Tak jest często w odniesieniu do procesów społecznych, gospodarczych, finansowych, w które jesteśmy uwikłani podczas historycznego procesu przebudowy naszej gospodarki w kierunku społecznej gospodarki rynkowej i demokracji politycznej społeczeństwa obywatelskiego.

Skoro dzisiejszy wykład jest zatytułowany "Polska w Unii - Unia w świecie" chciałbym w tym kontekście wydobyć kilka wątków. To że Polska praktycznie z punktu widzenia historii już w Unii Europejskiej jest, a realnie stanie się jej członkiem za niespełna 13 miesięcy, wynika z dwóch oczywistych faktów: po pierwsze z samej istoty posocjalistycznej transformacji do gospodarki rynkowej, a po drugie z naszego położenia geopolitycznego. Gdyby bowiem nie było transformacji do gospodarki rynkowej, Polska nie integrowałaby się z Unią Europejską. Gdyby Polska nie leżała tu, gdzie leży, w sercu Europy, w samym środku kontynentu europejskiego, to także nie integrowałaby się z Unią Europejską, tak jak np. nie integruje się z UE Tajlandia czy Chile. Mają one inne odniesienie do procesów regionalnej integracji, w tym pierwszym przypadku w ramach Stowarzyszenia Państw Azji Południowo-Wschodniej, w tym drugim - wpierw w ramach MERCOSUR, a może wkrótce także w ramach NAFTA - Ugrupowania Wolnego Handlu Państw Północnoamerykańskich, być może najszybciej dołączą Chile i niektóre państwa latynoamerykańskie.

Posocjalistyczna transformacja do gospodarki rynkowej ma na sobie bardzo silne piętno procesu geopolitycznego, który dzieje się w tym samym historycznym czasie w Europie.

Istnieje bowiem Unia Europejska, której wewnętrzne więzy integracyjne ulegają modyfikacji i wzmacnianiu, niezależnie od tego, że równocześnie poszerza się ona integrując się z sobą i przyłączając do swoich struktur, instytucji i obiegu gospodarczo-finansowego i społeczno-kulturowego kolejne państwa. Możemy więc mówić zarówno o pogłębianiu integracji europejskiej, jak i o poszerzaniu. Przez pogłębianie należy rozumieć pojawianie się nowych więzi instytucjonalnych i strukturalnych oraz nasilanie tych już istniejących. Poszerzanie to przyłączanie nowych gospodarek dotychczas narodowych, ale w coraz większym stopniu zliberalizowanych i otwartych. Co do samego pogłębiania integracji europejskiej, najważniejszym procesem w tym kontekście jest euro. Uważam wprowadzenie euro za największy sukces na niwie gospodarczej, jaki został odnotowany na kontynencie europejskim od czasu zakończenia drugiej wojny światowej. Jedynie większym sukcesem, który wyjdzie na czoło, będzie to co stanie się 1 maja 2004 roku, a mianowicie poszerzenie Unii Europejskiej o kolejne dziesięć państw, w tym przede wszystkim o Polskę, dlatego, że z mieszkańców tych dziesięciu państw, które integrują się ze społecznościami dotychczasowej Unii Europejskiej połowa to są Polacy. Polska wobec tego odgrywa w tym procesie rolę szczególną. Wracając zaś do euro, na ten temat cały czas trwają dyskusje na ile ten historyczny eksperyment jest udany, nie ma on bowiem precedensu w historii świata. Należy powiedzieć, że jest to udany eksperyment. Dwanaście państw funkcjonuje w euro, trzy państwa zastanawiają się nad wejściem w strefę euro. Niedługo będzie pierwsze ważne starcie po daleko idących implikacjach z tego punktu widzenia, jako że 14 września jest narodowe referendum w Szwecji, gdzie społeczeństwo szwedzkie odpowie na pytanie, czy włączyć się do obszaru euro czy nie. W warunkach szwedzkiej konstytucji jest to inaczej trochę niż u nas. Wynik referendum nie jest obowiązujący, natomiast jest konsensus polityczny pomiędzy koalicją rządzącą a opozycją polityczną, że bez względu na to jaki będzie wynik referendum, będzie uszanowany, choć parlament mógłby sobie postanowić coś innego, niż wynikałoby to z referendum. Nie jest pewne, co Szwedzi powiedzą, gdyż także w ramach rządu szwedzkiego są podzielone punkty widzenia, czy wprowadzać euro czy nie. Ekonomiści i politycy gospodarczy podkreślają, że w małej, otwartej gospodarce lepiej poczekać z tym zachowując na rynku rządu i banku centralnego możliwość prowadzenia polityki pieniężnej odpowiednio do podaży pieniądza, wysokości stóp procentowych, wpływania na kurs walutowy, natomiast w przypadku przekazania tej suwerenności do jednego Europejskiego Banku Centralnego możliwości prowadzenia takiej polityki nie ma.

Państwo, którzy interesują się ekonomią mają świadomość tego, że coś w tym jest. Ta uwaga nie jest pozbawiona sensu. Przykładowo mamy w euro takie państwa, jak Irlandia czy Niemcy i mamy jedną podaż pieniądza, jedną politykę monetarną, jedną stopę procentową Europejskiego Banku Centralnego, która skoro jest jedna powinna być dobra dla wszystkich, a nie jest, dlatego, że obecna stopa procentowa w euro jest z punktu widzenia procesów inflacyjnych i koniunktury gospodarczej za niska dla Niemiec i za wysoka dla Irlandii. Istnieje więc pewna niekonsekwencja wewnątrz systemu, bo jest jedna polityka pieniężna w ramach prawie całej UE, z wyjątkiem trzech państw, które mogą dołączyć, a brakiem jednej zintegrowanej polityki budżetowej, fiskalnej. To co czeka w przyszłości Unię, to dalsza koordynacja, integracja, uniformizacja, gdyż w przypadku polityki monetarnej została ona zuniformizowana, jest jedna dla całego obszaru różnych polityk gospodarczych. Z tego też punktu widzenia należy spodziewać się interesujących, trudnych, merytorycznie i technicznie skomplikowanych, niełatwych politycznie dyskusji i debat. Przez następnych kilka lub kilkanaście lat w zależności od zakresu natężenia dalszych wewnętrznych procesów integracyjnych w UE, to jakie to będą rozstrzygnięcia będzie także dotyczyło funkcjonowania gospodarki polskiej, jako członka Unii. Społeczeństwo polskie będzie musiało konkurować pracując coraz efektywniej, w konfrontacji z innymi narodami w UE.

Dania pozostaje poza euro w oczekiwaniu na decyzję Szwecji. Wielka Brytania na razie pozostaje również poza obszarem euro. Od strony politycznej istotne jest to, że nieco inne poglądy w tej kwestii mają premier i minister skarbu.

W tej chwili zastanawia czy euro prędzej będzie w Polsce czy w Wielkiej Brytanii.

Warunki wprowadzenia euro to: przyjęcie Polski do UE, pięć kryteriów z Maastricht zawierających wysokość stóp procentowych, stopę inflacji, stabilność kursu walutowego, długu publicznego oraz deficytu budżetowego. Polska spełnia obecnie cztery z pięciu kryteriów, z wyjątkiem kryterium fiskalnego. Niektóre z państw UE obecnie go nie spełniają (Francja, Portugalia, Niemcy). Wówczas trzeba dyscyplinować wydatki budżetowe lub znaleźć sposób na zwiększenie dochodów, a rządy i parlamenty są niechętne zwiększaniu obciążeń podatkowych przedsiębiorcom i ludności.

W Polsce planuje się, by kryterium fiskalne spełnić w roku 2006, a więc wprowadzić deficyt budżetu państwa liczony według metodologii z Maastricht poniżej 3 proc., co zapisane jest w kierunkowo przyjętym przez rząd programie naprawy finansów Rzeczypospolitej. Jest to bardzo trudne do osiągnięcia, ale wciąż jeszcze możliwe, pod warunkiem, że będzie przyjęty ostatecznie i konsekwentnie realizowany program naprawy finansów Rzeczypospolitej. Jeśli tak się nie stanie, Polska straci szansę wprowadzenia gospodarki do unii walutowo-gospodarczej w roku 2007.

Trzeci warunek wprowadzenia euro w Polsce to rozstrzygnięcie kwestii po jakim kursie złotego do euro wejdziemy do strefy euro. Jest to dużo ważniejsze po jakim kursie, niż kiedy. Będzie to rozstrzygało na wiele lat o konkurencyjności polskiej gospodarki, o wysokości płac i wynagrodzeń i innych transferów finansowych już w europejskim, wspólnym pieniądzu. Konkurencyjność będzie przesądzała o zdolnościach lokowania produktów na innych segmentach rynku europejskiego. Będzie to decydowało o poziomie i dynamice produkcji, zatrudnieniu, bezrobociu, poziomie dochodów nominalnych wyrażonych w euro w stosunku do innych państw członkowskich euro i będzie miało kolosalne implikacje.

Przed rokiem mówiłem, że kursem okresowej równowagi zewnętrznej złotego do euro jest około 4,35. Wówczas ten kurs wynosił około 3,80. Dzisiaj kurs euro do złotego wynosi dokładnie 4, 35. Gdyby dzisiaj można było wejść do euro, to należałoby wejść po takim właśnie kursie, który jest opłacalny dla polskiej gospodarki. Pytanie jest takie: jaki będzie kurs wtedy, gdy będziemy go blokować w ramach europejskiego węża walutowego i potem starać się chronić przez dwa lata poprzedzające wejście do euro, a potem wynegocjować z Komisją Europejską, z Europejskim Bankiem Centralnym rzeczywisty kurs, po którym wejdziemy do euro - na to pytanie będziemy odpowiadać w przyszłości.

Natomiast jeśli będziemy w UE i spełnimy kryteria z Maastricht, to mamy obowiązek wejść do euro. Nie mamy takiej opcji, jaką ma wciąż Dania, Wielka Brytania i Szwecja, bo w Traktacie Akcesyjnym, który podpisujemy z premierem w obecności prezydenta za dwanaście dni w Atenach jest jednoznacznie rozstrzygnięte odnośnie każdego nowego członka, że wchodzi do UE i euro, jeśli spełnia kryteria. Jeśli będziemy spełniali kryteria to jest tylko kwestia uzgodnienia kursu, jeśli będzie porozumienie co do kursu, stajemy się członkiem euro. Czy to się nam opłaca? W sposób oczywisty - tak, dlatego, że zmniejsza to koszty transakcyjne. Są to ogromne koszty, które ponoszą przedsiębiorcy uczestnicząc w międzynarodowej grze ekonomicznej. Po drugie jest ryzyko kursowe. Jest to skutkiem niezależnego od przedsiębiorcy wahania kursu walutowego. Tutaj ten problem znika. Dzisiaj nie ma problemu kursu walutowego pomiędzy Hiszpanią a Niemcami i pomiędzy Grecją a Irlandią, bo jest ten sam pieniądz.

Proces integracji europejskiej jest zdecydowanym podniesieniem konkurencyjności tej części świata. Polska w warunkach globalizacji ma szanse na rozwój, ze względu na sens tej globalizacji i najgłębszą istotę procesu europejskiej integracji, tylko w ramach szerszego układu gospodarczego. Tylko wówczas będziemy mieli także dzięki korzyściom skali, zmniejszonym kosztom transakcyjnym, eliminacji ryzyka kursowego, a przede wszystkim konwergencji, przekształceniu struktury instytucji w dojrzałe struktury instytucji rynkowej możliwość konkurowania we współczesnej gospodarce światowej. Żeby wejść do UE musimy się stransformować, wprowadzić te instytucje, które są trzonem gospodarki rynkowej, ważniejszym niż sama prywatyzacja i liberalizacja, które obowiązują w UE. Tam gdzie nie potrafiliśmy, nie chcieliśmy się z tym zgodzić, negocjowaliśmy twardo do końca i wynegocjowaliśmy Traktat Akcesyjny, który obecnie istnieje w 22 językach i liczy 5500 stron. Trzeba było sprawdzać, czy w każdym z 22 języków 5500 stron są na pewno tak dokładnie zapisane, jak wynegocjowaliśmy. Jest to logistyczne przedsięwzięcie o niebywałym rozmiarze i bez precedensu w historii. I to właśnie będzie podpisywane za dwanaście dni w Atenach. Ale my wdrażamy instytucje takie, jakie są w UE, co także przyczynia się do wyższej efektywności polskiej gospodarki w skali mikroekonomicznej i z czasem do wyższego tempa wzrostu gospodarczego. Szacuję, że dzięki wejściu do Unii Europejskiej w długim okresie polska gospodarka będzie rozwijała się w sensie przyrostu PKB o około 1,5 proc. szybciej niż gdyby Polska pozostała poza Unią Europejską. Jest to niebywały wskaźnik, bo jeśli dodać go do potencjalnej stopy wzrostu, która wynosi około 4 proc. to 1,5 proc. czyni tę stopę wzrostu możliwą do osiągnięcia na długą metę około 5,5 proc. Jeśli się idzie do przodu w tempie 5,5 proc., przez 12 i pół roku, dochód się podwaja, bo liczy się to procentem składanym. Jeśli tempo to utrzymuje się przez kolejne 12 i pół roku, dochód rośnie czterokrotnie.

Polska wchodzi do UE jako kraj średnio rozwinięty. Nasz PKB na mieszkańca według kursu walutowego wynosi około 5600 dolarów, ale według tzw. parytetu siły nabywczej (PPP) nasz PKB na jednego mieszkańca wynosi w tym roku około 10 000 dolarów, przy średniej UE około 28 000 dolarów, przy poziomie amerykańskim (USA) około 37 000 dolarów. To pokazuje, gdzie my jesteśmy. Uśredniony dochód przypadający na nasze 10 000 dolarów, to stanowi to 38,2 proc. - 40 proc. przeciętnej dla całej piętnastki UE. Obrazuje to dystans jaki nas dzieli. Gdyby chcieć zwiększyć czterokrotnie nasz dochód do poziomu 40 000 dolarów, trzeba kroczyć przez 25 lat. Wtedy w UE i na świecie dochód będzie dużo wyższy. Jest to pogoń za uciekającym celem. W ostatnich latach w wyniku niedobrego pomysłu o schładzaniu koniunktury gospodarka UE rozwijała się szybciej niż w Polsce i dystans się zwiększył. Kiedy kończyliśmy realizację strategii dla Polski, gdy poprzednim razem byłem w rządzie w roku 1997 ten wskaźnik wynosił około 40 proc. i zamiast odrabiać zaległości, zmniejszać dystans, ten dystans powiększył się, bo wyhamowano w Polsce do zera tempo wzrostu PKB, co się nie stało w UE, choć tam z innych względów ta dynamika uległa odczuwalnemu wyhamowaniu. Wobec tego w Polsce jest potencjał i będzie on tym większy, im korzystniej zintegrujemy się z UE, im lepiej będziemy w stanie wykorzystać środki strukturalne z UE i temu m.in. obok wzmocnienia samorządów terytorialnych, uproszczenia systemu podatkowego, uszczelnienia systemu finansów publicznych, zwiększania dozy sprawiedliwości w redystrybucji dochodów, wspierania przedsiębiorczości, służy właśnie największe przedsięwzięcie polityczno-gospodarcze po roku 1990 jakim jest naprawa finansów Rzeczypospolitej. Wchodząc do UE musimy wydać na nasze składki i opłaty członkowskie w latach 2004-2007 ponad 7 mld euro, czyli w zależności od kursu ponad 30 mld zł. Natomiast możemy dostać z UE, tylko nie do budżetu państwa lecz do gospodarki, budżetu samorządów terytorialnych, pozarządowych organizacji, prywatnej przedsiębiorczości - ponad 60 mld zł. To może być wielki zastrzyk na doinwestowanie ochrony środowiska, infrastruktury dróg, kapitału ludzkiego w zakresie edukacji, nauki i kultury, sportu, rekreacji i turystyki, rozwoju małej i średniej przedsiębiorczości. Mamy bardzo wiele do odrobienia. Jest szansa powrotu na ścieżkę szybkiego rozwoju gospodarczego rzędu 5-6 proc. i utrzymanie się na niej nie przez 4 lata, jak to wydawało się w okresie realizacji strategii dla Polski w latach 1994-97. Wtedy tempo wzrostu wynosiło przeciętnie blisko 6,5 proc. W ciągu czterech lat realizacji strategii dla Polski PKB zwiększył się aż o 28 proc. Sześć lat temu PKB rósł kwartalnie w tempie 7,5 proc., gdy wróciłem w 2002 roku - 0,5 proc. Przyczyniła się do tego błędna polityka budżetowa i monetarna niezależnego Banku Centralnego, oparta o błędne teorie ekonomiczne. Obecnie trwa przyspieszenie m.in. wskutek programu restrukturyzacji finansowej, w którym uczestniczy ponad 60 tys. firm, w tym 59 tys. firm małych i średnich, prywatnych, dzięki czemu po raz pierwszy po 1998 roku bezrobocie zaczyna spadać; w II półroczu 2002 PKB rósł o 0,5 proc., w II półroczu 2003 dynamika ta przekroczy 3 proc., w IV kwartale będzie oscylowała wokół 8 proc., w IV kwartale roku 2004 może przekraczać 5 proc. W polskiej gospodarce jest potencjał, ale wymaga on budżetu stabilizacji i rozwoju, bo oprócz rozwiązania problemów w przyszłym roku będziemy musieli wpłacić z budżetu państwa składkę do UE i pokryć koszty z tego wynikające. Jeśli pieniądze będą płynęły z UE, to nie od razu, i nie do budżetu lecz do gospodarki. My, Polacy będziemy mieli więcej pieniędzy. Irlandia wchodząc do UE w 1973 roku razem z Wielką Brytanią miała swój poziom PKB w wysokości 57 proc. przeciętnej UE. Polska ma obecnie zaledwie 38 proc. tego przeciętnego poziomu. Dzisiaj Irlandia ma 122 proc. przeciętnej UE, wyższy poziom PKB na mieszkańca niż Wielka Brytania. Za dwa pokolenia możliwe jest, że przewyższymy PKB na mieszkańca w Niemczech. Przy takich wizjach należy politykę gospodarczą opierać się na dobrych teoriach ekonomicznych.

Irlandia ma swoją specyfikę, to mały kraj - 3,7 mln ludności, Polska ma 39 mln ludności; Irlandia zaabsorbowała niebywałą ilość inwestycji bezpośrednich od 10-milionowej mniejszości irlandzkiej w USA a także wykorzystała dużą ilość funduszy strukturalnych, ale w innym czasie. Wtedy UE było na to stać, aby Irlandia mogła otrzymywać ekwiwalent 6 proc. swojego PKB z Unii Europejskiej. Irlandia rozwinęła ogromny przemysł fonograficzny i muzyczny. To największa pozycja eksportowa na rynku irlandzkim. Należy więc skorzystać w pewnej mierze z sukcesu irlandzkiego, bo powtórzyć go nie można. A przede wszystkim musimy umieć wykorzystać to, co daje nam wejście do Unii Europejskiej.

Grecja przystąpiła do UE w roku 1981; wówczas przeciętny poziom PKB na mieszkańca wynosił około 67 proc. przeciętnej UE. Relatywnie Grecja była mniej zacofana w stosunku do Unii niż Irlandia w roku wejścia do UE. Obecnie Grecja ma około 60 proc. przeciętnej UE, a więc dystans pomiędzy konkurencyjnością, poziomem rozwoju i standardem życia przeciętnie w Grecji i w całej Unii Europejskiej zwiększył się przez 20 lat członkostwa. Grecy nie potrafili wykorzystać tego, co wejście do UE im dało. Czy Polacy będą potrafili wykorzystać szansę wejścia do UE w globalnej grze konkurencyjnej? Zależeć to będzie od narodowych strategii rozwoju społeczno-gospodarczego w kolejnych kilkuletnich odcinkach, od narodowej polityki wzrostu gospodarczego, rządu, parlamentu, konkurencyjności przedsiębiorców, kapitału ludzkiego. Zależeć to będzie od nas. Możemy pójść do przodu na wzór może nie irlandzki, lecz hiszpański, w relatywnych terminach i znaczeniu. Albo możemy dreptać nieco z tyłu. Wszystko to dzieje się w kontekście globalnym, ale co ma z tym wspólnego globalizacja. Otóż pamiętajmy, że oprócz tego, że znajdujemy się na Uniwersytecie Wrocławskim, że jesteśmy w Polsce, w Europie Środkowej i Europie, to cały czas jesteśmy na świecie. Unia Europejska jest małym fragmentem świata, obejmuje ź produkcji światowej. Polska ma wkład zaledwie 0,6 proc. produkcji światowej; 0,5 proc. handlu zagranicznego światowego. Nasze znaczenie jest większe niż wykazane w handlu zagranicznym, ale nie dzięki gospodarce, ale dzięki pozycji politycznej Polski. Duże jest uznanie na świecie w szczególności dla polskiej nauki i kultury, dla polskiego romantyzmu. Trwa wielka rywalizacja na skalę światową. Największym elementem tej rywalizacji w ciągu następnego pokolenia będzie rywalizacja Europa - Ameryka Północna. Trzeba więc patrzeć na proces integracji europejskiej, jej poszerzania i pogłębiania przez pryzmat odpowiedzi na wielkie wyzwanie północnoamerykańskie. Czy Amerykanie czekają na to, aż się ziści chyba jeszcze wciąż bardziej iluzja niż wizja, że oto w roku 2010, jak zdeklarowano na szczycie w Lizbonie, że Unia Europejska ma być w roku 2010 najbardziej konkurencyjną na świecie gospodarką opartą na wiedzy. Ale tak nie będzie, bo najbardziej konkurencyjną gospodarką opartą na wiedzy w roku 2010 będą bezsprzecznie Stany Zjednoczone. Ale jest to dla Europejczyków wielkie wyzwanie, skoro jest już widoczny dystans technologiczny co do jakości kapitału ludzkiego, zdolności w zakresie badań i wdrożeń. Trzeba iść w tym kierunku szybciej niż ten postęp będzie cały czas trwał. Stany Zjednoczone są potęgą gospodarczą wytwarzającą 29 proc. czyli więcej niż Unia Europejska.

Na spotkaniu z Senatem UWr. dyskutowaliśmy od czego może zależeć i jak finansować rozwój gospodarki opartej na wiedzy w Polsce. Czy Amerykanie czekają, aż my, Europejczycy, ich dogonimy? Nie, oni nie czekają. Oni nie tylko dbają o swoją gospodarkę opartą na wiedzy, prowadzą reformy strukturalne i instytucjonalne, oni także walczą z patologiami, które nawet tam występują. Ale z punktu widzenia "my w Unii - a Unia w świecie" pytanie jest takie: oni są też w tym świecie, co oni robią? Otóż jest hasło, ale i podjęte są już działania, żeby iść od NAFTA, która obecnie skupia USA, Kanadę, Meksyk, może dojdzie Chile, i poszerzyć ten układ integracyjny, który nie jest tak ścisły jak Unia Europejska, w ogólnoamerykańską Strefę Wolnego Handlu FTAA w miejsce NAFTA.

Strefa Wolnego Handlu będzie wytwarzała 1/3 światowej produkcji. Polska będzie wytwarzać blisko 30 proc. światowej produkcji. Wolny rynek amerykański i europejski inaczej zintegrowane, my bardziej ze wspólną walutą, Komisją Europejską. Zderzenie dwóch wielkich cywilizacji, dwóch potęg będzie znamienne dla czasu, w którym żyjemy.

Pojawiają się nowe dodatkowe szanse i dodatkowe ryzyka. Polska większość kosztów integracji już poniosła, a większość korzyści dopiero się pojawi. Wszystko to dzieje się na tle globalizacji, która jest nieodwracalnym historycznym procesem, liberalizacji a w ślad za tym integracji funkcjonujących dotychczas odrębnie rynków kapitału, towarów, siły roboczej w jeden światowy rynek. Globalizacja to uświatowienie gospodarki. Daje ono więcej szans niż ryzyka. Budzi wątpliwości ludzi napływający zagraniczny kapitał. Kapitał jest jeden. Jeśli potrafimy go wykorzystać, aby napływały do Polski nowe techniki i technologie, by podnosiła się jakość kapitału ludzkiego, zarządzania, marketingu, ułatwiało nam to dostęp do innych części gospodarki światowej, do innych segmentów rynku światowego i europejskiego, to jest bardzo dobrze. Natomiast w wyniku wadliwie wyśrubowanych stóp procentowych Banku Centralnego, całkowicie niezależnej instytucji, mamy taką sytuację, że stopy procentowe są najwyższe w Europie przy najniższej europejskiej inflacji. Są one prohibicyjne i przechłodziły koniunkturę, co spowodowało utratę 7 punktów z dynamiki gospodarczej i nieodwracalną utratę czasu czyli kilku lat. Wtedy dopływa kapitał spekulacyjny, który wychwytuje tzw. dyferencjację czyli zróżnicowanie stóp procentowych. Płacą za to polscy przedsiębiorcy i podatnicy, bo relatywnie obciąża to ich budżet państwa, płacą za to polscy konsumenci, bo poprzez koszty finansowe wliczone w koszty produkcji przenosi się to na ceny, które relatywnie są większe.

Obecnie jesteśmy skazani na to aby dużo myśleć, pracować coraz lepiej w zorganizowany sposób, stawać się coraz bardziej konkurencyjnymi. Sukces ten nie jest pisany z faktu, że oto jest posocjalistyczna transformacja na rynku, integracja europejska, dzieje się globalizacja, w której musimy odnaleźć swoje miejsce; z tego faktu wynika to, że mamy jeszcze więcej dodatkowych szans niż nieuniknionych dodatkowych kosztów i zagrożeń. Natomiast jak duże będzie saldo, bo będzie ono pozytywne, co do tego nie mam wątpliwości, to już zależy od tego, jak dobra i mądra będzie strategia rozwoju społeczno-gospodarczego naszej Polski. Dobrą strategię można mieć tylko wtedy, kiedy opiera się ona o dobrą teorię. Dlatego warto studiować, prowadzić badania naukowe, robić to co robią studenci i pedagodzy na tym znakomitym Uniwersytecie, czyli w tym poszukiwaniu prawdy jestem z Państwem zawsze i nieustannie, jako że jestem "wiecznym studentem", a kto studiuje ten nie błądzi.

Dziękuję.